Dla Polski gest Gerarda Depardieu jest korzystny. Utrudni on bowiem stosunki francusko-rosyjskie i wciągnie Paryż w spór z Moskwą. Ożywi we Francji debatę nad stanem praw człowieka w Rosji, której rezultat nie może wypaść po myśli Kremla.
Podziękujmy francuskiemu aktorowi.
Przyjęcie rosyjskiego obywatelstwa przez Gerarda Depardieu, wychwalanie „
rosyjskiej demokracji” i potępienie tamtejszej opozycji świadczą o hipokryzji owego salonowego lewicowca, który co do swoich pieniędzy ma poglądy bardzo prawicowe, ale to nie nasz problem.
Dla Polski gest Depardieu, choć sam w sobie idiotyczny, jest korzystny. Utrudni on bowiem stosunki francusko-rosyjskie. Prezydent François Hollande już sugerował możliwość nadania obywatelstwa francuskiego Michaiłowi Chodorkowskiemu i członkiniom Pussy Riot. Mniejsza o te politycznie poprawne przykłady, dla nas liczy się wciągnięcie Paryża w spór z Moskwą.
Ożywi on we Francji debatę nad stanem praw człowieka w Rosji, której rezultat nie może wypaść po myśli Kremla. Depardieu, głosując nogami, upokorzył Francję, a Rosję ustawił w roli jej konkurentki w zakresie poszanowania praw swoich obywateli. To groteskowe zestawienie, ale tym trudniej będzie pogodzić się z nim francuskiej opinii publicznej. Francję z Rosją łączą liczne i poważne interesy (sprzedaż okrętów desantowych Mistral, zakup gazu, współpraca kosmiczna i pożądanie „
wielobiegunowego świata” – tzn. kresu amerykańskiej globalnej dominacji, choć oczywiście wizja francuska tego wymarzonego stanu jest inna niż rosyjska). Incydent z Depardieu tego nie przekreśli, ale będące jego wynikiem ochłodzenie na linii Paryż–Moskwa nie może nas martwić. Skala sympatii i fascynacji prorosyjskich nad Sekwaną i tak jest duża. Warto poznać jej korzenie.
Tradycje polskie – czyli „Niech żyje cesarz!”
Polakowi przykro jest źle pisać o Francji. Od czasu gdy armie Republiki Francuskiej, a potem napoleońskiego cesarstwa, przez 20 lat biły Prusy, Austrię i Rosję, Francuzi przez kilka pokoleń mieli prawo do miejsca w sercach Polaków. Żaden obcy polityk nie uczynił dla Polski tyle co Napoleon. „Vive l’Empereur!” – ów okrzyk szwoleżerów z obrazu Wojciecha Kossaka pod tymże tytułem był więc naturalny, ale i był rozumiany nie w sensie dosłownym: „Niech żyje cesarz!”, lecz przenośnym: „Niech żyje Polska!”, był bowiem symbolem polsko-francuskiego braterstwa broni w walce przeciw naszym ówczesnym wspólnym wrogom, którzy jednak tylko dla Polaków byli wrogami śmiertelnymi.
Rzecki się mylił
Rzecz wyjątkowa – obecność potężnej armii francuskiej na ziemiach polskich w latach 1806–1812 uznana została przez zniewolonych Polaków za regułę. Wyczekiwano jej w 1831 r. W 1863 r. rozumowano: w wojnie krymskiej (1853–1856) Francja i Anglia w obronie Turcji pobiły Rosję, a w 1859 r. sama Francja pomogła wyjść Włochom z austriackiej niewoli.
Skoro Paryż bił się za Turków i Włochów, czemuż nie miałby się bić za swoich najwierniejszych sojuszników – Polaków? Sytuacja ta zmieniła się po klęsce Francji w wojnie z Prusami i zjednoczeniu Niemiec (1871). Od tego momentu wymarzonym sojusznikiem Paryża stała się Rosja. Sojusz ten zawarto w latach 1892–1894 i skonsumowano w latach 1914–1917. Zniszczyła go rewolucja bolszewicka. Pozostały zaś po nim duży sentyment Francuzów do Rosji i most cara Aleksandra III na Sekwanie.
Sojusznik zastępczy
Nie było większego marzenia Francuzów niż sojusznicze imperium rosyjskie na wschodnich granicach Niemiec. „
Niestety” – bolszewicy woleli Niemców. Francja w 1918 r. postawiła więc na odrodzoną Polskę jako sojusznika zastępczego (aliant de replacement). Porzuciła go jednak 12 września 1939 r. na konferencji w Abbeville, na której postanowiła dokonać aktu felonii (zdrady sojusznika na polu bitwy) i nie udzielać pomocy walczącej Polsce, choć ta przeciw III Rzeszy wystawiła większe siły niż Rosja na froncie antyniemieckim w 1914 r.
Kara była szybka, choć krótka. Francja podbita w 1940 r. wróciła do roli mocarstwa w roku 1945, ale była w gronie innych potęg mocarstwem małym („
une petite puissance” – kilka lat wcześniej w Paryżu z ironią określano tak międzywojenną Polskę). Aby być dopuszczona do klubu, potrzebowała poparcia Moskwy i uzyskała je, płacąc stosowną cenę – jako pierwsza wśród aliantów zachodnich uznała komunistyczne rządy w Polsce.
Trzecia siła
Francja okresu zimnej wojny, wciśnięta między Anglosasów i Sowietów, potrzebująca protekcji tych pierwszych, by nie ulec tym drugim, marzyła o staniu się ośrodkiem krystalizacji trzeciej siły. Instrumentami realizacji tego marzenia miały być: integracja europejska oparta na pogodzeniu się z Niemcami (do których zaufanie znakomicie ułatwiały stacjonujące tam wojska alianckie), potęga kultury francuskiej i własna broń jądrowa. Mimo wystąpienia Francji ze struktur wojskowych NATO (1966–2009), jak długo czołgi sowieckie stały 300 km od jej granic, pozostawała ona wiernym sojusznikiem USA.
Rozpad ZSRS i zjednoczenie Niemiec zmieniły charakter polityki francuskiej. Zagrożenie sowieckie zniknęło, Niemcy stały się partnerem dominującym w UE, a Amerykanie przestali być niezbędni. Sen o Unii jako mocarstwie światowym pod francusko-niemieckim przewodem mógł być w Paryżu śniony coraz śmielej. Gdy Borys Jelcyn wezwał do załatwiania europejskich spraw „
bez amerykańskiej teściowej”, zrozumienie dla owego wezwania było w Paryżu wyjątkowo głębokie. Narodził się mit Polski – konia trojańskiego USA na Starym Kontynencie.
Przede wszystkim Rosja
W trakcie negocjacji nad modyfikacją traktatu o siłach konwencjonalnych w Europie (CFE) w latach 1996–1999 Francja, wbrew interesom Polski, poparła stanowisko Rosji w kwestii limitów terytorialnych, utrudniających rozmieszczenie sił NATO na obszarze nowych państw członkowskich. Gdy w latach 1998–1999 ówczesny minister spraw zagranicznych Ukrainy Borys Tarasiuk podjął, wspieraną przez Polskę, ofensywę dyplomatyczną, starając się o otwarcie UE na Kijów, doczekał się w lipcu 2000 r. deklaracji Francji i Niemiec stwierdzających, że „
przyjęcie Ukrainy oznaczałoby izolowanie Rosji”. W trakcie negocjacji nad traktatem nicejskim Francja usiłowała zmniejszyć liczbę głosów przyznanych Polsce w Radzie UE i dopiero protest Warszawy, wspartej przez zagrożoną tym precedensem Hiszpanię, zmusił Jacques’a Chiraca do tłumaczenia się „błędem sekretarki”. W 2002 r. prezydent Chirac, wbrew stanowisku Rady Europejskiej z Sewilli, w trakcie swojej wizyty w Soczi poparł rosyjskie żądanie ruchu bezwizowego przez Polskę i Litwę do Królewca, oddalające – gdyby je przyjęto – oba kraje od Schengen. W 2003 r. Francja, sprzymierzona przeciw USA z Niemcami i Rosją, także ustami Chiraca nakazywała nam „nie marnować okazji do siedzenia cicho”, a w 2008 r. na szczycie Sojuszu Północnoatlantyckiego w Bukareszcie wbrew Polsce, a wraz z Rosją i Niemcami skutecznie zwalczała projekt przyznania planu działańna rzecz członkostwa (MAP) w NATO Ukrainie i Gruzji.
Miało to znaczenie w przyczynieniu się do najazdu Rosji na Gruzję. Żołnierze polscy w misjach UE w Kongo i Czadzie narażali się więc daremnie. Projekt zdobycia poparcia Francji w zamian za poparcie jej interesów w Afryce spalił na panewce. Potem przyszła wspomniana sprzedaż mistrali i zeszłoroczna skuteczna walka Nicolasa Sarkozy’ego o niedopuszczenie krajów spoza strefy euro – w tym Polski – do szczytów tej grupy.
Trawestując de Gaulle’a
Nauczeni tym doświadczeniem, mimo historycznego sentymentu do Francji, musimy uznać, że tragikomiczny postępek Depardieu, choć moralnie nas zasmuca, politycznie powinien cieszyć. W relacjach z Paryżem śmiało możemy cytować zmodyfikowane słynne zdanie twórcy V Republiki: „
Liczy się Polska i tylko Polska”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Przemysław Żurawski vel Grajewski