Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Zaraźliwy koniunkturalizm cz.1

Bezideowość Platformy, skutkująca niemożnością stworzenia akceptowalnej dla Donalda Tuska deklaracji ideowej, ma wpływ na niemal wszystkie inne ugrupowania sceny politycznej. Z jednej strony szkodzi im, gdyż odbiera część potencjalnych wyborców, którzy popierają PO, łudząc się, że reprezentuje również ich wartości jako partia wielu nurtów. Z drugiej – w pewnym stopniu wymusza podobny brak wyrazistych przekonań. 

Boleśnie przekonuje się o tym Lewica, w swoim czasie ucierpiał PSL, a i Szymon Hołownia musiał od razu przyjąć narzucone przez PO reguły gry. 

PSL

Krótki przegląd bezideowości polskich partii politycznych zacznijmy od Polskiego Stronnictwa Ludowego. Pozostając w koalicji z Platformą, mniejszy partner sporo się od silniejszych kolegów nauczył. Choć, nie odmawiajmy mu tego, swoje wiedział i wcześniej, nie na darmo zyskując przydomek partii obrotowej. PSL było przecież dwukrotnie w koalicji z postkomunistami, w czasie wyborów w 1997 r. wzięło na swoje listy wyborcze narodowców Bogusława Kowalskiego, a z PO weszło w sojusz, gdy ta formalnie była jeszcze partią konserwatywną. Ludowcy zapłacili za to pewną cenę, tracąc olbrzymią część poparcia na wsi po wejściu do tzw. tęczowej koalicji przed ostatnimi eurowyborami. 

Odrobili tę lekcję, do Sejmu idąc już jako konserwatywna partia centrum, jednak na trochę więcej wyrazistości (początkowo określali się jako centroprawica, mowa była nawet o współpracy z Markiem Jurkiem) się nie zdecydowali. Co więcej, choć niektórym politykom Stronnictwa zdarzało się krytykować PiS za brak zaostrzenia prawa aborcyjnego i wypominać mu współpracę z brytyjskimi konserwatystami, którzy uznali małżeństwa homoseksualne, już w kampanii prezydenckiej prezes Władysław Kosiniak-Kamysz przynajmniej w pierwszej z tych kwestii był o wiele bardziej liberalny. 

Przyznajmy jednak, że ludowców na protestach Strajku Kobiet i pod tęczowymi flagami nie widujemy. PSL pozostaje konserwatywne, jednak wciąż orientuje się na współpracę ze środowiskami o przeciwnym nastawieniu. Zapewne w chwili próby nie poprze najdalej idących ustaw, mając jednak świadomość, że przyczynia się do ich uchwalenia.

Nowa Lewica 

Lewica jest zakładnikiem liberalnej części swego elektoratu (a raczej – potencjalnego elektoratu), czyli wielkomiejskich na ogół elit, które przez lewicowość rozumieją jedynie daleko posunięty liberalizm w kwestiach obyczajowych. Równocześnie we wszelkich badaniach opinii publicznej pomstuje na socjalne posunięcia PiS. Echa tego zjawiska widać we wzajemnych uszczypliwościach między częścią zorientowanych na PO polityków dawnej Wiosny czy SLD a działaczami Razem i socjalnego skrzydła Lewicy z przewodniczącym Włodzimierzem Czarzastym i byłą rzecznik Anną Marią Żukowską. 

I to właśnie młodzi sympatycy Razem najmocniej punktują dziś swoich sojuszników, widząc, że choć ci rzucili się demonstrować w obronie TVN, nie zainteresowali się za bardzo losem strajkującej załogi fabryki wełny mineralnej w Trzemesznie, największego od lat zorganizowanego strajku polskich robotników, zakończonego właśnie sukcesem. Lewica może sobie pozwolić na po swojemu pojętą „ideowość” w kwestiach obyczajowych, które ją łączą, ale coraz częściej okazuje się, że podział dotyczący wątków ekonomicznych i socjalnych pomiędzy poszczególnymi frakcjami koalicji kierowanej przez Czarzastego jest bardzo głęboki i w przyszłości może spowodować pęknięcie. 

Jak go uniknąć? Tak jak przez lata postępowała PO – przez niezajmowanie jednoznacznego stanowiska przynajmniej w części spraw. Trzeba jednak dodać, że również kwestie obyczajowe nie są przez wszystkie lewicowe środowiska opisywane jednym głosem. Narasta – dla prawicy wciąż chyba nie całkiem zrozumiały, a bardzo ważny cywilizacyjnie – konflikt między najbardziej progresywnym, jak się zdaje, nurtem a przedstawicielkami odłamów feminizmu TEFR i SWERF, czyli osób, które odmawiają uznania za część społeczności LGB osób reprezentujących literę T (trans) lub nie aprobują pracy seksualnej (sex work) i czerpania z niej korzyści.

Konfederacja

Jak często ostatnio słyszymy, Donald Tusk wyklucza w tej chwili współpracę z lewicą, patrzy natomiast w kierunku Konfederacji. I nie jest to aż tak zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę nie najgłośniejsze medialnie wypowiedzi czy działania polityków tego ugrupowania (ostatnio głównie związane z kwestiami szczepień i bezpieczeństwa sanitarnego), ale poglądy gospodarcze liberalnej części elektoratu. 

Tusk pamięta dobrze, że połowa wyborców Krzysztofa Bosaka w drugiej turze wyborów prezydenckich poparła Rafała Trzaskowskiego, i całkiem słusznie widzi tu dla siebie tereny łowieckie. Część młodych środowisk wolnościowych jest całkowicie obojętna na całą sferę wartości wyznawanych przez starszych kolegów, co nieraz prowadzi do absurdów. Fakt, że za wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego  w sprawie przepisów antyaborcyjnych podpisali się również konfederaci, wywołał zaskakujące poruszenie w szeregach ich wyborców. 

Z kolei co bardziej wyrywni działacze Antify znaleźli się w kropce, spotykając na wiecach w obronie LGBT młodych wolnościowców (przez samych siebie nazywanych pedolibkami) z żółtymi sztandarami, próbujących stanąć po tej samej stronie sporu. Wszystko to prowadzi do wniosków, że i Konfederację czeka w dalszej przyszłości podział lub unikanie niektórych tematów.

Polska 2050 

Szymon Hołownia, celujący w zawiedziony elektorat Platformy, swoją karierę polityczną rozpoczął już skazany na całkowitą bezideowość. Wszelkie dawne poglądy i deklaracje zamknął w szufladzie z napisem „prywatne”, ogłaszając, że nie będzie robił tego, co sam by chciał, ale to, co robić trzeba i tak jak trzeba – i aż do powrotu Tuska banały te przekonywały niemal jedną piątą chcących głosować Polaków. Bezideowość najwyraźniej popłaca.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski