Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Dramatyczna walka z Covid-19 na Ukrainie

W szpitalach brakuje podstawowego sprzętu, personel medyczny pracuje na granicy wytrzymałości, pacjentów kładzie się na korytarzach, a nawet na stołówce - opowiedzieli mediom pacjenci, którzy w związku z Covid-19 byli hospitalizowani we Lwowie i w mieście Dniepr na Ukrainie.

Pexels

"Na oddziale ciągle słychać jęki i krzyki, ale na pomoc można czekać po kilka godzin" - powiedział ukraińskiej redakcji BBC 46-letni Wiaczesław Semenenko ze Lwowa, który prawie dwa tygodnie spędził w miejscowym szpitalu z powodu Covid-19. Jak dodał, na sali oprócz niego było czterech chorych, przeżył tylko on.

"Pierwszy zmarł już następnego dnia po moim przyjeździe. Dorosły mężczyzna, nawet nie zdążyłem się z nim zapoznać, był cały czas pod tlenem, nieprzytomny. Drugi zmarł dzień później - widać, jak oczy robią się szklane - i człowieka już nie ma. Później jeszcze kilka osób tak samo"

- opowiadał. Po śmierci na ciele zmarłego piszą K-19 - dodał.

"Po oddziale chodzą karaluchy, brakuje podstawowych rzeczy. Brakuje tlenu, brakuje rozdzielaczy do butli tlenowych, które pozwalają na podłączenie od razu dwóch pacjentów. Widziałem, jak lekarze sami szukali ich w internecie, by je kupić za własne pieniądze" - mówił. Relacjonował, że pacjenci sami robili prowizoryczne rozdzielacze i przedłużacze do tlenu dla osób, które musiały być pod tlenem nawet przy wyjściu do toalety. "Były przypadki, kiedy ludzie tracili przytomność w toalecie - musieliśmy w nocy ich ciągnąć po podłodze, żeby podłączyć ich do tlenu" - relacjonował. Poinformował, że chorych z Covid-19 mogli odwiedzać w szpitalu bliscy.

"Warunki są tam straszne, ale na pewno nie są temu winni ani lekarze, ani pielęgniarki. Robią wszystko, co mogą - widziałem na własne oczy"

- podkreślił. Według niego personel medyczny pracuje na granicy możliwości, pracowników jest za mało.

O problemach z niewystarczającą liczbą miejsc i pracowników opowiedziała też Iryna Homenko z miasta Dniepr telewizji Current Time. Do jednego z miejskich szpitali trafiła miesiąc temu. Według niej początkowo kilka pięter szpitala było zajętych przez pacjentów z koronawirusem, później z każdym dniem dostawiano kolejne łóżka - na salach, na korytarzach, a nawet na stołówce. Homenko opowiedziała, że spędziła 18 dni na sali przygotowanej na stołówce; w tym okresie hospitalizowano tylko osoby z obniżoną saturacją i z problemami z oddychaniem. Na jej sali prawie wszyscy potrzebowali tlenu, jednak butli "katastroficznie" nie wystarczało - twierdzi.

"Na sali oddychaliśmy tlenem po kolei. A potem zaczęliśmy się dzielić z kobietą z sąsiedniej sali. Braliśmy od siebie numery telefonu i dzwoniliśmy: Zwalnia się, moje dwie godziny się kończą, możemy komuś oddać" - relacjonuje. Kobieta skarżyła się też na brak pracowników medycznych. Według niej czasami na dwa piętra był jeden lekarz. Jak dodała, w ciągu tygodnia na jej oddziale zmarło siedem osób. Zdarzało się, że zmarli byli zostawiani na korytarzu - twierdzi.

Według oficjalnych danych w prawie połowie regionów Ukrainy łóżka dla pacjentów zakażonych koronawirusem są zajęte w ponad 70 proc. - przypomina Current Time. Pacjenci i pracownicy medyczni twierdzą, że w rzeczywistości sytuacja jest znacznie gorsza, w niektórych miastach szpitale są przepełnione, nawet osoby z ciężkim przebiegiem choroby muszą czekać po kilka dni na wolne miejsce - dodaje.

 



Źródło: niezalezna.pl, PAP

#koronawirus