„Donek show”. Tak można skwitować przesłuchanie Donalda Tuska przed sejmową komisją śledczą ds. wyjaśnienia afery Amber Gold. Furda tam, co tak naprawdę z niego zostanie. Wszak zwolennicy b. premiera i tak nie uwierzą, że obecny szef Rady Europejskiej jest w jakiś sposób odpowiedzialny za to, co stało się w sprawie piramidy finansowej sprzed sześciu lat. A nawet jak im się dostarczy dowodów, to przykład poparcia dla skazanej prawomocnym wyrokiem Hanny Zdanowskiej pokazuje, że nie będzie to dla nich stanowić problemu.
Inną sprawą jest, że członkowie komisji zachowywali się momentami, jakby o tym, że na przesłuchaniu stanie kluczowy świadek, dowiedzieli się chwilę przed tym, jak otoczony kordonem ochroniarzy i wianuszkiem rozanielonych dziennikarek i przejętych dziennikarzy Tusk wszedł do budynku komisji. Jakby nie wiedzieli, że wykorzysta on każdą okazję do złośliwości i brylowania przed kamerami, a „usłużne media” skrzętnie wykorzystają to, komentując np. „Mistrz i Małgorzata” (Wassermann). To członkowie komisji dopuścili do „Tusk show”, prowadząc monologi, uprawiając publicystykę i wdając się w dyskusje. Tusk sprowadził ich do swojego poziomu i pokonał doświadczeniem.