Wielkim faworytem konkursu olimpijskiego, który odbył się 11 lutego na Okurayamie był Japończyk Yukiya Kasaya. Na Wojciecha Fortunę nikt wtedy nie stawiał. Polak wystąpił w kombinezonie który załatwił sobie sam... wymieniając się z jednym z Japończyków na kryształ przywieziony z kraju.
Fortuna w pierwszej próbie zaszokował zebranych na skoczni w liczbie około pięćdziesięciu tysięcy kibiców. 111 metrów to było zaledwie o dwa krócej od ówczesnego rekordu skoczni. Skaczący przed Polakiem Akitsugu Konno osiągnął 92 m i był liderem konkursu, a Fortuna go wręcz znokautował.
Sędziowie długo zastanawiali się wówczas nad przerwaniem zawodów, na szczęście zdecydowali się tylko obniżyć belkę. W drugiej serii Polak nie zaimponował już tak bardzo, ale 87,5 m wystarczyło do obronienia pierwszego miejsca i zdobycia sensacyjnego złotego medalu.
Złoto Wojciecha Fortuny to jedna z największych miłych niespodzianek w historii polskiego sportu.