Emil Czeczko zdradził swój kraj i bez względu na targające nim motywacje zapisał się jako haniebna karta w historii Polski. I nie da się tego odwrócić, chyba że wyobrazimy sobie scenariusz, w którym dezerter wraca do Polski, wyznaje winy i z pokorą przyjmuje wyrok. Blisko sto lat temu groziłaby mu kulka, dziś jest to 10 lat więzienia lub zaginięcie w „nieznanych okolicznościach” na terenie Białorusi.
17 grudnia całą Polskę, a pewnie i sojuszników NATO, zelektryzowała wieść o ucieczce 25-latka z granicy. Po przedostaniu się na terytorium wrogiego państwa, które wypowiedziało Unii Europejskiej wojnę hybrydową z użyciem ludzkich tarcz w postaci migrantów, żołnierz 11 Mazurskiego Pułku Artylerii w Węgorzewie poprosił białoruskich pograniczników o azyl polityczny.
Jak poinformowały tamtejsze służby, Czeczko nie zgadzał się z polityką migracyjną polskich władz, określając ją jako niehumanitarną czy wręcz nieludzką. Pochodzący z Bartoszyc mężczyzna nie wziął ze sobą broni, co skłaniałoby raczej do postawienia tezy o zaplanowanym działaniu z premedytacją.
Nie minęło kilka godzin od wybuchu tej sensacji, a Czeczko zatroskanej jego losem dziennikarce reżimu Alaksandra Łukaszenki opowiedział swoją historię. Ani słowem nie wspomniał o swoich problemach z prawem, nadużywaniu przemocy, alkoholu i narkotyków. Narrację – oszczerczą, bałamutną, a momentami wręcz śmieszną – skupił na swoim kraju, demonstrując swoją niechęć i pogardę. Każdego obserwatora musiał wbić w fotel fragment, gdy Czeczko pyta Białorusinów, czy może udać się do toalety, tuż po tym jak zdjął z bluzy polską flagę.
Bezceremonialnie przyznał, że nic ona nie znaczy po tym, co usłyszał na swój temat w kraju. Jednocześnie opowiadał na potrzeby reżimu bajki o strzelaninach na granicy oraz zabijanych migrantach i działaczach pozarządowych organizacji, posługując się kolejnymi elementami z repertuaru psychozy – mowa tu o relacji na temat ciał zjedzonych w lesie przez wilki. Dlatego – można wyczytać z kontekstu – już nigdy nie uda się ustalić ofiar Straży Granicznej. Trzeba przyznać, że w telewizyjnym show Czeczko wypadł nad wyraz blado.
W kolejnym wywiadzie dezerter przyznał przed kamerami, że popadł w problemy prawne. – Miałem problemy z prawem związane z moją matką, to jest prawda. Leczyłem się z uzależnienia alkoholowego, to też prawda. Po prostu teraz wyciągają najmniejsze problemy – mówił Czeczko i krytykował polską opinię publiczną, przerzucając na nią odpowiedzialność za to, co się stało.
Na niecały tydzień przed dezercją 25-latek został przyłapany na jeździe po pijaku i pod wpływem narkotyków. Informacja nie dotarła jednak prawdopodobnie do przełożonych, wszak mężczyzna nie przyznał się policjantom, że służy w wojsku. Od blisko dwóch lat znęcał się nad matką, za co czekał go wyrok sądu po przejściu do cywila. Dziwnych okoliczności wokół Czeczki jest tak dużo, że polskie służby muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy popełniając kolejne przestępstwa, żołnierz był agentem obcego państwa i realizował zadania operacyjne, nakierowane na kompromitowanie polskiego munduru. Jakie były motywacje Czeczki i kiedy zdecydował się na zdradę? Do jakich informacji miał dostęp i co mógł wyjawić?
– W takich sytuacjach zakłada się różne tropy, odpowiednie badania prowadzi Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Należy założyć, że – po pierwsze – był on pozyskany przez stronę białoruską do formalnej współpracy. Po drugie należy brać pod uwagę działanie inspiracyjne: Czeczko został zachęcony do podjęcia odpowiednich zadań przez osoby podstawione przez służby, a jego zachowanie było podatne na sugestie pośredników – wskazuje ekspert od bezpieczeństwa i dezinformacji Kamil Basaj, prezes fundacji INFO OPS Polska.
Na tym jednak nie koniec. Są jeszcze dwa elementy układanki, które równie dobrze będą pasować do casusu Czeczki. – Trzeci wariant: niestabilność emocjonalna, pewna niepoczytalność. Nie tylko problemy procesowe, czyli przemoc wobec matki, jazda po alkoholu, środki odurzające. Tu może chodzić też o prozaiczne przesłanki – mówi nam Basaj. – Kolejny scenariusz, jaki się nasuwa: świadome działanie nie tyle na rzecz białoruskiego wywiadu, ile środowisk prorosyjskich. Te cztery ścieżki są równie prawdopodobne – dodaje.
Teorii o szantażu w przypadku Czeczki i jego rodziny nie wyklucza natomiast kpt Stanisław Pitera, żołnierz 21 Brygady Strzelców Podhalańskich. – Nie wiadomo, czy służby reżimu Łukaszenki nie zaszantażowały Emila Czeczki np. wyrządzeniem krzywdy najbliższym. Teoretycznie groźba mogła wyglądać tak, że rozkazali przekroczyć granicę, a następnie wziąć udział w wywiadzie i przekazać informacje uderzające w Polskę, by ochronić bezpieczeństwo swoich bliskich. Drugą opcją jest dezercja z własnej woli. Czy młody żołnierz podjął taką decyzję sam? Byłoby to nie do usprawiedliwienia – opisuje wojskowy.
Według kpt. Pitery wątek wyrządzania szkód polskiemu wojsku jako zaplanowanej gry operacyjnej przez Białoruś należy sprawdzić, ale jest on mało prawdopodobny. – Teorii o celowej „wpadce” żołnierza podczas podróży samochodem też nie można wykluczyć, choć – w moim przekonaniu – jest ona mało wiarygodna. Rozumiałbym jeszcze, gdyby Czeczko – za namową służb rosyjskich lub białoruskich – np. zaatakował kogoś publicznie, pobił, to skompromitowałoby armię – wskazuje żołnierz.
– Jeśli wyodrębnimy z możliwych opcji aktywność 25-latka na rzecz białoruskiego wywiadu, to można naprawdę wiele zakładać. Dla Białorusi brak wiarygodności Czeczki może okazać się ogromnym problemem: wszyscy poznaliśmy fałszywe oskarżenia pod adresem polskich funkcjonariuszy. Gdyby desygnowali aktora z innym poziomem wiarygodności, to mogliby oddziaływać na szersze grono odbiorców przy pomocy propagandy – analizuje Kamil Basaj.
Rozliczenia w Wojsku Polskim zakończyły się na przełożonych dezertera: dowódcy baterii, plutonu i dywizjonu w Węgorzewie. Brakuje na razie odpowiedzi, dlaczego nie zadziałała Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Czy żołnierze wysyłani na granicę z Białorusią są szczegółowo sprawdzani pod kątem kartoteki i powiązań, także rodzinnych? Tego nie wiemy, ale można podejrzewać, że do zdrady Czeczki mechanizm kontrwywiadowczy nie działał.
Jaki ruch wykona Czeczko? Jedną z opcji jest pozostanie na Białorusi, co będzie wielce ryzykowne, ale 25-latek najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że grozi mu dokładnie taki koniec, jaki sobie wymyślił w głowie na temat imigrantów po polskiej stronie granicy. Drugim rozwiązaniem byłby powrót do kraju i poddanie się karze. – Na pewno należy mieć świadomość, że służby białoruskie, zwłaszcza w sytuacji konfliktu hybrydowego, pozostaną bezwzględne wobec Czeczki. Wyeksploatują go do granic możliwości w sferze agitacyjnej i wywiadowczej. Postarają się wszystko od niego wyciągnąć – mówi Basaj.
W historii III RP dochodziło do różnych aktów zdrady – chociażby agenturalnej działalności polityków, oficerów, funkcjonariuszy służb specjalnych i biznesmenów na rzecz obcych wywiadów. Jednak nikt w tak ostentacyjny sposób nie postanowił zbrukać własnego nazwiska i munduru w sytuacji konfliktu, gdy istnieje potężna groźba wojny, już nie hybrydowej, ale konwencjonalnej.