Sprawa korupcji w TSUE, a przynajmniej to, o czym dowiedzieliśmy się dzięki tekstom „Libération”, to jest czubek góry lodowej. Wygląda na to, że mamy do czynienia z powiązaniami o charakterze stricte mafijnym, i to na szczytach władzy Unii – chodzi o byłego przewodniczącego Komisji Europejskiej, byłego prezesa Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, obecnego przewodniczącego Trybunału Sprawiedliwości UE.
Pytanie, na ile wyroki wydawane w TSUE były pod wpływem lobbingu i łapówek, a na ile tylko efektem specyficznego „ocieplania” atmosfery przez ludzi mających pieniądze. Czy sprawa Turowa to efekt skutecznego lobbowania pewnego rodzaju biznesu, który chciał wyłączyć polską konkurencję, czy efekt działania oszalałych ideologów? Niestety, na te pytania nie da się odpowiedzieć bez odsunięcia ludzi dzisiaj odpowiedzialnych za układ korupcyjny, a to oznacza trzęsienie ziemi we wszystkich instytucjach unijnych, bo korupcja sięgnęła najwyższych szczytów. W tym kontekście nie dziwi, że TSUE tak ostro atakuje funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej w polskim Sądzie Najwyższym, skoro sam bardzo potrzebuje takiej izby, która by patrzyła mu na ręce i rozliczała z najbardziej bezczelnych aktów korupcji.