Kandydat Hołownia był mi całkowicie obojętny. Ot, kolejna wersja tego samego produktu politycznego, który w różnych wersjach już widzieliśmy. Trochę Ryszard Petru, trochę Paweł Kukiz i jak się okazuje – dużo Janusza Palikota. Fajnopolak, który miał zbierać głosy tych, którzy nie trawią PiS, ale przy okazji uważają się za lepszych od platformianego betonu.
Takie „wicie-rozumicie” dla raczkującej klasy średniej z ogrodzonych osiedli. Łączenie in vitro z Kościołem otwartym i brednie, że „nie można oceniać aborcji”. Nic by mnie to nie obchodziło, bo skoro jest taki elektorat, to niechże ma swojego reprezentanta. Widzowie TVN-u i czytelnicy lajfstajlowych magazynów dla pseudoelit też mogą mieć swojego kandydata. Zapomniałem jednak o jednym. Że ten elektorat oprócz zadzierania nosa, prychania na „Polskę B” i przeświadczenia o własnej wyjątkowości cechuje jeszcze jedno – pogarda. Nie zapomniał o tym jednak sztab Szymona Hołowni. I tak w swym pierwszym wyborczym spocie Hołowni w niewybredny sposób drwi się z katastrofy smoleńskiej, powtarzając przy tym kłamstwa na jej temat. Oto wśród innych chaotycznych kadrów widzimy brzozę oraz pikujący samolocik z papieru, a Szymon Hołownia mówi, że „zadba o wszystkie drzewa, a nie tylko o jedno”. Nie będziemy sobie tłumaczyć, co poeta chciał przez to powiedzieć, bo to przecież oczywiste. To odwołanie do rzekomych „smoleńskich fobii”, których u ludzi domagających się wyjaśnienia przyczyn tragedii z 10 kwietnia 2010 roku dopatrują się od dekady „fajnopolacy”. Szymon Hołownia chciał w ten sposób nie tylko puścić oko do rechoczących z „Kaczki po smoleńsku”, chciał także „kopnąć w klatkę” – wkurzyć tych Polaków, dla których ta sprawa nie jest powodem do żartów. Czy mu się udało? Chyba nie bardzo, bo po fali krytyki zaczął się tłumaczyć, że nie wiedział, co opowiada. Tłumaczenie żenujące, ale jakoś zrozumiałe. Co miał powiedzieć? Że walkę o fotel prezydenta RP rozpoczął od drwin ze śmierci poprzednika? Może to i nawet lepiej, że odkrył się tak szybko. Można już dziś powiedzieć mu: kończ waść, wstydu (sobie) oszczędź!