O ile zamknięcie szkół i uczelni nie ma wielkiego przełożenia na wskaźniki makro- i mikroekonomiczne, bo to „budżetówka”, o tyle całe branże i nawet gałęzie gospodarki mogą bardzo długo lizać rany. Sprawa jest tak oczywista, że nie ma sensu wymieniać, o kogo chodzi, wszyscy wiedzą, co jest pozamykane, gdzie nie wolno jeździć i wyjeżdżać. Nie piszę tego w intencji krytyki działań rządu, który nie miał wyjścia, mamy globalną paranoję, to moja niezmienna opinia, a w takich warunkach i Polska, i PiS nie mogły sobie pozwolić na inne zachowanie. Trwa kampania i każdy błąd byłby wykorzystany przez prawdziwą zarazę, która toczy Polskę od lat, nie przez jakiś śmieszny wirus. Trudno zatem z pozycji racjonalnego Polaka dobrze życzącemu Polsce zarzucać obozowi rządzącemu przyjęcie złej strategii. Nie jest zła, innej nie ma, ale przeciąganie kwarantanny na więcej niż dwa tygodnie niesie poważne zagrożenia. Po pierwsze, spore i nieodwracalne straty w gospodarce. Część małych firm, która i tak ledwie wiązała koniec z końcem, teraz resztkami sił walczy o życie. Po drugie, trend polityczny może się gwałtownie odwrócić. Władza zachowująca się odpowiedzialnie zawsze będzie zyskiwać w oczach obywateli, ale przez miesiąc i więcej nie da się utrzymać w dobrej kondycji psychicznej narodu zamkniętego w mieszkaniach i na balkonach. Ludzie będę mieli za chwilę dość i na to PiS powinien być przygotowany. Nie z naszej winy zrobił się bałagan, ale to my będziemy musieli go posprzątać.