Na 187 kilometrach granicy pomiędzy Polską a Białorusią powstała bariera inżynieryjna. Tak nazywany jest ponadpięciometrowej wysokości płot, który usadowiony jest na podstawach osadzonych w gruncie na głębokości nawet 9 metrów. Bariera powstała w odpowiedzi na zorganizowany w zeszłym roku pierwszy od 17 września 1939 roku atak obcego państwa na polskie granice.
Apogeum tej operacji był atak przeprowadzony przez grupę sprowadzonych na Białoruś imigrantów z państw Bliskiego Wschodu, kierowanych przez funkcjonariuszy rosyjskiego reżimu. Dziś jest jasne, że ten atak był po prostu jednym z etapów wojny, jaką Federacja Rosyjska prowadzi przeciwko państwom Zachodu. Wojny o odzyskanie utraconego wraz z upadkiem ZSRS imperium.
W momencie, kiedy do użytku oddana została zapora, warto przypomnieć, że sama operacja „Śluza”, której częścią były ataki na Polskę, związana była z demokratycznym zrywem, jaki nastąpił już prawie dwa lata temu tuż za atakowaną granicą. Były to manifestacje przeciwko Łukaszence. Przypomnijmy, w roku 2020 w tym państwie odbyły się wybory prezydenckie. Sfałszowane jak zwykle, ale inaczej niż zwykle ich sfałszowanie wywołało niewidziane w tej ostatniej enklawie sowieckiego autorytaryzmu manifestacje milionów ludzi, którzy swoją postawą przekazali światu prosty komunikat. Że w tych wyborach wybierają wolność, mimo że polityczni liderzy opozycji siedzieli w więzieniach.
Skutkiem tych manifestacji były nie tylko represje względem opozycji, w tym względem Polaków będących obywatelami Białorusi. Zwyciężczyni tych wyborów, Swietłana Cichanouska, wyemigrowała na Litwę, a wraz z nią ludzie, którzy kontynuowali swoją działalność z emigracji. Ta działalność polegała przede wszystkim na informowaniu świata, jak wyglądają realia działania tego bandyckiego reżimu.
I to w efekcie tej działalności, uderzającej przecież bezpośrednio w interesy rosyjskie, w maju 2021 roku lecący do Wilna, zarejestrowany w Polsce samolot Ryanair, został zmuszony do lądowania na Białorusi. Pretekstem było fałszywe zgłoszenie o bombie na pokładzie. Prawdziwym celem – jeden z aktywistów białoruskiej opozycji Roman Protasiewicz. Został zatrzymany, wyciągnięty z samolotu i przejęty przez białoruskie służby. Ponieważ ich akcja de facto była porwaniem samolotu, jej efektem stało się wprowadzenie sankcji przez Unię Europejską przeciwko Białorusi.
Tydzień później na jachcie na Morzu Czarnym Aleksandr Łukaszenka spotkał się z Władimirem Putinem. Kilka tygodni później światowe serwisy informacyjne obiegła zaskakująca deklaracja, wypowiedziana przez dyktatora państwa, które nie ma dostępu do morza ani żadnej bezpośredniej lądowej granicy z wrażliwymi migracyjnie terenami Bliskiego Wschodu, że w związku z unijnymi sankcjami „Białoruś nie ma już sił ani pieniędzy” do przetrzymywania imigrantów z… Afganistanu, Iranu i Iraku na swoim terytorium.
To właśnie wówczas Litwa, a w ślad za nią kilka tygodni później Polska, wprowadziły stan wyjątkowy i właśnie wtedy na granice naszych państw ruszyła fala imigrantów. Również wtedy podjęte zostały decyzje o budowie zapory na polskiej granicy.
Ta decyzja stała się od razu przedmiotem wściekłych ataków polskich polityków opozycji. Mimo tych głosów budowa nie została powstrzymana. Dziś jest oczywiste, że wykorzystanie fali migracyjnej zgodnie z doktryną wojny nowego typu, opracowaną przez szefa rosyjskiego sztabu Walerija Gierasimowa, było tylko jednym z narzędzi prowadzenia przeciwko kolektywnemu Zachodowi wojny. Tej samej wojny, która w innym, dużo tragiczniejszym wymiarze rozgrywa się dziś na Ukrainie. To ta sama wojna, którą zapowiadał Władimir Putin wówczas, kiedy stwierdzał, że upadek ZSRS był największą geopolityczną tragedią XX wieku i on zamierza odwrócić jej skutki. A to z kolei oznacza, że celem wszystkich tych działań jest pozbawienie wolności zwykłych obywateli państw, które trafiły kiedyś pod rosyjski but wraz z powstaniem imperium zła. To imperium dzisiaj próbuje się odrodzić. I jak zwykle korzysta w tym celu nie tylko z własnej brutalnej siły, lecz także z sowicie opłacanych, jaskrawo ujawniających się właśnie w takich momentach, bezwstydnych agentur.