Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że tacy Niedźwieccy kreują medialną rzeczywistość III RP. Ludzie na co dzień robiący w kłamstwie, zamulający nim polską debatę publiczną. I tworzą się nowi – terminujący przy dziennikarzach z zaciągu bezpieki.
Na początku powiem, że nie wychowywałam się ani na Trójce, ani na jej liście przebojów – czynię takie zastrzeżenie, bo bardzo wielu komentatorów wypowiadając się na temat tego radia zaczyna od wynurzeń o swojej młodości i jego wpływie na nią. Otóż – na szczęście – żaden Niedźwiecki czy inny Mann nie kształtował na żadnym etapie mojego postrzegania świata. O przypadku ordynarnego kłamstwa, jakim były notowania piosenek w Trójce, piszę dlatego, iż doprawdy trudno o bardziej malowniczy przykład postkomunistycznej ściemy wolności. I to jeszcze takiej adresowanej – podobno – do inteligentów. Jest już bowiem zupełnie jasne, iż pan Niedźwiecki wraz z zespołem nabijał swoich fanów w butelkę. Nie wnikam, dlaczego tak czynił: czy z powodów finansowych, czy też dla chorej potrzeby okłamywania ludzi, manipulowania nimi albo z zapotrzebowań politycznych – albo z wszystkiego po trochu. Nie wiem. I nie chcę tego przesądzać. Pewny jest natomiast fakt, że nie tylko współpracownicy dziennikarza muzycznego, lecz także koledzy z pracy, przełożeni musieli co najmniej mieć poważne podejrzenia, że w ich ukochanej Trójce dzieje się jakiś gruby szwindel. I w najlepszym wypadku im on nie przeszkadzał. Ale gdy sprawa zaczęła wychodzić na światło dzienne, całe to umoralniające wszystkich towarzystwo, krzyczące co rusz o wolności i konstytucji, jak jeden mąż stanęło za ściemą, produkując kolejne publiczne kłamstwo, iż podejrzenia wobec Niedźwieckiego to cenzura, zamach na niezależne dziennikarstwo itd. Mało tego.
Kwestionowanie uczciwości listy przebojów stało się tematem politycznym. Trzaskowski miał wygrać wybory m.in. po to, by Marek Niedźwiecki mógł dalej oszukiwać swoich biednych słuchaczy. Ale idę o zakład, że pan od układania popularności piosenek nie jest jakąś jedną czarną owcą. To przedstawiciel swojego środowiska – ani nie lepszy, ani nie gorszy. Być może nawet – pod względem uczciwości – nie taki ostatni. Bo on manipulował tylko przy muzyce, a nie przy sprawach, które dotyczą żywotnych interesów państwa.
Ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że tacy Niedźwieccy tworzą medialną rzeczywistość III RP. Ludzie na co dzień robiący w kłamstwie, zamulający nim polską debatę publiczną. I tworzą się nowi – terminujący przy dziennikarzach z zaciągu bezpieki. Jad komunistycznego zniewolenia nadal krąży w polskim organizmie i pewnie potrzeba jeszcze bardzo wielu lat, by został zneutralizowany. Ale temu procesowi należy pomóc. Najlepszą surowicą jest jawność. Kilka dni temu minęło 30 lat od śmierci odważnego demaskatora afery FOZZ. Dlaczego wyjaśnienie jego śmierci i całkowite upublicznienie wszystkich zasobów naszego państwa w tej sprawie do tej pory się nie dokonało? Dlaczego kolejne pokolenia Polaków są wystawiane na kłamstwa uczestników tego procederu, którzy bezwstydnie – przy wsparciu mediów – kolportują swoje manipulacje? Strefa tajności wokół czasów komunistycznych jest w naszym kraju ciągle za szeroka. Naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego.