Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Nowoczesny koniec?

W zeszłym tygodniu zupełnie niezauważona przeszła rocznica powstania Komitetu Obrony Demokracji. W niedzielę zaś raczej wesołość i zdziwienie – „to oni jeszcze istnieją?” – niż zainteresowanie wzbudziła informacja o zmianie kierownictwa Nowoczesnej. Katarzyna Lubnauer zrezygnowała z funkcji, a na jej następcę wybrano Adama Szłapkę.

KOD miał być drugą Solidarnością, ale się rozleciał, rozszedł i rozmienił na drobne w dużo większym stopniu niż ta pierwsza.

Rocznica, której nikt nie zauważył 

Może dlatego, że tak mało było w nim spontaniczności, oddania i szczerych emocji, a tak wielu kombinatorów z Mateuszem Kijowskim czy skazanym za handel kobietami Konradem M. na czele. Gdyby Solidarność stworzyli tylko przywiezieni z Warszawy doradcy z Lechem Wałęsą jako malowanym liderem, pewnie też zostałoby z niej bardzo mało. Była jednak prawdziwym zrywem, który mniej lub bardziej udanie próbowano przejąć, miała swoich bohaterów i swoich męczenników. Kto miałby zostać męczennikiem KOD? Władysław Frasyniuk, po szarpaninie z policjantem, udający się na komfortowy nocleg w hotelu Victoria? Skazany wodzirej KOD-kapeli? Wciąż bezkarny Kijowski ze swoimi alimentami i fakturami? Powstanie Komitetu Obrony Demokracji media odnotowały proporcjonalnie do pokładanych w nim nadziei, po czterech latach rocznicy nie zauważył nikt, z samym KOD (tak, jeszcze istnieje) włącznie.

Byleby coś nowego – początki Nowoczesnej

Historia Nowoczesnej zaczęła się trochę wcześniej. Ktoś miał przejąć liberalny elektorat Platformy Obywatelskiej, zniechęcony po ośmiu latach rządów, kolejnych taśmach i codziennych gafach Ewy Kopacz. Zaczęło się z przytupem na warszawskim Torwarze. Jako „nowi w polityce” twarz dali ugrupowaniu ludzie ze stażem w różnych partiach, lecz raczej w dalszym szeregu. Elektorat nowej partii początkowo był zresztą dość przypadkowy, wielu z wyborców bardziej chodziło o, choćby udawaną, świeżość niż o program. Tuż przed głosowaniem, lecz już po ostatniej debacie wyborczej, tej samej, w której dość dobrze wypadł wcześniej mało znany Adrian Zandberg, jedna z internetowych telewizji o preferencje pytała spacerowiczów na warszawskim pl. Zbawiciela. Zaskakująco często padała odpowiedź, że pytany waha się między poparciem partii Razem lub Nowoczesnej. A przecież to na pozór dwa bieguny polskiej polityki…

Razem do Sejmu wówczas nie weszło, pomimo udanego występu swojego lidera, Nowoczesna zaś zdobyła wystarczająco dużo mandatów, by utworzyć klub parlamentarny. Medialne pompowanie Ryszarda Petru, rozpoczęte na grubo przed wyborami, trwało w najlepsze. Tu zresztą splatają się losy Nowoczesnej i KOD. Kiedy Kijowski zorganizował pierwszy marsz w obronie Trybunału Konstytucyjnego, niektórzy gracze postanowili kuć żelazo, póki gorące. Czy ktoś w grudniu 2015 r. liczył na natychmiastową powtórkę wydarzeń sprzed 8 lat, dymisję rządu i przedterminowe wybory, czy był to tylko efekt desperacji, już się chyba nie dowiemy. Jest jednak faktem, że w sondażu IBRIS, opublikowanym przez „Super Express” i nagłośnionym przez inne media jako przełom, Nowoczesna wyprzedziła Prawo i Sprawiedliwość. „Następnym premierem – oby jak najszybciej – musi być Ryszard Petru. Konkret, fachowość, spokój i błyskotliwa inteligencja” – pisał miesiąc później Paweł Wimmer, publicysta ekonomiczny i działacz KOD. Jego wpis to jedna z bardziej kultowych wypowiedzi polskiego Twittera, żyjąca do dziś własnym życiem w dziesiątkach przeróbek i złośliwych przywołań.

Gorsza podróbka PO i zaprzepaszczone szanse

Jak wiemy, nic z tego nie wyszło. Mająca być „nową, lepszą Platformą” Nowoczesna stała się co najwyżej słabszą i śmieszniejszą wersją starszej rywalki, która szybko zmieniła się w siostrę. Choć jeszcze czasem zdarzało się Nowoczesnej wyprzedzić PO w sondażach, wszystko zakończyło się wraz z wydarzeniami, które zapamiętaliśmy jako „ciamajdan”. Zryw opozycji, blokada Sejmu i protesty uliczne miały być końcem rządów PiS. Platforma w reklamówce telewizyjnej sugerowała, że mamy do czynienia z kolejnym polskim Grudniem, tajemnicze siły wyłączały w całej Polsce sygnał TVP Info, posłowie zaś postanowili spędzić w gmachu parlamentu święta. Jednak kiedy w kraju trwało rewolucyjne wrzenie, Ryszard Petru wraz ze swoją posłanką czmychnął na romantyczny wyjazd na Maderę, a wraz z nimi odleciała szansa na zwycięstwo ich partii w walce o rząd dusz w opozycji. Oni wrócili, szansa – nie. Petru utracił swój i tak już wątły autorytet, również wśród tych, którzy byli ślepi i głusi na wszystkie jego wpadki. Partia zaliczyła tąpnięcie w sondażach, przykładowo w badaniach dla OKO.press między lutym a marcem poparcie dla niej spadło o 13 proc. do poziomu 8 proc. Potem było już tylko gorzej.

Zmiana przywództwa i polityczne ojcobójstwo na Petru, utrata dużej grupy posłów na rzecz Platformy, wreszcie wejście w koalicję, która nie zapewniła Nowoczesnej ani jednego mandatu europosła, później zaś tylko śladową liczbę przedstawicieli w Sejmie. Ryszard Petru, który w polityce nie ma już swojego miejsca, może mieć jednak pewną satysfakcję, wygląda bowiem na to, że choć zapewne pod jego przywództwem wszystko skończyłoby się równie marnie, to nawet pozbywając się swojego założyciela, jego partia nie zdołała zatrzymać upadku.

Nowy lider, ale czy nowy etap?

Nowym szefem Nowoczesnej został Adam Szłapka, polityk relatywnie młody, który jednak zdążył zaliczyć jeszcze udział w młodzieżówce Unii Wolności i współpracę w charakterze eksperta z kancelarią prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jego wybór jest z entuzjazmem witany przez koalicjantów z Platformy, którzy widzą w nim początek nowego etapu współpracy. Na czym jednak ten „nowy etap” miałby polegać, skoro relacja obu ugrupowań już od dawna jest jedynie związkiem zjadanego ze zjadającym? Tu warto przypomnieć, że nowy lider Nowoczesnej przejście kilku posłów tej partii do Platformy w poprzedniej kadencji określił publicznie mianem zdrady. Czy on sam jeszcze o tym pamięta?

Szłapka, trochę niespodziewanie, doczekał się kontrkandydata w postaci Krzysztofa Mieszkowskiego, polityka tyleż barwnego, co niepanującego nad swoimi emocjami, byłego dyrektora teatru bez wyższego wykształcenia, regularnie dostarczającego tzw. lolkontentu widzom telewizyjnych debat z udziałem polityków. Niedawno było o nim głośno przy okazji nagrody Nobla dla pisarki Olgi Tokarczuk, przypomniano bowiem zdjęcie, na którym polityk, noblistka i grupa innych osób stoją wspólnie na tle grafiki przedstawiającej krzyż rozwijający się w swastykę. Być może to właśnie ta sława przekonała 41 delegatów, by na konwencji poprzeć dalszy dryf partii w stronę politycznego kabaretu. Za, mimo wszystko, poważniejszym, choć młodszym Szłapką było jednak 66 głosujących.

„Duży szacunek dla Katarzyny Lubnauer. W polityce zdobyć władzę jest trudno, ale oddać ją dobrowolnie, honorowo i z klasą – zdecydowanie trudniej. Wymaga to wielkiej siły charakteru i wierności wyznawanym wartościom” – pisze na Twitterze Łukasz Rogojsz, dziennikarz „Gazety Wyborczej”. W niedzielę można było natrafić na jeszcze kilka wpisów, utrzymanych w bardzo podobnym tonie. Czy ich adresatem na pewno była Katarzyna Lubnauer, czy tak naprawdę kierowane były do Grzegorza Schetyny? Nie sposób uciec od tych wątpliwości, czytając choćby to, co napisała niedoszła marszałek senior obecnego Sejmu Iwona Śledzińska-Katarasińska: „Niejeden mógłby się od Katarzyny Lubnauer uczyć. Odejść w takim stylu z liderowania partii to jest coś. Kasiu, po starej i obecnej znajomości, gratuluję i trzymam kciuki za polityczne »nowe życie«”. 

Niejeden, czy właśnie ten jeden, konkretny przewodniczący?

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Nowoczesna

Krzysztof Karnkowski