Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Brytyjski rząd nie sięga po zakazy, ponieważ… boi się o gospodarkę - NASZA RELACJA

W Wielkiej Brytanii koronawirus rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie. Dotąd jednak rząd nie wprowadził zakazów, po które sięga coraz więcej państw europejskich. Wciąż działają szkoły, centra handlowe, restauracje i puby. - Niektórzy zakładają wprost, że walka z samą chorobą oznacza mniejsze straty niż leczenie ran po upadku ekonomicznym. Wielu Brytyjczyków woli walczyć z samym koronawirusem niż ze skutkami zamrożenia gospodarczego – uważa Radosław Korzeniewski, wiceprzewodniczący klubu „Gazety Polskiej” w Londynie.

Vauxford / CC BY-SA (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)

We wtorek w Wielkiej Brytanii stwierdzono 1950 zachorowań na koronawirusa, zmarło 56 osób. Dopiero w poniedziałek władze zaleciły Brytyjczykom pozostanie w domach, odwołanie podróży i ograniczenie kontaktu z innymi osobami. Patrick Vallance, główny doradca naukowy rządu, przewiduje natomiast, że faktyczna liczb zakażonych może być znacznie wyższa. Zdaniem Vallance’a, jeżeli uda się „zejść” z ostateczną liczbą zgonów do 20 tys., to taki wynik należy uznawać za sukces. Choć brytyjscy eksperci alarmują, to tamtejszy rząd nie zdecydował się jeszcze na wprowadzenie najważniejszych zakazów.

Bardziej przezorni są natomiast sami mieszkańcy Wielkiej Brytanii.

Nastroje są pełne wyczekiwania. Jest niepewność, ale nie ma śladów strachu czy paniki. Według mnie o około 30 proc. zmalał ruch mieście. Ale szkoły działają, słychać gwar dzieci biegających po boisku. Jednak niektórzy dyrektorzy zapowiadają, że szkoły mogą zostać zamknięte. Tutaj nie musi być odgórnej decyzji rządu, dyrektorzy sami mogą o tym decydować. Zajęcia zawiesiły natomiast sobotnie szkoły polskie. Wiemy co się dzieje w Polsce, więc też nie wysyłamy naszych dzieci do szkół

– mówi Radosław Korzeniewski, wiceprzewodniczący klubu „Gazety Polskiej” w Londynie.
Mieszkańcy Wielkiej Brytanii chcą zabezpieczyć się przed ewentualnym zamknięciem sklepów. 

Ludzie wykupują papier toaletowy, ryż, makaron, cukier, mąkę. Te produkty szybko znikają z półek najpopularniejszych sklepów, więc trzeba szukać w innych. Na szczęście da się je znaleźć

– relacjonuje Radosław Korzeniewski.

W związku z koronawirusem duże straty ponosi brytyjska branża turystyczna.

Cała ta sytuacja jest ogromnym ciosem dla branży turystycznej. Wszystkie firmy turystyczne zgłaszają potężne problemy. Obserwuje się spadek kontraktów o 80-90 proc. Szefowie tych firm informują pracowników, że w najbliższym czasie może być problem z wypłatą wynagrodzeń. Tej branży grozi bankructwo, hotele świecą pustkami. Wszyscy liczą na wsparcie rządu, który już zapowiedział pomoc w miliardach funtów. W tym przypadku władze starają się reagować

– podkreśla działacz londyńskiego klubu „Gazety Polskiej”.

Brytyjska opinia publiczna zwróciła m.in. na działania polskich władz, które podjęły zdecydowane działania w związku z koronawirusem.

Jestem pełen podziwu dla rządu polskiego, że podjął tak odważne decyzje, chcąc zatrzymać tego wirusa. Na informacje o działaniach Polski wielu Brytyjczyków zareagowało oburzeniem, że tutejsze władze ignorują problem. Polskie rozwiązania są na ogół przedstawiane jako przykład spokojnego, racjonalnego działania. A wśród Anglików narasta niepokój

– mówi Radosław Korzeniewski.

Miejscowi Polacy zwracają uwagę na postawę brytyjskich władz, która jest zupełnie inna niż polityka Polski.

Rząd brytyjski chce wziąć ten problem na przysłowiową „klatę”. Polski rząd postąpił inaczej, bo powiedział „nie”, musimy zrobić wszystko, żeby uderzenie wirusa było jak najsłabsze. Tutaj natomiast władza z jakichś powodów jest pewna, że da radę i poradzi sobie z zachorowaniami

– zauważa wiceprzewodniczący londyńskiego klubu.

Ten kraj jest uzależniony od swobodnego przepływu ludzi. Radykalne ograniczenie tych swobód spowoduje zapewne gospodarcze wyłączenie Wielkiej Brytanii. To z kolei oznacza ogromne problemy ekonomiczne, z którymi kraj może sobie nie poradzić. Niektórzy zakładają wprost, że walka z samą chorobą oznacza mniejsze straty niż leczenie ran po upadku ekonomicznym. Wielu woli walczyć z samym koronawirusem niż ze skutkami zamrożenia gospodarczego

– uważa Radosław Korzeniewski.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

#gospodarka #Wielka Brytania #koronawirus

Hubert Kowalski