„Rozstrzelano moje serce w Poznaniu” – pisała w 1956 roku Kazimiera Iłłakowiczówna, co po latach na okolicznościowej płycie poświęconej poznańskiemu Czerwcowi ‘56 równie poruszająco wyśpiewał Andrzej Dudek. Lata mijają, wszystko tanieje, o pękające serca dziś o wiele łatwiej.
„Powinniśmy myśleć nad tym, jak najbardziej możemy współpracować, żebyśmy wszyscy byli w Unii, ale żeby ta Unia była taka, jaka jest dla nas do przyjęcia. Bo jeżeli pójdzie tak, jak się zanosi, że pójdzie, to musimy szukać rozwiązań drastycznych. Brytyjczycy pokazali, że im dyktatura brukselskiej biurokracji nie odpowiada, odwrócili się i wyszli” – powiedział marszałek Ryszard Terlecki, a wiele osób nie będąc w stanie przyswoić tak długiego komunikatu, zrozumiało z niego tylko tyle i aż tyle, że ważny polityk PiS chce wychodzić z Unii. I mniejsza z tym, że jak na razie nie chce tego ani on, ani tym bardziej premier, komunikat poszedł w świat.
A serca pękły w wielu internetowych wpisach, których autorzy piszą ckliwe i nieweryfikowalne zdania o mężach i rodzicach, którzy umarliby z żalu, gdyby mieli nieszczęście dożyć takiej chwili. Nie dożyli jednak, więc w ich imieniu na wyrost rozpaczać muszą ich dzieci. Opozycja oczywiście histerie te podtrzymuje i podsyca, jak może, na co łapią się nawet niektórzy bliżsi prawicy komentatorzy.
Inni liczą sobie na spokojnie, że niedługo coraz bardziej uzurpująca sobie pozatraktatowe zwierzchnictwo Unia może zwyczajnie przestać się nam opłacać, bo pieniądze pomału się kończą, a te, które się znajdą, trafią raczej do państw młodszych stażem i tych, które dziś jeszcze czekają w kolejce do wspólnoty. My, coraz starsi i coraz bogatsi, naturalną koleją rzeczy będziemy dostawać coraz mniej i, co już widać, za coraz większą cenę.
Proces ewentualnego wyjścia nie jest błyskawiczny i samo pojawienie się tematu nie jest bynajmniej równoznaczne ze skutkiem, jednak podobna wrzutka sprawdzić się może za to jako karta przetargowa. Taktyka ustępstw, negocjacji i tłumaczeń, przy upartym niewykorzystywaniu nawet przysługujących nam procedur odwoławczych (eksperci twierdzą, że za sam fakt wstrzymywania decyzji o funduszach pomocnych już mamy pełne prawo żądać odszkodowania) zupełnie się nie sprawdza. Dzisiejsze unijne elity niewiele różnią się od azjatyckich w duchu reżimów, chęć porozumienia traktując jako słabość i zachętę do ataku.
Dlatego nie należy przejmować się pękającymi sercami od dawna nieżyjących rodziców opozycyjnych internautów i walczyć o swoje, zwłaszcza, że nawet urzędnicze konfiguracje też nie są przecież wieczne i za kilka lat możemy już rozmawiać z zupełnie inna Unią.