Polacy wykazali się niezwykłą cierpliwością, czekając ponad 30 lat na zmiany w sądownictwie. Wszyscy, którzy przez te lata sprawowali rządy, zdawali sobie sprawę, że reforma jest konieczna, że oprócz władzy ustawodawczej i wykonawczej władza sądownicza wymaga natychmiastowych zmian.
Wiedzieli, że reform chce ponad 80 proc. Polaków. Na nic zdały się zaklęcia prof. Adama Strzembosza, który będąc w 1989 r. wiceministrem sprawiedliwości, mówił, że „sądy się same oczyszczą”. Chociaż wiedział, co sam po latach przyznał, że dwóch innych wiceministrów było z PZPR, a dyrektorem departamentu kadr – oficer SB. Ta sytuacja była tak demoralizująca, że część sędziów nie wyobrażała sobie, że mogą być poddani jakiejkolwiek kontroli. Przez te wszystkie lata wmawiano Polakom, że wyroków sądowych nie wolno komentować, że sędziowie są ponad prawem. Może dlatego zawieszony przez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego Paweł Juszczyszyn, mając prawo za nic, przyszedł do sądu orzekać, a na Facebooku napisał: „Proszę Państwa, Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego nie jest sądem w rozumieniu prawa Unii Europejskiej, a przez to nie jest sądem w rozumieniu prawa krajowego”.