Nie lubię określenia „oni”. Nosi w sobie bardzo groźny potencjał dystynkcji. Używane w obrębie jednej wspólnoty politycznej, błyskawicznie doprowadza do jej zniszczenia, rozbicia fundamentu tego, co polityczne, czyli zrozumienia, że istniejemy „my” przy wszystkich naszych konfliktach i problemach.
„My”, a nie kilka zwaśnionych plemion. Zresztą wystarczy przypomnieć najbardziej podły i haniebny wyczyn propagandowy w polskim bagienku – słynny spot wyborczy poprzedniej władzy, pierwszy w dziejach Trzeciej RP wypadek, gdy przerzucono punkt ciężkości kampanii z ataku na polityków na atak, którego celem okazali się współobywatele. Spot ten nosił tytuł „ONI pójdą na wybory”. Szkody okazały się trwałe. Wciąż słyszę, że my, ludzie, którzy nie zgadzają się z każdą durnotą UE, osoby, które nie zapomniały o stopniu skorumpowania poprzedniej ekipy, my, którzy chcemy pamiętać o Smoleńsku, my, którzy wierzymy, że mądrość pokoleń bywa rozsądniejsza niż tezy kilku postępowców z Brukseli, w końcu – my, którzy wciąż jesteśmy przywiązani do słów takich jak honor, ojczyzna, suwerenność, więc my jesteśmy dla wielu tymi dziwnymi, przerażającymi stworzeniami, o których mówi się „oni, oni idą”.
Więc wchodząc na chwilę w tę retorykę, zastanowiłem się, co ich tak w nas przeraża. Tak bardzo, że wciąż chcą zakwestionować wynik woli wyborców, demokratyczne zasady czy w końcu byle uderzyć – gotowi są stanąć ramię w ramię z najbardziej mrocznymi i podejrzanymi postaciami Trzeciej RP. I myślę, że zrozumiałem. Oni są nami przerażeni, bo traktują nas jak uchodźców. Jasne, gdy przychodzi do dyskusji o uchodźcach, np. z Syrii, odległych i mało realnych, będą mieli usta pełne frazesów, tak pięknych jak tanich. My za to dla nich jesteśmy uchodźcami jak najbardziej prawdziwymi. Uciekinierami z mrocznej i dziwnej krainy. I chcemy dzielić z nimi ich przestrzeń życiową. Mamy czelność chcieć kreować ich rzeczywistość. I nagle okazuje się, że ci, którzy są w słowach tak pełni tolerancji, mają – jeśli chodzi o nas – twarze pełne rasizmu i ksenofobii. Cóż, nawet im współczuję. Bo minęły czasy, gdy można było udawać, że nas nie ma. Będą się musiały, biedaki, przystosować do... polskiego multi-kulti.