Jak komisje śledcze zdemaskowały głupotę polityków od ośmiu gwiazdek Czytaj więcej w GP!

Kartel Platformy złapany za rękę

Niezależnie od tego, jak bardzo kartel medialny III RP będzie się oburzał, to afera, jaka rozgrywa się od kilku miesięcy w lubuskim samorządzie, jest nie tylko aferą Platformy Obywatelskiej w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz jest także sprawą, która jak w soczewce pokazuje patologie polskiego systemu samorządowego i w gruncie rzeczy naturę znienawidzonego przez postkomunistyczne elity pojęcia „układ”.

Portal Wirtualna Polska oburzał się, że afera wykryta przez „Gazetę Lubuską” nazwana została w moim programie aferą Platformy. Autorzy kuriozalnego tekstu stwierdzili, że jedynym wątkiem łączącym skandal polegający na potencjalnym żądaniu korzyści osobistej o podłożu seksualnym z Platformą Obywatelską jest fakt, że instytucja, w której rzecz się rozgrywa, nadzorowana jest przez wojewódzki samorząd, którym zarządzają politycy tej partii. Pytanie o to, czy autorzy tego rodzaju tekstów kpią czy pytają o drogę, jest zbędne. Tekst nie jest podpisany imieniem i nazwiskiem właśnie dlatego, że nikt, kto choćby dotknął tej sprawy z daleka, nie podpisałby się pod taką bzdurą. Ponieważ jednak strony tego portalu oglądają miliony internautów, warto przypomnieć, dlaczego to jest afera tej konkretnej partii politycznej. Po pierwsze, samo przyjęcie do pracy poszkodowanej w tej sprawie byłej już sekretarki WORD wiązało się z – jak powiedziała – „poleceniem służbowym” zapisania się do Platformy Obywatelskiej. Po drugie, zapisanie się do tej partii nastąpiło w biurze pani poseł Sibińskiej, tej samej polityk PO, która została w połowie marca poinformowana o mobbingu i korupcyjnej propozycji z seksem w tle. Pani Sibińska – jak twierdzą inni bohaterowie śledztwa „Gazety Lubuskiej” – mianować miała „swojego człowieka” na stanowisko szefa WORD, i to on jest w tej sprawie oskarżany przez byłą sekretarkę. Ten człowiek, choć wcześniej związany był z PSL, od pewnego czasu jest… członkiem Platformy Obywatelskiej. Wiemy o tym m.in. stąd, że kiedy tylko pani poseł Sibińska dowiedziała się o skandalu, zamiast zawiadomić organa ścigania, zatelefonowała do swojego partyjnego kolegi, konkretnie członka regionalnego zarządu Platformy Obywatelskiej i byłego wiceministra spraw wewnętrznych w rządzie Donalda Tuska, pana Marcina Jabłońskiego, i to on właśnie na konferencji prasowej poinformował, że jako członek partii postawił wniosek o to, żeby dyrektor WORD zawiesił się w prawach członka tego ugrupowania. Członkiem tej samej partii był również wspomagający główną poszkodowaną Magdalenę Szypiórkowską działacz społeczny Stanisław Czerczak. Jak stwierdził w czasie rozmowy w Urzędzie Marszałkowskim, sam również w przeszłości został zmuszony do zapisania się do Platformy. Ważnym politykiem tego samego ugrupowania jest nadzorująca prace WORD marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak.

To właśnie ona na nagraniu spotkania z poszkodowaną mówi, że o całej tej aferze poinformowała najważniejszych polityków w Warszawie, bo specjalnie w tym celu pojechała do stolicy, żeby porozmawiać z Marcinem Kierwińskim, o którym stwierdziła, iż „ma nadzieję, że poinformował Donalda Tuska”. Ale to nie koniec związków tej sprawy z partią PO i sprawdzonymi przez lata sposobami funkcjonowania tego środowiska. Złapani za rękę mówią, że to nie ich ręka. Borys Budka w rozmowie z dziennikarzem wp.pl Michałem Wróblewskim stwierdził, że to „kompletna bzdura” i że Marcin Kierwiński o niczym nie wiedział. Słowem nikt nie miał żadnej wiedzy. Pani poseł Sibińska nie poinformowała policji, marszałek Jabłoński też nie, ale za to polecił swojemu podwładnemu z partii i urzędu, żeby wytoczył przeciwko poszkodowanej prywatny akt oskarżenia, marszałek była na urlopie, a kiedy był u niej w samym środku tej afery Donald Tusk, akurat o tym nie rozmawiali. Dlatego marszałek pojechała na zarząd Platformy, żeby powiedzieć o tym Kierwińskiemu, który nie dosłyszał, więc nic o sprawie nie wie. Kiedy o aferze napisała „Gazeta Lubuska”, zaczęło się przerzucanie gorącego kartofla. A ten, jak się okazało, przerzucają nie tylko funkcyjni działacze partii. Również działacze organizacji współpracujących. Kiedy przyszło do losowania sędziego, który oceni prywatny akt oskarżenia, dwoje sędziów wycofało się ze względu na konflikt interesów. Koniec końców być może na wysokości zadania stanie sędzia ze stowarzyszenia Iustitia. W końcu wspólne manifestacje Iustitii i Platformy nie świadczą o niczym, czego o kartelu medialnym i postkomunistycznym układzie nie wiedzielibyśmy do tego momentu. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń