Krajowa Rada Sądownictwa pogoniła 265 kandydatów na sędziów. Stara kasta postanowiła pokazać środowisku, kto tu rządzi.
Parę tygodni temu jej członkowie grozili tym przedstawicielom Temidy, którzy zgodziliby się przyjąć funkcję od ministra sprawiedliwości, teraz bezwzględnie popędzili młodych tylko dlatego, iż nie są z ich namaszczenia. Jednego można być pewnym: dopóki nie zostanie uchwalone i wprowadzone w życie prawo radykalnie reformujące wymiar sprawiedliwości – w sposób rewolucyjny – póty takie akcje jak ta z asesorami będą miały miejsce tak często, jak tylko będzie potrzeba. Kasta poszła na wojnę – prezydenckie weto dało jej szansę na utrzymanie swej niekontrolowanej przez nikogo władzy. A ciągnące się tygodniami negocjacje w sprawie reformy sądownictwa, kolejne dni do namysłu, jakich potrzebuje Kancelaria Prezydenta, są dla niej jak wzmacniająca kroplówka, po której idzie na całość, bo widzi, iż środowisko głowy państwa jest miękkim podbrzuszem dobrej zmiany. Zaostrzanie sytuacji działa na nie paraliżująco. Prezydent jako kandydat Prawa i Sprawiedliwości zapowiadał w kampanii poparcie dla głębokich zmian w newralgicznych dziedzinach państwa, które od 1989 r. zmieniały się co najwyżej kosmetycznie – przede wszystkim sądownictwo i wojsko. Deklarował poparcie dla wyjaśnienia tragedii z 10 kwietnia 2010 r. i godne upamiętnienie jej ofiar, ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele. Po dwóch latach prezydentury, a nawet niemal na półmetku, można wyrazić zdziwienie, jak niewiele ze swych postulatów udało się Andrzejowi Dudzie zrealizować. I nie chodzi o brak aktywności, lecz o działanie przeciwko tym zmianom.
Dziś to środowisko głowy państwa – poza kilkoma chwalebnymi wyjątkami – trzyma nogę na hamulcu obozu dobrej zmiany. Pojawia się tłumaczenie, iż prezydent w ten sposób buduje pozycję samodzielnego polityka. Głosicieli tej tezy watro zapytać, czy aby na pewno nie mylą dążenia do samodzielności z rozchwianiem? Zdaje się bowiem, iż rzeczywistym problemem głowy państwa nie jest zależność, lecz brak pomysłu na swą aktywność na polu krajowym (w sprawach międzynarodowych sytuacja wygląda zgoła inaczej, ale też współpracownicy od działań zagranicznych mają klasę i świetne rozeznanie). Wobec posuchy Kancelaria Prezydenta chwyta się prymitywnych działań, których celem jest zdystansowanie się od PiS, budowanie atmosfery podejrzliwości wobec lidera Zjednoczonej Prawicy. Trudno nie odnieść wrażenia, że dziś największym problemem Dudy jest to, że nie jest Kaczyńskim, a jego polityka krajowa jest tego pochodną. Prezydent sprawia wrażenie, jakby szargały nim emocje, nie plan – bo przecież żadnego planu nie przedstawił.
Mówi o powiększaniu swej władzy, kipi emocjami w relacjach z MON, sprawia wrażenie, jakby chciał budować własne zaplecze polityczne, opowiada o licznych doradcach, których nie chce ujawnić, funduje nam wielotygodniowy spektakl uzgadniania reformy sądownictwa, do której najpewniej i tak nie dopuści. W jakim celu? Może się okazać, że odpowiedź jest do bólu prosta – bo nie ma lepszego pomysłu na siebie i dał się przekonać, iż odsunięcie od PiS samo przez się zbuduje jego pozycję. A jest dokładnie odwrotnie.