Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Dla władzy był groźniejszy niż kryminaliści - rozmowa z mec. Wąsowskim, obrońcą "Starucha"

„Staruch” to przeciwnik polityczny poprzedniej władzy.

„Staruch” to przeciwnik polityczny poprzedniej władzy. Do ataku na niego użyto świadka koronnego, ryzykując dochodzenie w poważnej sprawie kryminalnej – mówi „Gazecie Polskiej” adwokat uniewinnionego od zarzutu handlu narkotykami lidera kibiców warszawskiej Legii - z mecenasem Krzysztofem Wąsowskim rozmawia Wojciech Mucha.

„Staruch” jest według sądu niewinny. Kto jeszcze wygrał w tym procesie?
Największym zwycięzcą jest sędzia Marcin Patro, ponieważ to na nim ciążyła największa odpowiedzialność i największa presja. Proszę zwrócić uwagę, że ten sam sędzia bardzo dbał o zabezpieczenie tego procesu – z jednej strony orzekał i wydał wyrok uniewinniający, a z drugiej wcześniej wnioskował o przetrzymywanie Piotra Staruchowicza w areszcie, zabezpieczając ten proces i nie dopuszczając do jakiegokolwiek matactwa.

Cóż to za dowód odwagi, wsadzić kogoś do aresztu tymczasowego?
Nie o to chodzi. Sędzia miał duży dylemat psychologiczny. Z jednej strony zakładał uprawdopodobnienie popełnienia czynu, a z drugiej wydał wyrok wbrew temu. To akt wielkiej odwagi, niezależności, przede wszystkim od siebie samego.

Czyli Pan uważa, że to dobrze, że „Staruch” siedział w areszcie?
Nic podobnego. Uważam, że niezasadnie, natomiast to inna kwestia. Sędzia nie uwarunkował się przy wyroku sposobem prowadzenia postępowania. Nie związał się emocjonalnie z tą sytuacją, pomimo presji mediów i polityków.

Jakie miał wyjście?
Bardzo często obserwuję zachowanie sędziów, także w wyższych instancjach, którzy starają się wydawać coś na kształt salomonowego wyroku. Tutaj w stosunku do wagi procesu, atmosfery, otoczki, prokurator zażądał w końcowej mowie bardzo niskiej kary – ledwie 1,5 roku. A zagrożenie było przecież aż do 10 lat.

Co z tego wynika?
Mógł być to sygnał, by sędzia doszedł do wniosku: „Zróbmy tak, skażemy symbolicznie, by był »wilk syty i Manchester City«”, jak mówią kibice Legii. To znaczy, by „Staruch” nie ucierpiał, bo zapewne do aresztu by nie wrócił, ale byłoby, że został skazany. To było największe niebezpieczeństwo tej sprawy.


Mecenas Krzysztof Wąsowski - fot. Filip Błażejowski

Znane są takie przypadki „uwarunkowania” sędziego?
W przypadku innego kibica, Macieja Dobrowolskiego, pani sędzia konsekwentnie przedłużała mu areszt i miałem w pewnym momencie wrażenie, że ona się uwikłała w tę sprawę.

Tutaj tak się nie stało. Wyrok uniewinniający to klęska oskarżenia.
Absolutna. Ten proces nie powinien trafić do sądu. Prokuratura od początku grała na emocjach i stereotypach. Zresztą, gdy mój klient zaczął wyjaśniać, sam sąd stwierdził: – W telewizji to inaczej wyglądało, ta działalność kibicowska.

Czyli sąd stał się zakładnikiem stereotypów?
W moim przekonaniu ten konkretny sędzia jest typowym przedstawicielem opinii publicznej. Jeśli byśmy chcieli wiedzieć, co Polacy sądzą o sprawie „Starucha”, to ów sędzia jest tego dobrym przykładem. On nie jest specjalnie uprzedzony ani zachwycony. Nie jest zaangażowany. I to nam dało do myślenia, że tę sprawę trzeba opowiadać równolegle – w sądzie i opinii publicznej.

Ale to tylko podgrzewało atmosferę i mogło się przełożyć na wyrok.
Ten proces jest nowatorski, jeśli chodzi o jego dwutorowość. Mamy sąd, prokuraturę, z drugiej strony opinię publiczną. My się zdecydowaliśmy o tym mówić. To jest generalnie wbrew sztuce adwokackiej, by nagłaśniać proces, ale wyczuliśmy, że jeśli zamkniemy ten proces tylko w relacji prokurator–sędzia, to będziemy skazani na niekontrolowane przecieki. I jeszcze jedno. Sądy z reguły na początku ufają bardziej prokuratorom. Tak już jest. Zresztą jeśli na sali rozpraw pojawia się prokurator apelacyjny, a później zastępuje go jego naczelnik, potem szef wydziału, a potem szef pionu przestępczości zorganizowanej…

A więc presja i sygnał, że sprawa jest „ważna” dla prokuratury.
Ja to bym nazwał „sygnały pozaprawne”. Sąd może zyskać poczucie, że wyrok, który wyda, i tak będzie zły dla którejś ze stron. Szczęśliwie okazało się, że tak nie jest. Okazało się także, że sędzia Marcin Patro to byłby idealny sędzia z ławy przysięgłych w USA. Ktoś, kto dał się przekonać.

Do Staruchowicza?
Przez cztery lata dał się przekonać. Może nawet nie do Staruchowicza. Ale do tego, że problem jest już w akcie oskarżenia. Jeżeli mielibyśmy potępiać „Starucha” za coś w jego działalności publicznej, to nie za to, że był dilerem narkotyków. Bo nie był.

To jaki jest ten „problem Starucha”?
To jest problem „sprawy Starucha”, która jest z punktu widzenia państwa prawa całkowicie niedopuszczalna. Nie chcę nawoływać do tworzenia haseł „je suis Staruch”, ale każdy może się znaleźć w takiej sytuacji. W tej sprawie jest podejrzenie, że stał za tym świat polityki. Ten świat, który, jak uważa wiele osób, jest ponad prawem. Że ten świat użył wobec chłopaka, który nie miał nawet 30 lat, potężnego instrumentarium.

Mówi Pan o „jedynych dowodach” – rewelacjach świadka koronnego, skruszonego bandyty Marka H. ps. Hanior, który twierdzi, że „Staruch” kupował od niego narkotyki.
Tak. Gdyby jeszcze władza chciała użyć wobec „Starucha” argumentów w postaci lżenia organów władzy publicznej przez okrzyki: „Donald matole, twój rząd obalą kibole”, to można by to jeszcze jakoś tłumaczyć. Tutaj chłopak dostał narzędziem, którym nie powinien. Nigdy nie powinno do tego dojść.

Nie powinno, ale doszło.
To rodzi podejrzenie perfidii działania. Że chodziło o to, by nie zrobić z niego przeciwnika politycznego, tylko przestępcę, stygmatyzować kryminalnymi zarzutami. Z akt procesu wynika, że organy ścigania miały namierzonego „Haniora” od 2009 r. To była sprawa słynnego gangu „Szkatuły”, prowadzono operacyjne działania, podsłuchy. Dziwnym trafem nie ma podsłuchów na „Starucha”, a zdarzenia, o których w jego kontekście opowiada „Hanior”, pochodzą z okresu, kiedy był przecież objęty inwigilacją.

I niczego nie znaleziono?
Na gang „Szkatuły” mają podsłuchy, na kibiców nie.

Ilu kibiców jest w podobnej sytuacji?
Naszego klienta, innego kibica Legii, sąd skazał za przemyt ogromnej ilości narkotyków, których nikt nigdy nie widział i nikt nigdy nie znalazł. Nie ma szlaków przerzutowych, transakcji, nic nie znaleziono. Jeszcze inny kibic, który jest w takiej samej sytuacji jak „Staruch”, w pierwszej instancji został po bezkrytycznym przyjęciu przez sąd zeznań świadka koronnego skazany na cztery lata pozbawienia wolności. Ale w apelacji sąd okręgowy wrócił ją do rozpatrzenia, ze względu na niespójność zeznań. Ponowny proces trwa. Człowiek siedział rok w areszcie. Każdy z nas mógł być w takiej sytuacji.

Z obciążających Staruchowicza zeznań „Haniora” wynika, że za bardzo się tym nie przejmuje.
Więcej! Coraz bardziej jest do swojej racji przekonany. Im więcej czasu mija od zdarzeń, tym więcej sobie przypomina. Pamiętam scenę, gdy go zdenerwowałem, a on powiedział: „Jak pan mecenas chce, to ja sobie mogę jeszcze więcej przypomnieć”. Poszedłem więc za moim „skrzywieniem badacza” i zaczęliśmy drążyć. I okazało się, że pycha jest zgubna, bo zaczął opowiadać historie, które były weryfikowalne. Zaczął mówić o pogodzie, o stacji benzynowej, która w trakcie, gdy miało tam dojść do przekazania „Staruchowi” narkotyków, była zamknięta, bo była powódź. On utrzymywał, że była piękna pogoda, że to były pierwsze dni maja. Kto mógł pamiętać, że Wał Miedzeszyński przeciekał, a przez większość czasu lał deszcz?

To skąd w ogóle pomysł, by ktoś taki został świadkiem koronnym?
Marek H. jako świadek koronny w sprawach kryminalnych był potrzebny. Ale skandalem by było, gdyby się okazało, że ten człowiek, który powinien być użyty do rozbicia grupy przestępczej, był przy okazji wykorzystany do ataku na niewinnych ludzi. „Hanior” był uwiarygadniany przy sprawach kryminalnych. I wtedy jego zeznania pokrywały się z zeznaniami innych przestępców. Koronny ma pomóc uruchomić ciąg dowodowy, nad którym trzeba pracować. Po zeznaniach „Masy” i rozbiciu Pruszkowa ta instytucja pokazała, że bardzo wielu śledczych samymi zeznaniami świadka koronnego chce załatwić wszystko. Przy kibicowskich sprawach jednak nikt nie potwierdził, że nawet zna „Starucha”.

Sugeruje Pan, że do uderzenia w kibica, który stał się niewygodny dla władzy, wykorzystano konfabulacje skruszonego przestępcy, a wręcz mu to zasugerowano?
Nie chcę potępiać całej instytucji świadka koronnego. Jednak sprawa „Starucha” pokazuje, że jest ona bardzo kusząca, jeśli chodzi o kwestie polityczne. Tak naprawdę „Staruch” to przeciwnik polityczny poprzedniej władzy. Użyto w jego sprawie zeznań świadka koronnego, ryzykując dochodzenie w poważnej sprawie kryminalnej. Okazało się, że dla władzy mniejszym problemem były gangi narkotykowe niż Piotr Staruchowicz.

Znów sugeruje Pan presję z góry?
Moja teza jest jeszcze ciekawsza.

To znaczy?
Nie mam żadnych dowodów. Mam jednak przeświadczenie, że inteligentny czytelnik się domyśli. Była presja medialna, politycy zaczęli się wypowiadać. Czy było polecenie wprost? Czy był telefon? Nie wiem. Ale takie historie krążą i to trzeba zbadać. Jeśli pozostawimy to w niedopowiedzeniu, nigdy nie oczyści się prokuratury.

Będziecie się starać o odszkodowanie?
Na pewno. I nie tylko o odszkodowanie. Ale i o to, by tę sprawę wyjaśnić. Mam nadzieję, że mojemu klientowi nie zabraknie determinacji. On teraz cieszy się, że to powoli się kończy, że może zająć się swoim życiem. Ale będę go namawiać, by sam opowiedział swoją historię. Do dziś policja nachodzi go w jego studiu tatuażu, nachodzeni są klienci, jest jakiś „fetysz Starucha”.

A prokuratura? Będzie się odwoływać?
Musi pokazać, że walczy. Czekamy na pisemne uzasadnienie wyroku. Ale widzę szansę dla nich tylko w kwestiach czysto proceduralnych. Byłbym zaszokowany, gdyby ten wyrok się nie ostał. Ten wyrok przywraca mi wiarę w rozsądnych sędziów.

Nie ma Pan wrażenia, że ten wyrok pół roku temu mógł być inny?
Wszyscy mamy takie wrażenie. Jednak towarzysząc sądowi w tej sprawie, doskonale wiedziałem, że sędzia nie jest fanem Piotra Staruchowicza, a jednak ściśle trzymał się prawa.

Cały wywiad opublikowany został w tygodniku "Gazeta Polska"

Źródło: Gazeta Polska