Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Krzysztof Karnkowski,
06.10.2020 18:06

Minister wojny

Obiegowym określeniem „minister wojny” posługiwano się dawniej w stosunku do osoby odpowiedzialnej w rządzie za wojsko i obronę narodową. Oficjalnie nazwa ta funkcjonowała w wielu państwach w XIX w., ale w znanych z umiłowania pokoju Niemczech czy Japonii aż do 1945 r. Zanikło ono w naszym języku potocznym, wygląda jednak na to, że niezależnie od politycznych deklaracji i chęci spokojnej kontynuacji prac do końca kadencji, w zrekonstruowanym gabinecie będziemy mieli kilku ministrów wojny, choć niekoniecznie zajmować się będą wojskiem. 

Pierwszym ministrem wojny nowego rządu będzie odpowiedzialny za edukację prof. Przemysław Czarnek, poseł i były wojewoda lubelski. 

Jak Buttiglione

Czarnek znany jest z mocno konserwatywnych poglądów, co już na starcie powoduje bardzo negatywne przyjęcie najpierw zapowiedzi jego nominacji, a obecnie objęcia przez niego urzędu. Sytuacja ta może przypominać czasy, gdy Roman Giertych był jeszcze symbolem zła dla opozycji, która wysyłała go do wora i jeziora. Albo czasy jeszcze dawniejsze, gdy dowiedzieliśmy się, że choć Unia Europejska jest rajem swobód obywatelskich i demokracji, konserwatysta Rocco Buttiglione nie może zostać unijnym komisarzem ds. sprawiedliwości. Tym razem Czarnka dyskwalifikować mają niektóre jego wypowiedzi, zwłaszcza te dotyczące LGBT oraz współczesnych modeli rodziny i macierzyństwa. I tu analogia z Buttiglionem wydaje się szczególnie na miejscu, bo to właśnie poglądy Włocha na te dwie dziedziny współczesnego życia społecznego zablokowały jego unijną karierę. Warto dodać, że nie wpłynęły jednak na jego obecność w polityce włoskiej. Choć przegrał wybory na burmistrza Turynu, pozostawał jednak przez kilka lat ministrem w rządzie Silvio Berlusconiego, a do senatu wybierany jest regularnie w kolejnych wyborach.

Wiadomość dla ministra

O tym, że wojnę potencjalnemu szefowi resortu wypowiada radykalna lewica obyczajowa, przekonaliśmy się w zeszły piątek. Tego dnia rano pracownicy MEN znaleźli na historycznych ścianach resortu wymalowane sprayem imiona dzieci, które popełniły samobójstwa, a które wcześniej utożsamiały się z mniejszościami seksualnymi. Lewicowi komentatorzy nie ukrywali, że traktować ten akt wandalizmu należy jako wiadomość dla nowego ministra. Wiadomość, lecz również oskarżenie pod jego adresem, gdyż, według nich, to właśnie wypowiedzi Czarnka i innych konserwatystów tworzą klimat, w którym niezrozumiane dzieci targają się na życie. Polityczna instrumentalizacja podobnych dramatów to temat wymagający oddzielnej dyskusji, której, jak się obawiam, nikt się nie podejmie. Tym razem została ona dokonana w celu stygmatyzacji nielubianego polityka. Kontynuacją tej strategii była późniejsza demonstracja przed siedzibą ministerstwa, na której widziano zresztą tych samych co zawsze protestujących. Pojawiły się wreszcie apele do prezydenta o zablokowanie tej nominacji, do nauczycieli zaś o podjęcie strajku.

Przy okazji tego ostatniego apelu z internetowych dyskusji z udziałem samych nauczycieli dowiedzieliśmy się, że poprzedni protest nie okazał się dla tej grupy całkiem bezkosztowy. Z jednej strony jego uczestnicy odczuli dość mocno społeczną niechęć, z drugiej odczuli skutki finansowe strajku, co stawia pod znakiem zapytania wiarygodność samorządowców z PO, którzy zapewnić im mieli stosowne rekompensaty. Okazuje się, że jedyne, co dało im poparcie polityków, to wzmocnienie społecznego przekonania o politycznym charakterze protestu. W ten sposób realne problemy środowiska zeszły na dalszy plan, zagłuszone deklaracjami opozycji, głupawymi piosenkami i przykryte maskami krów oraz świń – i tyle właśnie z tamtego wydarzenia, poza nerwami młodzieży i rodziców zapamiętano. Trudno więc dziwić się, że nauczyciele nie palą się dziś do strajku. Do protestu namawia się jednak także młodzież, już przecież prowadzoną przez zachowujących rewolucyjną czujność pedagogów na barykady Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Tym razem znakiem sprzeciwu ma być mało oryginalne ubieranie się przez tydzień na czarno, które zapewne przyszło komuś do głowy, gdy przypomniał sobie czarny protest, mający niedawno swoją kolejną rocznicę.

MEN – zadanie numer 1

W tym miejscu dochodzimy do najpoważniejszego problemu, przed jakim staje nowy minister edukacji. Wchodzące w życie nowe pokolenia z jednej strony wydają się kulturowo oderwane od świata dorosłych, z drugiej jednak podatne są na najbardziej szkodliwe ideologie proponowane przez ten świat. Największą winę ponosi tu prawdopodobnie nieustanna seksualizacja młodzieżowej oferty popkultury, gdzie zbiegły się motywy komercyjne i ideologiczne. W efekcie mamy do czynienia z licznymi, bardzo niepokojącymi zjawiskami o wymiarze globalnym, jak wzrost nastrojów depresyjnych, niskiej samooceny, poczucia wyobcowania, leczonych coraz częściej radykalnymi poglądami i werbalną (choć jak coraz częściej widzimy, przechodząca w fizyczną formę) agresją. 

System edukacji powinien się stać przeciwwagą dla tego chaosu, porządkować go, oferując alternatywę i pomoc. W tym ostatnim potrzebna będzie współpraca z resortem zdrowia. Problemy dziecięcej psychiatrii i brak pomocy psychologa już na poziomie szkoły zemszczą się w najlepszym razie przy urnie wyborczej, w najgorszym – imionami kolejnych młodych i bardzo młodych samobójców, których śmierć da jedynie paliwo bezwzględnym rewolucjonistom. Przy tak wielkim ryzyku niebezpiecznej zmiany społecznej w najmłodszych pokoleniach funkcja szefa resortu edukacji staje się więc funkcją frontową. 

Świadomy zagrożeń konserwatysta jest tu poważnym zagrożeniem dla wielu środowisk, stąd więc duży opór i zapowiedź nieustającego ostrzału ministra. „Spokojnie. Nie lękajcie się. Wszystko, co będę robił, będzie bazowało wyłącznie na prawie i będzie w granicach obowiązującego porządku prawnego” – uspokaja nastroje sam Czarnek w rozmowie z PAP. „Nie będę robił żadnej rewolucji, ideologicznej wojny. Ja będę bronił szkół i uczelni przed rewolucją i taką wojną” – mówi w wywiadzie dla tygodnika „Sieci”. I to właśnie stanowi chyba największy problem dla tych, dla których szkoła ma być inkubatorem potężnej społecznej zmiany.

Jednak nie tylko prof. Czarnek zaczyna ministerialną karierę w tym rozdaniu z zapowiadającym kłopoty bagażem dużej niechęci. O ile w przypadku Czarnka trudno oczekiwać akceptacji środowisk już na starcie wrogich prawicy, o tyle w przypadku równie chłodno przywitanych nowych ministrów rolnictwa i pracy chodzi o dobre relacje z jej bazowym elektoratem, dlatego obserwacja rozwoju sytuacji będzie ciekawa również z punktu widzenia społecznego poparcia dla rządu. 

Inną jeszcze wojnę stoczyć musi minister zdrowia, choć, jak się właśnie okazało, i w tej wojnie musi wziąć udział Przemysław Czarnek. To jednak oddzielny temat, którym nieraz jeszcze będziemy musieli się zająć.