„Realiści” powrócili. Gdy tylko skończył się etap miodowego miesiąca, gdy tylko wojna zaczęła się oswajać i pojawiły się pierwsze problemy ekonomiczne z nią związane, niemal od razu pojawili się publicyści i komentatorzy, którzy w imię rzekomego realizmu wzywają do studzenia realizmu w relacjach z Ukrainą, przekonują, że nasze zaangażowanie jest za duże, a dodatkowo - to szczególnie ostatnio - wykorzystują każdą okazję, by obrzydzić Ukrainę. A to prezydent Wołodymyr Zełenski jest za mało wdzięczny, a to w czasie nalotów za mało mówi o krzywdzie Polaków na Wołyniu (realnej krzywdzie i straszliwej zbrodni). Jednym słowem festiwal „realizmu” trwa.
Cudzysłów, jakim opatrzyłem słowo realizm w tym tekście jest absolutnie celowy. Omówiona postawa jest bowiem wszystkim tylko nie realizmem. Oczywiście my Polacy często bywamy emocjonalni, często nie liczymy się z własnym interesem i walczymy nie tylko o swoją wolność. Jest w nas też wiele romantyzmu. I wszystkie te cechy widać także obecnie. Ale, i tego trzeba być świadomym, nasza obecna proukraińska postawa, nawet jeśli nacechowana romantyzmem i emocjami, jest jedynie realistyczną. Istnienie i niepodległość Ukrainy, jest kluczowe dla naszej niepodległości i suwerenności, a także bezpieczeństwa. Rosja, i akurat w Polsce to wiadomo, jest śmiertelnym zagrożeniem dla naszego kraju. Nie jest realizmem udawanie, że Polska z Rosją może się dogadać.
Zwycięstwo Ukrainy z Rosją, obrona jej granic, jest kluczowa także z perspektywy NATO i jego systemu bezpieczeństwa. Rozpad Ukrainy, zajecie dalszych terenów przez Rosję oznacza także jeszcze więcej uchodźców, jeszcze większy dramat ekonomiczny. I wreszcie, jeśli Rosji uda się przejąć kolejne tereny, zniszczyć suwerenne państwo, to będzie to sygnał dla innych zbrodniarzy, liderów sfrustrowanych upadłych imperium, że oni także mogą zrobić to samo. A to oznaczać będzie, że świat stanie się o wiele mniej bezpiecznym i stabilnym miejscem.
To wszystko uświadamia, że realizmem prawdziwym, a nie pozornym jest właśnie wspieranie Ukrainy. Taka postawa wynika z naszego najlepiej pojętego interesu, jest pragmatyczna. I to, czy Ukraina jest wystarczająco wdzięczna czy też nie jest (moim zdaniem jest, ale to bez znaczenia) kompletnie w tej analizie się nie liczy. Proukraińskość jest obecnie propolska. I tyle.