Wizyta gen. Stanisława Kozieja, szefa BBN, w Moskwie (27–28 lutego), złożona na zaproszenie sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej (RB FR) Nikołaja Patruszewa i będąca elementem kontaktów między tymi instytucjami, zapoczątkowanych porozumieniem z 1997 r., doczekała się już wielu gorących, krytycznych komentarzy. Spróbujmy zatem nieco chłodniejszego podsumowania.
Polska jest państwem o systemie parlamentarno-gabinetowym. Podział kompetencji między rządem a prezydentem został rozstrzygnięty w czasie poprzedniej kadencji prezydenckiej w ramach ostrego starcia politycznego, prowadzonego w warunkach kohabitacji lat 2007–2010 – tzn. równoczesnego funkcjonowania prezydenta i rządu, pochodzących z przeciwstawnych sobie obozów. Spór ten wygrał rząd, pozostawiając prezydentowi – jak to określił sam premier Tusk –
„pilnowanie żyrandoli”. Naturalnie premier przesadził, niemniej jednak nie ma wątpliwości, że w Polsce za politykę zagraniczną i bezpieczeństwo narodowe odpowiada rząd. Prezydent nie ma faktycznie kompetencji decyzyjnych, a jedynie opiniodawczo-doradcze. BBN zaś jest organem doradczym przy urzędzie Prezydenta RP. Tworzy koncepcje, które mogą, ale nie muszą być wdrażane przez rząd. Nie ma żadnej władzy wykonawczej i nie administruje żadną częścią realnej egzekutywy państwowej.
Rosja ma ustrój na wskroś prezydencki. Głowa państwa jest szefem egzekutywy (oczywiście prawo w Rosji ma znaczenie drugorzędne i stąd Putin jako premier stał wyżej od Miedwiediewa jako prezydenta, obecnie zaś realne centrum władzy pokrywa się z konstytucyjnym). Rada Bezpieczeństwa FR mianowana jest bezpośrednio przez przewodzącego jej prezydenta, a w jej skład z urzędu wchodzą jako członkowie stali: sekretarz RB FR, premier, minister spraw zagranicznych, minister obrony i dyrektor FSB (dawniej KGB). Jej decyzje w kluczowych dla bezpieczeństwa kwestiach przybierają formę dekretu prezydenckiego.
Spotkanie było więc zetknięciem się dwóch struktur państwowych
o dalece nierównych kompetencjach – polskiego doradczo-opiniodawczego BBN i rosyjskiej RB FR wyposażonej w moc wydawania rozkazów strukturom wykonawczym państwa rosyjskiego.
O czym i po co rozmawiano?
Przedmiotem rozmów były kwestie techniczne („Plan współpracy między BBN i aparatem RB FR na lata 2013–2014”, zastępujący poprzedni harmonogram spotkań na lata 2011–2012, podpisany w lutym 2011 r. w czasie wizyty Patruszewa w Polsce) oraz merytoryczne. Wśród tych ostatnich rozmawiano o narodowym planowaniu strategicznym w Polsce i w Rosji, w tym o metodyce prowadzenia strategicznych przeglądów bezpieczeństwa, analizie i porównaniu koncepcji strategicznych obu krajów, cyberbezpieczeństwie oraz przejrzystości ćwiczeń i manewrów wojskowych. Poruszono kwestie tarcz antyrakietowych (natowskiej i polskiej), odnotowując rozbieżność stanowisk Polski i Rosji w tej dziedzinie. Gen. Koziej poruszył także sprawę zwrotu wraku Tu-154M.
Przyczyny podróży gen. Kozieja do Moskwy mają naturę dwuwymiarową.
Po pierwsze, wizyta miała charakter rutynowy. Będąc elementem spotkań prowadzonych od 15 lat, nie była wydarzeniem niezwykłym. Niezwykłe byłoby jej odwołanie.
Po drugie, dominującym wymiarem spotkania był jego wymiar propagandowy – stworzenie wrażenia poprawnych stosunków między obu państwami. Wizyta szefa organu doradczo-opiniodawczego, jakim jest BBN, dobrze się do tej roli nadaje. Jest zaś mniej zobowiązująca np. od wizyty ministra obrony narodowej.
Zastrzeżenia merytoryczne
Znamy tematy rozmów, ale poza kwestią tarcz antyrakietowych nie wiemy, co w ich ramach powiedziano. Trudno zatem ocenić sens i skutek tego dialogu. Na podstawie tego, co podano do wiadomości publicznej, można stwierdzić, że część złożonych deklaracji to rutynowa retoryka dyplomatyczna („zrozumienie zastrzeżeń Rosjan co do tarczy antyrakietowej”, „rozwianie ich obaw”). Nie należy jej traktować poważnie, wszak Rosjanie nie dlatego protestują przeciw natowskiej/amerykańskiej tarczy w Polsce, że boją się ataku USA, osłanianego przez ową instalację (co do której nie wiadomo czy i kiedy powstanie), lecz dlatego, że utrudniałaby im ona odbudowę strefy wpływów w Europie Środkowej i nadawała materialny, a nie tylko prawny charakter natowskim gwarancjom bezpieczeństwa dla Polski. Obie strony dobrze wiedzą, o co chodzi i ta gra słów skierowana jest jedynie do mniej zorientowanej publiczności. Polska powinna się zbroić bez względu na rosyjskie zastrzeżenia. Nie ma jednak potrzeby demonstrowania swoich obaw przed Rosją. Sama w sobie nie byłaby ona szkodliwa, gdyby była połączona z egzekwowaniem zasady wzajemności. Wobec braku jej egzekwowania BBN naraża się na słuszny zarzut zgody na nierównoprawne traktowanie Polski. Rzeczpospolita powinna podejmować dyskusję z Rosją na temat wojskowego wykorzystania swojego terytorium tylko wówczas, gdy Rosja zaakceptowałaby prawo Polski do analogicznego zainteresowania rosyjskimi poczynaniami wojskowymi w polu bezpieczeństwa RP. Na pytanie o natowską tarczę w Polsce powinniśmy odpowiadać pytaniem o bazę rosyjskich pocisków nuklearnych w Czkałowsku, 17 km na północny-zachód od Królewca, gdzie znajdują się zapewne pociski SS-26 Stone (Iskander). Interesować nas też powinny rosyjskie bazy wojskowe na Białorusi w Baranowiczach i Wilejce.
Dyskusje o tarczy w Polsce powinniśmy zatem toczyć albo w pakiecie wraz z dyskusją nad zbrojeniami rosyjskimi, albo wcale. Polska może objaśniać Rosji swoje zamiary zbrojeniowe o tyle, o ile Rosja godzi się objaśniać nam swoje. Warszawa nie powinna jednak godzić się na jednostronne tłumaczenie się przed Moskwą ze sposobów wojskowego wykorzystania terytorium Rzeczypospolitej.
Niejasne działania BBN
Rozmowy o cyberbezpieczeństwie są rzeczą niepokojącą. Rosja stanowi bowiem główne zagrożenie w zakresie cyberataku na Polskę, czego dowiodła, przeprowadzając taką akcję przeciw Estonii w 2007 r. Im mniej Rosjanie wiedzą na temat polskich poglądów i zabezpieczeń w tym zakresie, tym lepiej. Liczenie na to, że w trakcie rozmów to my coś od nich „wyciągniemy”, to zbytni optymizm. Nasi partnerzy z regionu (np. Estończycy) mogą zaś stracić ochotę do dzielenia się z nami swoimi doświadczeniami w zakresie cyberobrony, wiedząc, że my możemy podzielić się nimi z Rosjanami.
Przejrzystość ćwiczeń i manewrów wojskowych dziwi jako temat rozmów polsko-rosyjskich. Od tego typu spraw jest OBWE, w którego ramach (jeszcze jako KBWE) od początku lat 70. rozwijano tzw. CSBM (środki budowy bezpieczeństwa i zaufania) oparte na ustaleniach ze Sztokholmu, czterech tzw. dokumentach wiedeńskich oraz traktacie „otwartych przestworzy” itd. Trzeba je egzekwować. Jest to znacznie łatwiejsze w ramach rozmów wielostronnych (w formule NATO–Rosja lub w formule OBWE) niż dwustronnych polsko-rosyjskich.
Sens aktywności BBN w tym wymiarze jest zatem co najmniej niejasny. W normalnym kraju media wymogłyby na szefie tej instytucji wytłumaczenie tej kwestii.
Przypadek Nixona
W roku 1972 prezydent Nixon odwiedził ChRL. Mógł to zrobić, nie ryzykując krytyki ze strony swoich rodaków, znany był bowiem ze swojego twardego antykomunizmu. Cieszył się zaufaniem Amerykanów. Tego atutu brak licznym instytucjom państwa polskiego, w tym i BBN. Obecność ludzi związanych z aparatem PRL osłabia ich polityczną wiarygodność na kierunku rosyjskim. Chcąc w imieniu Rzeczypospolitej prowadzić politykę dialogu z Rosją na temat bezpieczeństwa, trzeba mieć czystą przeszłość. Inaczej będzie się płaciło cenę naturalnej podejrzliwości współobywateli, podejrzliwości, do której mają oni prawo, a której prowokowanie sprzeczne jest z interesem państwa polskiego.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Przemysław Żurawski vel Grajewski