Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Bezkarny morderca

Chcieliśmy odwiedzić go z kamerą.

Chcieliśmy odwiedzić go z kamerą. Żeby wobec niewydolności sądów III RP, które nie potrafiły (nie chciały) wymierzyć mu sprawiedliwości, przynajmniej opowiedział o swojej karierze w stalinowskim systemie bezprawia. A może by przeprosił za krzywdy, które wyrządził innym. Ostatnio Sąd Najwyższy stwierdził, że „w działaniu Kazimierza G. brak było cech przestępstwa". Oddalił tym samym zażalenie IPN-u na decyzję sądu niższej instancji o umorzeniu.

Płk Kazimierz Graff zmarł w Warszawie, do końca ciesząc się wolnością i wysoką emeryturą. Inaczej niż jego ofiary, które – jeśli przeżyły komunistyczne piekło – do końca PRL-u były inwigilowane, skazane na zapomnienie i biedę. Inaczej też niż większość zbrodniarzy niemieckich… A zbrodniarz komunistyczny Graff? Po okresie „błędów i wypaczeń" kierował Prokuraturą Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Potem był adwokatem i radcą prawnym.

W powojennej machinie terroru nie był pionkiem. Pełnił niebagatelną funkcję zastępcy Naczelnego Prokuratora Wojskowego. Ale nawet to nie zainteresowało mainstreamowych mediów. Krwawy powojenny plon Graffa to żadna sensacja, a jeszcze można się narazić wpływowej cały czas okrągłostołowej mafii.

Jako stalinowski dygnitarz Graff odpowiadał za wiele zbrodni. Liczne wyroki śmierci w wydziałach doraźnych – komunistycznych trybunałach śmierci, które skazywały w trybie przyspieszonym, bez postępowania dowodowego, prawa do obrony i odwołania. W grudniu 1946 r. żądał kar śmierci dla dowódcy poakowskiego Konspiracyjnego Wojska Polskiego (KWP) kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca" i jego żołnierzy. Prawo III RP uznało to za mord sądowy, a KWP za jednostkę walczącą o niepodległość kraju przeciwko sowieckiemu zniewoleniu. W końcu brał udział w sprawach o tzw. spisek w wojsku, w których przedwojenni oficerowie WP, torturowani w śledztwie przez sowiecką Informację Wojskową, byli skazywani na śmierć lub na wieloletnie więzienie.

Jako człowiek inteligentny musiał mieć świadomość swoich czynów. Ten najmłodszy z trzech synów bogatego kupca Maurycego i nauczycielki Gustawy z Simonbergów po prostu zdradził Polskę, która go wykształciła (ukończył elitarne gimnazjum im. Mikołaja Reja, a w 1939 r. prawo na Uniwersytecie Warszawskim). Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej wstąpił do Armii Czerwonej, a potem do Ludowego Wojska Polskiego. Pracę w prokuraturze wojskowej w 1945 r. rozpoczął dobrowolnie – do przełożonych pisał, że znalazł swoje miejsce w życiu.

Po 1989 r. udało się oskarżyć Graffa jedynie o to, że wnioskował po upływie dopuszczalnego terminu o areszt dla żołnierzy Armii Krajowej i II Korpusu PSZ gen. Andersa. Jego podpisy torowały drogę do brutalnych represji wobec polskich patriotów, a często kończyły się dla nich sowieckim strzałem w tył głowy. Jednak nawet za to nie został skazany. Stalinowski prokurator zeznawał: „Nie mogłem sądzić, że przedwojenny oficer zeznaje nieprawdę, a zeznania są wymuszone; w aktach sprawy nie było żadnych dowodów na represyjny charakter tamtego śledztwa". I takim kłamstwom dał wiarę sąd wolnej Polski! A jakby tego było mało, uznał jeszcze, że z punktu widzenia ówczesnego państwa aresztowani przez Graffa byli szpiegami!

Kilka lat temu udało mi się porozmawiać z nim telefonicznie:

– Mordował pan polskich patriotów…
– To tylko sugestia. Kiedyś były inne oceny, teraz są inne.

– Dla Stanisława Sojczyńskiego domagał się pan kilku kar śmierci...
– Może to dużo, a może mało. Sprawę ocenią historycy.

– Niczego pan nie żałuje?
– Udziału w procesie „Warszyca" nie. Żałuję tylko, że w ogóle były takie sprawy, że mordowano ludzi.

– Nie czuje się pan winny morderstwa?
– Morderstwo? Przecież to nie ja mordowałem, tylko oni.

– Kto?
– Przepraszam, ale muszę już kończyć.

To właśnie za zamordowanie „Warszyca" został zastępcą naczelnego prokuratora wojskowego Stanisława Zarako-Zarakowskiego. Żona Graffa, Alicja, jako wicedyrektor Departamentu III Generalnej Prokuratury, w 1953 r. informowała naczelnika więzienia na Rakowieckiej o terminie wykonania wyroku śmierci na gen. Auguście Emilu Fieldorfie. Podobnie jak w wypadku Sojczyńskiego, był to mord sądowy. Kiedy po latach rodzina bohatera Polskiego Państwa Podziemnego napisała do niej list z prośbą o wyjaśnienie okoliczności śmierci gen. „Nila", nie odpisała. Alicja Graff zmarła w 2005 r. i została pochowana na Powązkach Wojskowych w Warszawie, tuż obok swoich ofiar. Ona też nigdy nie zdobyła się na słowo „przepraszam".

 



Źródło:

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo