10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!
Z OSTATNIEJ CHWILI
Rząd Izraela zatwierdził porozumienie z palestyńskim Hamasem w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy oraz uwolnienia zakładników • • •

Czas poczwarek

Gdybym miał dziś wznawiać „Polskie zoo” (od razu zaznaczę, że nie ma takiej możliwości), musiałbym szerzej sięgnąć do sfery insektów. Nie tylko dlatego, że sfera polityki zrobiła się bardziej obrzydliwa, a zamiast dawnych pluszaków powinny występować

Gdybym miał dziś wznawiać „Polskie zoo” (od razu zaznaczę, że nie ma takiej możliwości), musiałbym szerzej sięgnąć do sfery insektów. Nie tylko dlatego, że sfera polityki zrobiła się bardziej obrzydliwa, a zamiast dawnych pluszaków powinny występować karaluchy, glisty, szczeżuje i skorpiony. Powód jest inny – u owadów istnieje ciekawy cykl rozwojowy: larwa – poczwarka – motyl. Doskonale obrazuje ewolucje wielu naszych polityków (choć, przyznajmy, często wspomniany proces zachodzi w odwrotnej kolejności) – od żarliwego katolika do wojującego ateisty, od wszechpolaka do salonowca.

A dlaczego nie posłużyć się kameleonem? Cóż, kameleon to tymczasowy koniunkturalista, dopasowuje się do koloru tła, w głębi ducha pozostając sobą.

A nasi politycy? Czasami zastanawiam się, czy w ogóle mają jakieś poglądy. A jeśli tak, starannie je ukrywają. Ich wybory i transfery odbywają się z wielu powodów – strach o miejsce mandatowe, korupcja polityczna, osobiste animozje i ambicje.

Gdyby chodziło o idee, z Platformy powinna wykruszyć się gdzieś połowa – wstępowali do partii prawicowej, konserwatywnej, liberalnej, a wylądowali na centralistycznej, libertyńskiej centrolewicy. Wszyscy zmienili poglądy jak lider?

Odwrotnie w PiS. Jarosław Kaczyński się nie zmienił, program partii też. Dlaczego więc odpłynęli kolejnymi falami wcześniejsi gorliwi chwalcy utożsamiający się z prezesem w 100 i więcej procentach? Poza Markiem Jurkiem trudno dopatrzeć się motywów ideowych.

Jako człowiek starej daty rozumiem politykę jako służbę publiczną, w której liczy się cel, a nie miejsce aktualnie zajmowane. Satysfakcji dostarcza dzieło, a nasze miejsce – w zdrowym organizmie, którego celem jest zbiorowy sukces, nasze talenty, pracowitość itp. – powinno zostać zauważone i wykorzystane. A jak nie – zawsze pozostanie satysfakcja uczestniczenia w czymś pięknym i wspaniałym, i czekanie. Czekanie – jedna z największych umiejętności (zarówno polityków, jak i rybaków), bo koło fortuny ciągle się obraca i znów możemy dostać szansę.

Obrażanie się, zabieranie swoich zabawek, paskudny moralnie transfer mogą dać jakiś krótkoterminowy zysk indywidualny, ale co z celem głównym, z perspektywą, z Polską...?

Zdobycie wymarzonych 5 proc. to kilka foteli w parlamencie. Te same 5 proc. w ramach większej partii czy bloku to kilkadziesiąt miejsc więcej i możliwości działania na nieporównanie większą skalę.

A jednak klasa polityczna ciągle choruje na syndrom Korwin-Mikkego, który jako cel życiowy postanowił sobie przegranie wszystkich wyborów na wszystkich szczeblach, jakie tylko są możliwe. Nie szkoda czasu?!

Z perspektywy racjonalnego wyborcy głosowanie nie oznacza wyboru ideału – raczej kompromis pomiędzy osobistymi marzeniami a tymi, co lepiej lub gorzej do nich pasują. Dlatego dzisiejszy program polityczny dla człowieka myślącego patriotycznie sprowadza się do jednego punktu. Za wszelką cenę odsunąć tę nieudaczną i niebezpieczną dla Polski ekipę od władzy. Miejsce Tuska jest przed sądem, Palikota – w salonie osobliwości. Niesiołowskiego – w Tworkach, a pani HGW – za bufetem (np. w metrze).

Załatwmy to, a potem przyjdzie czas na inne sprawy.

 

 



Źródło: Gazeta Polska

Marcin Wolski