Zdaniem Fundacji Bertelsmanna Polska demokracja się osuwa. Wśród 41 sklasyfikowanych państw Polska jest już na pozycji 37. Organizacja, która przygotowała raport na ten temat, nie jest w Polsce specjalnie znana. A niesłusznie. Fundacja powstała w 1977 roku. Założona została przez Reinharda Mohna, jednego z najpotężniejszych magnatów medialnych powojennego świata…
W Polsce wydawnictwo posiada m.in. sieć księgarń Świat Książki, a w 2014 roku firma przejęła swojego konkurenta – Wydawnictwo G+J, które posiada całą masę kolorowych pism wychodzących w Polsce. Wydawnictwo Bertelsmann jest również właścicielem takich marek jak telewizja RTL czy producent muzyczny Sony. O tym wie w zasadzie cały świat.
Niewiele jednak mówi się o historii wydawnictwa, które poinformowało właśnie Państwa o upadającej nad Wisłą demokracji. Aktywność tego wydawnictwa w latach 30. w Niemczech związana była ze specyficznie rozumianym rozkwitem demokracji. „Podczas II wojny światowej Bertelsmann był największym wydawcą książek dla Wehrmachtu” – czytamy w polskiej Wikipedii. „Bertelsmann był największym wydawnictwem drukującym teksty nazistów. Większym nawet od samej firmy wydawniczej partii NSDAP. Propagowali słowo drukowane w ponad 20 milionach książek kierowanych do nazistowskich żołnierzy. Wsparcie dla NSDAP było oczywiste jeszcze we wczesnych latach 30., kiedy opublikowali na przykład Księgę Bożonarodzeniową dla Hitlerjugend” – pisał w 2002 r. brytyjski „Independent”. Z kolei anglojęzyczna wersja Wikipedii przypomina, że „austriacki dziennikarz Hersch Fischler ustalił, że firma – wbrew oficjalnej wersji swoich wojennych aktywności – ściśle współpracowała z reżimem nazistów od wczesnych lat 30. przez całą wojnę i prawdopodobnie zatrudniała żydowskich niewolników w niektórych ze swoich zakładów”. Po wojnie przedsiębiorstwo zostało zamknięte, by ponownie zostać otwarte w 1947 r. przez twórcę fundacji, która właśnie poucza nas co do jakości naszej demokracji. Brytyjski „Guardian” pisał, że kierujący firmą w czasie wojny ojciec założyciela fundacji, Heinrich Mohn, służył w formacji SS. Jednak jego syn twierdził, że z działaniami ojca nie miał nic wspólnego. No tak. W czasie wojny przebywał przecież poza terenem Niemiec. Był bowiem w Afryce. Konkretnie w Tunezji, gdzie służył w Afrika Korps. Walcząc u boku Erwina Rommla, został ranny i dostał się do amerykańskiej niewoli. Pouczających przykładów dotyczących demokracji można szukać również wśród partnerów biznesowych wydawnictwa Bertelsmann. Chwilę po zakupie Wydawnictwa G+J, Bertelsmann sprzedał je – niemieckiej firmie. Koncernowi Burda. Historia tej firmy jest również pasjonująca. Oto co na temat założyciela ma do powiedzenia anglojęzyczna Wikipedia: „Właściciel firmy Franz Burda był członkiem partii nazistowskiej i znanym antysemitą. Już w 1933 roku Franz Burda wprowadził narodowo-socjalistyczne nastawienie w swojej firmie. Deklarował, że jest dumny, iż nie zatrudnia żadnych żydowskich pracowników i nie ma żadnych żydowskich udziałowców. Firma skorzystała również na tak zwanej arianizacji żydowskiej własności w nazistowskich Niemczech. W tym kontekście Burda trafił na okazję w 1938 r., kiedy za bezcen mógł nabyć jedną z największych drukarni w Niemczech, która wcześniej należała do żydowskich właścicieli”. Działalność tej firmy w czasie wojny uległa pewnemu przemodelowaniu. Ograniczono wydawanie gazet, skupiono się na drukach innego rodzaju.
Konkretnie na drukowaniu map na zlecenie Naczelnego Dowództwa Niemieckiej Armii. Burda drukował również kolorowe zdjęcia lotnicze na potrzeby Luftwaffe. Biorąc wszystkie te fakty pod uwagę, można śmiało pokusić się o stwierdzenie, że zanim niemiecka myśl wydawnicza pojawiła się w III RP w formie gazet czy rankingów jakości demokracji, była obecna w Polsce już dużo wcześniej. Konkretnie zrzucana była z niemieckich bombowców mniej więcej od września 1939 r.