Europa Zachodnia kwitnie. Także jej wolności. Jeszcze niedawno w Hiszpanii katowali demonstrujących, a polityków opozycji aresztowali. W Niemczech biją ekologów, islamiści wyją na ulicach: „Śmierć Żydom”, imamowie nawołują do nienawiści, w mediach trwa cenzura niewygodnych dla państwa informacji.
We Francji ogólny burdel i afery. Ale niestety wciąż pozostał problem Polski, której niedorośli do demokracji obywatele ośmielili się wybrać nie dość proniemiecki rząd. Na szczęście jest Ludmiła Kozłowska z FOD, której Niemcy dali wizę, aby mogła opowiedzieć w Bundestagu o tym, jak w Polsce jest źle. Warto zauważyć, że pani Ludmiła przedstawiana jest przez swoich zwolenników jako heros walki z Rosją. Nic więc dziwnego, że nadaje na Polskę w stolicy państwa, które robi dobrze Putinowi w sprawie Nord Stream 2, działając na przekór bezpieczeństwu UE. Państwo, które przed zaproszeniem Ludmiły w analogiczny sposób przyjęło u siebie odpowiedzialnego za rosyjskie ludobójstwo w Syrii Gierasimowa (także objętego zakazem wjazdu do UE). Ale co to ma wspólnego z Farmazonem? Chwila. Najpierw ważna informacja.
Farmazon został Żydem. Jak? Kilka dni temu Piasecki z Szułdrzyńskim wrzucili fejk newsa, że karykatura Farmazona (pokazana na antenie TVP Info) jest karykaturą Żyda. Mimo błyskawicznego dementi następnego dnia Wielowieyska puściła ten fejk w obieg. Cel jest prosty. Będą – z pełną świadomością, że kłamią – pokazywać to w Europie jako dowód na polski antysemityzm. Bo tak jak Ludmiła, tak i Farmazon są po prostu pacynkami w teatrzyku, którego widzem ma być opinia publiczna Europy. Teatrzyk nie potrzebuje dobrych aktorów. Za to odpowiednio zakłamanych. W tej sztuce Kozłowska może być niezłomną wojowniczką o prawa człowieka, Farmazon biednym, skrzywdzonym Żydem, funkcjonariusze „GW” mogą udawać zatroskanych o swój kraj dziennikarzy. Zresztą aktorzy nie są aż tak ważni jak ich role. Jutro może nastąpić zmiana obsadowa, Ludmiła zostanie Żydem, a Farmazon ukraińskim wojownikiem o polską demokrację. Absurd będzie gonił absurd, ale to nie przeszkadza reżyserom z Berlina czy Brukseli. Im chodzi o coś innego – by o tej sztuce było jak najgłośniej.