Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Test dla Polonii

Przyznaję, dość ostro potraktowałem amerykańską Polonię we wczorajszym komentarzu w „Codziennej”. Napisałem, że nie widać jej tam, gdzie być powinna – przed pomnikiem Katyńskim w Jersey City. Już po oddaniu do druku komentarza okazało się, że na kogo jak na kogo, ale przynajmniej na klubowiczów „Gazety Polskiej” i zaprzyjaźnione środowiska zawsze można liczyć.

W poniedziałek wieczorem na miejscu obecni byli przedstawiciele klubu z Filadelfii z nieocenioną Anetą Antoniak na czele. Równocześnie swoje wsparcie dla obrony monumentu wyraziła grupa motocyklistów Husaria NC, którzy po spektakularnym przejeździe przez centrum Jersey City oddali hołd ofiarom ludobójstwa przed stojącym jeszcze na swoim miejscu pomnikiem.

Ponadto wczoraj pojawiła się równie krzepiąca informacja, że działacze polonijni gotują się na sądową batalię w obronie pomnika.

W sądzie w Jersey City złożono dwa pozwy w tej sprawie. Pierwszy, w sądzie w Jersey City, złożył Komitet Katyński, który organizował i finansował budowę pomnika. Wspierają go m.in. kluby „Gazety Polskiej” i Rodziny Radia Maryja. Drugi, w sądzie okręgowym gminy Hudson (która obejmuje Jersey City), składa polonijny adwokat Sławomir Platta. To oznacza, że po blisko tygodniu od pierwszych informacji coś zaczyna się dziać.

Pytanie, czy burmistrz Jersey City nie zdąży dopiąć swego. Nieoficjalne informacje mówią, że przeniesienie pomnika ma się odbyć już we wtorek lub w środę czasu lokalnego w Jersey City. Stąd za spóźnione uważam zwołanie polonijnej pikiety dopiero na 12 maja. Polacy zbierają się o godz. 13 przed ratuszem Jersey City, skąd przejdą w okolice pomnika. Do tego czasu Steven Fulop może zmienić Exchange ­Place (miejsce, w którym teraz stoi monument) w plac budowy i zabronić tam jakichkolwiek zgromadzeń.

Ale może nie wszystko stracone.

Światełko w tunelu

Jeśli pozwy uruchomią machinę urzędniczą, może się okazać, że Polonia zyska na czasie. Wnioskodawcy domagają się wstrzymania przeniesienia monumentu oraz udostępnienia planów rewitalizacji miejsca, a także całości korespondencji między burmistrzem Stevenem Fulopem a deweloperem Mikiem DeMarco, który jest odpowiedzialny za bulwersujące Polaków i Polonię plany. Mówi się, że w tle są pieniądze, które deweloper miał wpłacać na kampanię burmistrza.

To jeszcze nie koniec działań. Swoje oburzenie planami Fulopa wyraziły Koalicja Amerykanów Polskiego Pochodzenia oraz amerykańska Fundacja Pamięci Ofiar Komunizmu. Swoje zaniepokojenie wyraził nawet Amerykański Kongres Żydowski, który rozpowszechnia w internecie stanowisko Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce. „Jako społeczność polskich Żydów uważamy za moralny obowiązek upamiętnienie wszystkich ofiar zbrodni [katyńskiej] w Polsce i na całym świecie, także w Jersey City. Nie rozumiemy i nie zgadzamy się z planami likwidacji poświęconego im pomnika” – czytamy w oświadczeniu.

Weteran z Iraku woli homoseksualistów

Bo istotnie, trudno to zrozumieć. Spróbujmy jednak. Jestem daleki od spiskowych teorii mówiących, że Steven Fulop nienawidzi Polski i Polaków, więc postanowił na złość nam zszargać pamięć Katynia. Sprawa jest chyba mniej niesamowita, choć nie mniej smutna.

Patrząc na oficjalny życiorys burmistrza Jersey City, wydaje się, że powinien on przychylnym okiem patrzeć na monument ku czci polskich oficerów. Służył w elitarnej jednostce Marines, sprawdził się w boju podczas irackiej operacji przeciwko Saddamowi Husajnowi, do której zgłosił się na ochotnika zaraz po zamachach na World Trade Center. Również jego środkowoeuropejskie korzenie (jest wnukiem rumuńskich Żydów ocalałych z Holokaustu) sprawiają, że powinien wiedzieć, czym była II wojna światowa na „skrwawionych ziemiach” naszego regionu, szarpanego przez dwa totalitaryzmy.

Stevenowi Fulopowi z jednej strony trudno zarzucić, że nie dba o poziom życia mieszkańców zarządzanego przez siebie miasta. Pod jego rządami Jersey City jako pierwsze miasto w USA wprowadziło minimalną stawkę godzinową za pracę w wysokości 15 dol. Z drugiej – wydaje się on idealnym produktem politycznej poprawności spod znaku amerykańskich demokratów.

Różnorodność postrzega raczej jako ustępstwa wobec mniejszości seksualnych (Jersey City jest ich mekką), a trudne tematy, jak historia polskich oficerów, spycha w kąt.

Bo i w kąt ma zostać zepchnięty pomnik Katyński. Fulop twierdzi, że jego miejsce było od początku gdzie indziej. To nieprawda. To miejscy radni zadecydowali, że należy się mu reprezentacyjna lokalizacja na tle majaczących po drugiej stronie rzeki Hudson wieżowców Manhattanu. Tymczasem burmistrz się cieszy, że lokalne gazety piszą o pomniku w kategoriach „przerażającego” i budzącego trwogę matek z dziećmi (podobnie napisała – co nie dziwi – „Gazeta Wyborcza”). To pokazuje dość dobrze stan umysłu części dzisiejszych zachodnich elit, które chciałyby świat widzieć jedynie w wesołych barwach tęczy (znaku mniejszości seksualnych) lub w kłębach kolorowego pyłu, jaki wokół pomnika rozrzucali w ubiegły weekend miejscowi przedstawiciele hinduskiej mniejszości, świętujący tam po raz kolejny nadejście wiosny.

Co paradoksalne, z relacji samych Hindusów, którzy swoim świętowaniem niesłusznie oburzyli część Polaków, wynika, że pomnik im nie przeszkadza i że nie widzą powodu, by go usuwać. Chyba tylko władze z burmistrzem na czele uważają, że obie nacje nie mogą współżyć w mieście różnorodności. I to jest kwintesencja politycznej poprawności i rzekomo nowoczesnego podejścia do społeczeństwa. Może warto więc szukać sojuszników wśród innych mieszkańców Jersey City?

Kibicujmy zza oceanu

Gdy czytam, że Polonia w USA potrzebuje ponad tygodnia, by zorganizować protest, gdy się okazuje, że próżno szukać stanowiska Kongresu Polonii Amerykańskiej w tej sprawie, gdy się okazuje, że Kongres nawet nie istnieje w mediach społecznościowych, myślę, że coś jest nie tak. Szczęśliwie mamy na miejscu dobrych ludzi, jak wspomniani na początku motocykliści czy wciąż rosnące środowisko amerykańskich klubów „Gazety Polskiej”, a z nimi osoby zrzeszone w Komitecie Katyńskim czy Smolensk Disaster Commemoration Committee. To przecież ci ostatni apelowali do kongresmenów, by zajęli się raportem technicznym ws. przyczyn katastrofy smoleńskiej, to oni starają się być zawsze tam, gdzie ich potrzeba. Ale jest jeszcze wiele do zrobienia.

W rozmowie z serwisem PAP prof. Marek Jan Chodakiewicz zwraca uwagę, że polski rząd powinien się trzymać z daleka od sprawy pomnika Katyńskiego. – To zadanie dla konsula generalnego w Nowym Jorku. Powinien on nadal działać dyskretnie – mówi. Zdaniem amerykańskiego historyka nie należy także pozwolić, by burmistrz robił z siebie męczennika, a temu służy nadawanie sprawie rangi przez polski rząd. – Goliat Karczewski vs Dawid Fulop to wymarzona prowokacja dla antypolskiej narracji. I kolejny dar dla Moskwy. Na przykład Sputnik natychmiast z aprobatą roztrąbił po angielsku, że marszałek Karczewski będzie podawał do sądu burmistrza Fulopa. „Niech głupie Polaczki sami się podkładają” – zacierają zapewne ręce przy biurkach na Łubiance – kwituje naukowiec.

Jakie wnioski? Należy dbać (na miejscu, jak kluby „GP”, i wspomagać z kraju) o integrację Polonii. Politycznie rzecz pozostawić sprawnie działającym służbom konsularnym. Konsul Maciej Golubiewski z Nowego Jorku nieraz już udowodnił, że zasługuje na miano dyplomaty. To on wraz z ambasadorem Piotrem Wilczkiem są reprezentantami rządu RP w USA.

Ale jest jeszcze jedno – my „stąd” nie załatwimy niczego za Polonię. Jako obywatele Stanów Zjednoczonych znają oni doskonale możliwości i przeszkody. Sprawa pomnika będzie dla nich testem – testem na skuteczność i umiejętność współpracy ze sobą i z władzami konsularnymi. Pokaże także ich realną pozycję w USA. Państwo polskie powinno się temu przyglądać i wyciągać wnioski. I jak powiada prof. Chodakiewicz – nie można dać się sprowokować.

 



Źródło:

#Jersey City

Wojciech Mucha