Ot, choćby dlatego, że ostatnio śnieg z reguły przychodził do nas w styczniu, czasem nawet w lutym, i dopiero wtedy ozdobione świątecznie drzewka na prywatnych posesjach zyskiwały pełnię swojego piękna, a kolorowe lampki tę naturalną białą czapę. Aż człowiek łapał się na myśli, że czeka na święta, które przecież już były, bo nastrój robił się przedświąteczny bardziej niż karnawałowy. Jak zawsze jednak w te obyczaje, motywowane trochę komercją, a trochę wahaniami klimatu, wmieszała się polityka i inżyniera społeczna. Kilka lat temu patrzyliśmy z dystansu na zachodnie zwyczaje, gdy zamiast świąt nagle pojawiły się „season” i „holidays”, a to niespodziewanie przyszło i do nas. W awangardzie jak zawsze stanął warszawski ratusz, nawet nie pamiętam kiedy, bo etatowa graficzka, którą Rafał Trzaskowski dzieli ze Strajkiem Kobiet, narzeka, że jej prace obrywają co roku. A obrywają, bo nie ma w nich nic świątecznego, chyba że za takowe uznać ośnieżone drzewa bez ozdób albo Pałac Kultury. Czy półksiężyc na dekoracjach z ostatnich lat był muzułmański, czy był tylko zwykłym warszawskim księżycem, tego się pewnie nie dowiemy. Z gwiazdkami gorzej, nawet jeśli to tylko podświadomość kazała autorce machnąć ich akurat osiem. Może to silniejsze od niej? Tak czy inaczej prezydent, miasto i artystka wszystkim życzą dobrze, nie wiedzieć tylko czemu akurat w grudniu i w scenerii pasującej do jakiegoś socrealistycznego lub w najlepszym razie modernistycznego kurortu zimowego? Zaraza rozlała się na inne miasta, niektóre przynajmniej piszą, że są jakieś święta, a kasę wszędzie kasuje ta sama pani, więc przynajmniej u niej święta będą wesołe. I oby takie były również u Państwa.