Ostatnio miałem wątpliwą przyjemność obserwowania ze „środka”, jak wyglądała kontrmanifestacja tzw. „Obywateli” RP w związku z kolejną miesięcznicą smoleńską. Reakcje części zgromadzonego przez Obywateli tłumu były do przewidzenia.
Wyzwiska, plucie, groźby ze strony podpitych typów 60+, taki to obrazek ulicznej demokracji i tolerancji. Pewnie jakbym był Lisem, przez następne pół roku opisywałbym to chamstwo, a kolejne pół – swoją traumę. No i pozostaje pytanie, czy „Wyborcza” zajmie się żywiołowym antysemityzmem Obywateli RP? Nazywać Żyda szmatą, grozić mu i spluwać na jego widok? Ale żarty na bok. Nie jestem Lisem. Chamstwo się zdarza. Dużo bardziej ponury był stan „ducha” większości manifestantów. Wściekła reakcja na modlitwy. Gwizdy na pieśń „Żeby Polska była Polską”… Przykłady można mnożyć. Na pierwszym planie przebijało paranoiczne spiskowe myślenie (dyktatura, nazizm, „zaraz będą strzelać”, „tajna policja nas kontroluje”), fiksacje seksualne (wszechobecne nalepki Kaczyńskiego na tle męskiego przyrodzenia, regularne odnoszenie się do seksualności itd.) i prostacki, przedszkolny manicheizm: demon przewodniczącego PiS skonfrontowany z boskimi reprezentantami światła i pokoju – takimi jak Frasyniuk, Wałęsa czy Mazguła. Infantylizm postrzegania rzeczywistości godny małych dzieci, a nie zbiorowiska, w którym przeważają emeryci.
Wszystko nastawione na negację. Taka powtórka Kononowicza: „żeby niczego nie było”. Jeśli pojawiały się jakieś konkretne hasła wyrywające się z logiki, to odwoływały się one do autorytetów zgromadzonego tłumu. Np. do Wałęsy, który ostatnio w programie Moniki Olejnik przyznał się do brania pieniędzy od SB, a nawet otrzymania od tej organizacji mieszkania. By swoją wypowiedź spuentować:
„co pani pier…li”.
Ciężko o lepszą puentę postulatów Obywateli RP.
Źródło: Gazeta Polska
#Obywatele RP
Dawid Wildstein