Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Geopolityka toczy się nadal, a my tkwimy w środku

Przypomniał mi się taki oto dowcip: „Przychodzi baba do lekarza i mówi: – Panie doktorze, mam nowotwór! – A, to dobrze, bo ten stary już mi się znudził!”. Skoro tak, to nie będzie o koronawirusie i pandemii, bo wszystko to już wszystkim obrzydło. Tymczasem geopolityka toczy się nadal, trwa wielka gra na planszy świata.

W USA trwają masowe rozruchy sprowokowane śmiercią czarnoskórego przestępcy (bo nim się okazała ofiara policyjnego bezprawia), a tymczasem prezydent Donald Trump, według niepotwierdzonych jeszcze oficjalnie informacji, podjął decyzję o skarceniu Niemiec poprzez wycofanie z ich terytorium 1/3 amerykańskiego kontyngentu stacjonującego tam od II wojny światowej! I podobno większość tamtych żołnierzy nie wróci do domu, ale wyląduje na poligonach Polski. Może przy okazji zabiorą ze sobą parę atomówek tak nielubianych przez niemieckich pacyfistów?

Truman, spuść ta bania, tu jest nie do wytrzymania!

Kiedy pierwszy raz w życiu znalazłem się na wymarzonym Zachodzie, a była to niemiecka Bawaria lat 80. ubiegłego wieku, narastała tam sterowana z Kremla pacyfistyczna histeria przeciw rozmieszczanym w Europie amerykańskim pershingom, odpowiedzi na sowieckie ­SS-20. Odnalazłem niemiecką rodzinę, która wsparła nas paczkami z żywnością w najgorszych chwilach stanu wojennego. Pani domu była uroczą damą, przeżywającą winy swojego ojca, pułkownika Wehrmachtu. Co prawda nie był żadnym nazistą ani zbrodniarzem wojennym, ale biedna Heidi cierpiała, że służył złej sprawie i w ramach ekspiacji nauczyła się polskiego i co roku przyjeżdżała do KL Auschwitz jako wolontariuszka do prac na terenie obozu-muzeum. I tę szlachetną istotę zaszokowałem informacją, że nas, Polaków, radują rozmieszczane przez okropnego Reagana pershingi.

– Przecież one są wycelowane właśnie w was! – tłumaczyła mi jak dziecku, zgodnie z prawdą zresztą. Jej mąż, zwolennik CSU, chichotał zadowolony – ona oczywiście głosowała na szlachetną i współczującą ludziom SPD. A ja jej odpowiedziałem smętną piosnką znaną mi z dzieciństwa, gdy zgnębieni biedni obywatele peerelu marzyli, by Amerykanie, zamiast pożerającej kartofle stonki, zrzucili na komunę prawdziwą, porządną bombę atomową: „Truman, Truman, spuść ta bania, tu jest nie do wytrzymania!”.

Ta „bania” nadal jest istotnym elementem polityki światowej, a jak niebezpiecznie jest ulegać naiwnemu idealizmowi, pokazuje nam zupełnie niedawna historia Ukrainy, która po rozpadzie sowieckiego imperium za namową mocarstw dobrowolnie pozbyła się broni atomowej. Czy zielone ludziki Putina tak śmiało poczynałyby sobie na Ukrainie posiadającej rakiety z głowicami jądrowymi? Jak się mówiło u nas na Pradze – przypuszczam, że wątpię!

COVID-19 w chromym imperium z atomówką

Wspominałem, że z obowiązku oglądam programy informacyjne i publicystyczne putinowskiej TV, co jest przeżyciem stresującym, ale chcąc donieść Czytelnikom, co się kroi u naszego głównego przeciwnika, cierpię te dzikie wrzaski i chamskie połajanki, które serwują rosyjscy prowadzący gościom niezgadzającym się z oficjalną linią Kremla. Stałym gościem w studiu jest Amerykanin, który mimo demonstrowanej wrogości wobec Trumpa jest i tak notorycznie poniewierany za wszystkie grzechy „pindosów”, jak przezywają ich pogardliwie Rosjanie. Ruchawki w USA stały się pięknym prezentem dla ichnich komentatorów, bo poprzedni miesiąc, chcąc nie chcąc, mu-siano poświęcić samej Rosji w obliczu pandemii i rysujący się w tych programach obraz kraju okazał się niezwykle ponury. Pierwsze wrażenie: totalny chaos i odwieczne w Rosji rządowe kłamstwo.

Więc wirus tego najwspanialszego kraju świata nie dotknął, ale nie wiedzieć dlaczego, wprowadzono tam normy o wiele bardziej drakońskie niż w Polsce. Moskwę np. zamknięto dla okolicznej ludności, która w liczbie kilku milionów dojeżdżała tu co dzień do pracy. Praca się skończyła. Pieniądze też, bo idea jakichś „tarcz ochronnych” dla zwykłych ludzi nikomu tu oczywiście nawet nie przyszła do głowy. Jak się żyje tym i innym mieszkańcom Rosji, o ile jeszcze w ogóle żyją? Kto ich tam wie? Z tych pro-gramów publicystycznych wynika, że nikt nic nie wie, a może i nie chce wiedzieć. Czy wiedzę o realnym stanie państwa w tym kryzysowym okresie mają przynajmniej rządzący tym chromym imperium? I tego nie wiadomo.

Putin niby nadal rządzi, ale jakimś niejasnym znakiem chaosu także na najwyższych szczeblach władzy jest nieoczekiwane zamarcie procesu zmian konstytucyjnych mających obecnemu prezydentowi zagwarantować faktycznie dożywotnią władzę. I tu wracamy do problemu atomowej „bani” – przecież ten trzeszczący w szwach, na pół zbankrutowany kraj dysponuje bronią jądrową, i to rozmieszczoną także w naszym bezpośrednim sąsiedztwie i w nas wycelowaną. Przecież dotychczasowe wojenki Putina – napaść na Gruzję, zajęcie Krymu, hybrydowa agresja na Ukrainę, awantura syryjska – służyły przykryciu faktu, że zwykłym Rosjanom z każdym rokiem żyje się gorzej, a perspektywy są jeszcze gorsze. Faktyczne załamanie się głównej dźwigni gospodarczej państwa, czyli eksport surowców energetycznych, czyni sytuację jeszcze bardziej niebezpieczną. A runął – chyba bezpowrotnie – nie tylko projekt Nord Stream 2, lecz także mający być ratunkiem gazociąg do Chin, które teraz, korzystając z pretekstu pandemicznej recesji, ograniczyły korzystanie z niego do minimum, czyniąc go całkowicie dla Rosji niedochodowym.

A dochody są potrzebne choćby na to, by utrzymać potężną armię, w której też nie wiadomo, co się dzieje. Pamiętamy z Chin, że pierwszą troską rządzących tam komunistów po wykryciu wirusa w Wuhanie było nie ratowanie mieszkańców prowincji, lecz natychmiastowa izolacja od ogniska epidemii pobliskich potężnych jednostek wojskowych. Znając bezwzględność tamtejszych władz i wytresowanie społeczeństwa, można zakładać, że im się to udało także w skali całego kraju. Ale Rosja?… Odwieczny brak dyscypliny społecznej, określany celnym słówkiem „bardak”, każe się domyślać, że siły zbrojne byłego imperium nie uniknęły skutków pandemii, co przebijało się nawet we wspomnianych programach publicystycznych, gdzie komentatorzy nagle wbrew całej poprzedniej tromtadrackiej propagandzie zaczęli opowiadać, że wcale nie ma potrzeby wprowadzania na gwałt na uzbrojenie armii różnych rzekomych „wunderwaffe”, a to znaczy ni mniej ni więcej, że „piniędzy nie ma i nie będzie”. Ale „bania” i walizeczka z przyciskiem jest.

„Baćka” podnosi głowę

A dlaczego nagle przestał się bać Kremla inny wieczny prezydent, władca Białorusi Aleksandr Łukaszenka? Wbrew wszelkim oczekiwaniom niby przyciśnięty do ściany dyktatem gazowym, zamiast ostatecznie rozpuścić swój kraj w nowej wspólnocie państwowej Związku Białorusi i Rosji, ni z tego, ni z owego wynegocjował faktyczne dalsze dotowanie białoruskiej energetyki i, zamiast wdzięczności, znowu podjął flirt z Zachodem. I też może się przeliczyć, jak wierzący niegdyś w wieczne trwanie Związku So-wieckiego marazmatyczni starcy z politbiura czy w wieczność prezydentury Putina mafijni oligarchowie. Potulna ludność Białorusi, nawet opozycja stojąca murem za dyktatorkiem w starciu z Moskwą o niepodległość, nagle się teraz zbuntowała i przeprowadza w związku z kolejnymi wyborami prezydenckimi demonstracje na masową skalę nigdy tu niewidziane.

Że skaczę po tematach jak pijany zając? Przecież to wszystko się łączy, naprawdę! A my tkwimy w środku i każda zmiana w Niemczech, Rosji, na Ukrainie, a nawet na Białorusi, dotyczy nas bezpośrednio, zwłaszcza w skomplikowanej sytuacji wewnętrznej w Polsce. Redakcja wytyka mi ostatnio, że właściwie piszę wciąż ten sam tekst i nawet się z tym zarzutem zgadzam, o ile to zarzut, bo jak nie pisać w koło Macieju, że walka wokół wyborów prezydenckich jest walką o wszystko, jak wszystkie poprzednie – o Sejm, Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, o to, żeby po prostu Polska była Polską! Biję się w piersi, pisałem niby o Rosji, ale w sercu Moniuszko mi gra!
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Lubach