Druga fala choroby COVID-19 wywołanej przez pochodzący z komunistycznych Chin wirus jest faktem. Jako społeczeństwo i państwo stoimy ponownie przed tym samym wyzwaniem, z którym mieliśmy do czynienia w marcu tego roku, kiedy dowiedzieliśmy się o pierwszym przypadku.
Po raz kolejny zmuszeni jesteśmy do zmiany naszych przyzwyczajeń i zachowań, chociaż nie oszukujmy się. Świetnie zdawaliśmy sobie sprawę w czasie letnich wyjazdów, plażowania na zatłoczonym wybrzeżu Bałtyku czy w korkach na górskich szlakach, że przyjdzie nam zapłacić cenę za letnią przerwę od obostrzeń, którymi byliśmy zmęczeni.
Kolejne rekordy dobowe liczby ofiar czy dynamika wzrostu liczby osób wymagających zaawansowanego leczenia szpitalnego to dzwonki alarmowe, które każdy z nas rozumie.
Podobnie jak każdy zdaje sobie sprawę z tego, że trudno wyobrazić sobie powrót do najbardziej drakońskich restrykcji, na jakie zdecydowała się Polska wiosną tego roku.
Utrzymanie liczby zakażeń na rekordowo niskim poziomie pozwoliło nam uratować życie tysięcy ludzi, jednak cena gospodarcza, jaką zapłaciliśmy, była tak wysoka, że powtórzenie całkowitego zamknięcia aktywności społecznej, a co za tym idzie zamknięcie dużej części gospodarki może przynieść rachunek nie do zapłacenia. Dlatego doświadczenie prawie roku życia z koronawirusem chińskiej partii komunistycznej powinny nauczyć nas, że ograniczenie kontaktów społecznych przynosi dobre skutki. Skoro więc nie możemy powtórzyć lockdownu, musimy znaleźć w sobie determinację, aby te same cele osiągnąć innymi metodami. Taką metodą jest masowe używanie maseczek zatrzymujących część aerozoli, które rozpylamy wokół siebie. Tak długo jak nie posiadamy skutecznego lekarstwa i szczepionki, musimy odpowiadać tym, co mamy. Propozycja terapii szokowej, jaką słyszymy pokątnie tu i ówdzie – żyć normalnie, kto ma umrzeć, umrze, a pozostali uzyskają odporność – to czysty darwinizm posunięty do granic absurdu.
Jest to rozumowanie tak samo rozsądne jak stwierdzenie z początku lat 90. o tym, że ci, którzy mają wystarczająco dużo zdolności i sił osiągną sukces w gospodarce rynkowej, a ci, którzy nie osiągną – mają pecha i zostaną pozostawieni sami sobie. Jeśli jako naród wyciągnęliśmy jakieś wnioski z 30-letniego okresu III RP, to z pewnością jednym z nich jest doświadczenie społecznej solidarności, współodpowiedzialności obywateli za siebie nawzajem. Państwo ma za zadanie ogniskować tę jej część, która wymaga wsparcia instytucjonalnego. Stąd tak powszechna akceptacja dla polityki społecznej wspomagającej ludzi, którzy nie mieli u zarania III RP szczęścia, żeby tanio kupić fabrykę mundurów czy założyć dużą albo małą telewizję.
W tych tygodniach po raz kolejny zdajemy egzamin. I w pewnym sensie jest to egzamin podobny do tego, jaki zdawaliśmy, wchodząc w gospodarczą transformację lat 90., czy wcześniej, buntując się przeciwko czerwonemu. Czerwony wirus nie wybiera. Zakaża każdego, niezależnie od tego, czy jest politykiem z pierwszych stron gazet, górnikiem, piłkarzem czy dziennikarzem, choć zabija w większości ludzi starszych, schorowanych i po prostu słabszych. Nie mamy zdolności ani umiejętności, żeby wszystkich zakażonych uratować. Jeśli nie będzie nas stać na powszechną empatię i odpowiedzialność jednych za drugich, wyrażającą się być może niekomfortowym zwyczajem noszenia maseczki i utrzymywania dystansu społecznego, to w bliskiej perspektywie będziemy musieli zmierzyć się z gwałtownie rosnącą liczbą ciężkich przypadków COViD-19 i zwiększoną liczbą ofiar. To dotknie nas wszystkich bezpośrednio. Będą to nasi znajomi, członkowie rodzin.
Nieuniknioną konsekwencją takiego stanu rzeczy stanie się nie tylko zmniejszanie możliwości opieki nad pozostałymi pacjentami, cierpiącymi na inne choroby, ale również stopniowy spadek naszych parametrów gospodarczych. To musi skutkować zwiększeniem bezrobocia czy upadkiem przedsiębiorstw. To, żeby nie doszło do takiego scenariusza, leży wyłącznie w naszych rękach. Politycy nie założą za nas maseczek, nie zmienią naszego sposobu myślenia i zachowania w codziennych sytuacjach. To właśnie w momentach zagrożenia, takich jak ten, weryfikowana jest nasza społeczna dojrzałość i to, czy potrafimy raz jeszcze jedni nieść brzemiona drugich. Warto o tym pamiętać, kiedy spotkają Państwo ludzi przekonujących, że bojkot maseczki jest przejawem umiłowania wolności. Nie jest. Jest przykładem nieodpowiedzialności. Albo po prostu egoizmu, głupoty oraz nieliczenia się ze zdrowiem i życiem innych.