Uczciwi muszą wiedzieć, że państwo będzie stało po ich stronie. Nieuczciwi – że będzie ich ścigało. Państwo powinno dążyć do tego, by ci, którzy kradli i pozwalali okradać i niszczyć interesy Polski, ponieśli odpowiedzialność za swoje czyny. To zwykłe, proste przekonanie o powinnościach państwa słychać na każdym spotkaniu z Polakami. W ciągu ostatnich tygodni w ramach spotkań polityków PiS z wyborcami pod hasłem „Polska jest jedna” byłam i na południu, i na północy Polski. Na Podkarpaciu, na Pomorzu, na Śląsku – zawsze pada to pytanie: o tzw. program cela plus. Silne oczekiwanie społeczne – rozliczenia postkomuny z jej czynów, ukarania winnych afer i odpowiedzialnych za przyzwolenie na bezkarność przestępczych działań, pociągnięcie do odpowiedzialności tych, którzy podejmowali decyzje sprzeczne z polską racją stanu – widać na każdym spotkaniu.
Zna je też postkomuna – i bardzo się tego oczekiwania Polaków boi. Cała obecna propaganda o dążeniu przez PiS do autorytarnych rządów albo o panującym reżimie i ograniczeniu wolności i demokracji ma służyć przede wszystkim temu, co widzieliśmy przy akcji „odbijania” sekretarza generalnego PO Stanisława Gawłowskiego wymiarowi sprawiedliwości. Jazgot PO, oskarżenia o polityczność działań prokuratury miały ten cel: zablokować możliwość rozliczenia przez wymiar sprawiedliwości ludzi elit oskarżonych o przestępstwa. Próba neutralizowania działań instytucji powołanych do ścigania przestępców odbywa się na kilka sposobów. Najgłośniejsza jest wspomniana wyżej polityczna presja wywierana na pracujących w instytucjach wymiaru sprawiedliwości i służbach ludzi – to m.in. skandaliczne próby odbierania wiarygodności prokuratorom (są „pisowscy” i „działają na zamówienie polityczne”) czy sędziom, którzy nie chcą poddać się dyktatowi postkomunistycznych środowisk. Ale jest też próba wmówienia Polakom, że o żadne przestępstwa wymiarowi sprawiedliwości nie chodzi, tylko o zastraszanie i ściganie wszystkich bez względu na czyny. To w ramach tej propagandy np. prezydent Sopotu Jacek Karnowski ogłasza, że „po każdego może przyjść Dobra Zmiana”. Próbuje się zrelatywizować w ten sposób działania ludzi mafii VAT-owskiej czy reprywatyzacyjnej w Warszawie – aresztowani twierdzą oczywiście, że są niewinni, a opozycja im wtóruje, z jednej strony oskarżając prokuraturę i służby policyjne i specjalne o motywacje polityczne, a z drugiej strony relatywizując czyny przestępców, że są w sytuacji, w jakiej może się znaleźć „każdy” pod rządami PiS.
W te bzdurne tezy większość Polaków nie wierzy – wskazują na to choćby sondaże, w których to PiS ma niezmiennie blisko 40 proc. poparcia, a nie PO, która przedstawia się jako obrońca zagrożonej rzekomo praworządności. Ludzie wiedzą raczej, że jest dokładnie odwrotnie, że właśnie rząd PiS praworządność przywraca, po latach funkcjonowania państwa wedle standardów wschodnich, postsowieckich. Wyraźnie przy tym widzą charakter formacji PO i postkomunistycznych elit – to nie żadne kwestie programowe są motorem walki z PiS. To układ, bynajmniej nie zamknięty, ale szeroki, zupełnie otwarty, wielkiego wzajemnego krycia się, unikania kary i odpowiedzialności, walczy z tym rządem.
Ale po stronie wyborców Dobrej Zmiany jest niecierpliwość. – Czemu nie siedzą ci, którzy rozkradli Polskę? – to pytanie stałe na spotkaniach. Nie chodzi tylko o mafię VAT-owską, paliwową czy – jak ostatnio głośną po zatrzymaniach kilkudziesięciu osób w Gdańsku – lichwiarską. Ludzie pamiętają, kto w ich miejscowościach uwłaszczył się na majątku państwowym, komu za bezcen „za Balcerowicza” sprzedawano zakłady, które dziś albo nie istnieją, albo należą do zagranicznych firm, a dywidendy z nich wypłacane są za granicę. Warto przy okazji przypomnieć, jaka to skala dziś – premier Mateusz Morawiecki powiedział na spotkaniu z małymi i średnimi przedsiębiorcami z południowej Wielkopolski w Przygodzicach, że rocznie z Polski wypłaca się 100 mld złotych dywidendy z firm należących do zagranicznych właścicieli. Zatem ludzie pamiętają i oczekują rozliczenia nie tylko ostatnich lat, mafii i przestępstw urzędniczych za poprzedniej ekipy. Oczekują głębokiego rozliczenia tego, co zdarzyło się po 1989 r. I tego postkomuna, jej biznes, media, elity – boją się śmiertelnie.