Działo się to 5 lat temu, 22 stycznia 2017 roku. Pracowałem od kilku miesięcy jako wydawca nienadawanej już audycji „Gość Poranka”, w której TVP Info gościło polityków. Tak się złożyło, że akurat zaproponowałem swojemu ówczesnemu przełożonemu, by jednym z gości na dzień następny był właśnie Rafał Wójcikowski. Zdążyłem sprawdzić, że kilka dni wcześniej poseł Kukiz’15 założył konto na Twitterze, i ucieszyłem się widząc, że znalazłem się w gronie osób przez niego obserwowanych… I nagle ta fatalna wiadomość o wypadku samochodowym. Wielu kolegów wspominało Wójcikowskiego jako osobę wierną ideałom, uczciwą i bezkompromisową, walczącą o miejsce w przestrzeni publicznej dla osób cierpiących, jak on sam, na chorobę Aspergera. I jako człowieka tropiącego toczące Polskę polityczne i gospodarcze patologie, wnikliwie badającego skutki ustawy hazardowej i przed nimi ostrzegającego. Czy właśnie to kosztowało go życie? Pomimo zakończenia śledztwa dwa lata po wypadku, po latach pięciu nie wiemy tak naprawdę niczego i zostaliśmy ze swoimi pytaniami sami. To tragiczne zdarzenie było bowiem niezwykle tajemnicze, a prace prokuratorów nie odpowiedziały na wiele wątpliwości (szczegółowy opis znaleźć można w tekście Marcina Dobskiego „Śmierć posła Wójcikowskiego: co wiemy, a czego nie wiemy po 2 latach” w Salonie24). Co więcej, już po tym zdarzeniu posłowie kontynuujący jego prace również doświadczyli dość dziwnych sytuacji na drogach, co przywodzi na myśl schematy dobrze znane z historii III RP i kilku większych spraw z pogranicza szemranego biznesu i służb. Czy więc Wójcikowski był ofiarą wypadku, czy też trzeba stawiać go raczej w jednym szeregu z Michałem Falzmannem czy Jarosławem Ziętarą?