Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Synalek

„Tatuś powyrzuca wszystkich, spalę tę budę” – usłyszeli nauczyciele od młodej latorośli budowniczego III RP.

„Tatuś powyrzuca wszystkich, spalę tę budę” – usłyszeli nauczyciele od młodej latorośli budowniczego III RP. I tatuś przystąpił do działania, a nauczyciel historii dowiedział się od synalka: „Już tu nie pracujesz. Wyrzucę cię z tej roboty”.

Janek Wóycicki, syn Kazimierza, zasłużonego działacza opozycji z lat 70., a następnie budowniczego III RP, i Joanny ze sztabu wyborczego aktualnego prezydenta, nie miał czasu na naukę. Trudno mu nie przyznać racji, skoro rodzice są przyjaciółmi Bronka, wiedza dla kariery jest tylko obciążeniem. Niestety, Jankowi kłopoty wychowawcze sprawiali nauczyciele gimnazjum im. Bolesława Prusa na Saskiej Kępie w Warszawie. Nie byli kumaci i nie uwzględnili, że rodzice są z paczki Bronka.

Już w styczniu 2010 r. wychowawca wnioskował o przeniesienie Janka do innej klasy, ale oburzeni rodzice nie zgodzili się i wszystko pozostało po staremu. Wprawdzie groziło mu 6 dwój na koniec roku, ale ostatecznie zakończył II klasę gimnazjum ze średnią 2,46 i naganną, czyli najgorszą oceną ze sprawowania, głównie za przeszkadzanie nauczycielom w prowadzeniu lekcji. No cóż, nie chcieli się słuchać, a trzeba było! To przez nich jesienią 2010 r. Janek osiągnął już średnią 1, podczas gdy w klasie wynosiła ona 4,7.

Otwarty konflikt wybuchł 15 września, kiedy Janek zgłosił swoją kandydaturę w wyborach na przewodniczącego samorządu uczniowskiego, choć zgodnie z regulaminem przyjętym wiele lat wcześniej „kandydatem nie może być uczeń, który ma ocenę z zachowania niższą niż dobrą” (tj. musi mieć dobrą, bardzo dobrą lub wzorową, a wykluczają ucznia jako kandydata oceny: poprawna, nieodpowiednia i naganna). Nauczyciele nie zrozumieli swojej sytuacji i nieopatrznie uparli się stosować regulamin wobec syna Kazimierza i Joanny Wóycickich. Choć 22 września w rozmowie z dyrektor wydawało się, że Janek zrozumiał te nieżyciowe zasady, sześć dni później wydał ulotkę, w której obiecywał: „… chcesz pożyczyć pieniądze, masz problem z nauczycielami. Zawsze ci pomogę! Ja zawsze to załatwię …” i na koniec „Sierpem i młotem czerwoną chołotę”, zgodnie z ortografią autora.

Nauczyciele nie przeprosili za nieposłuszeństwo, poczuli się obrażeni epitetem „czerwona chołota” i zamiast się ukorzyć przed Wóycickimi, zareagowali po staremu. Rada pedagogiczne podjęła wreszcie decyzję o przeniesieniu ucznia, co miało jednak nastąpić dopiero 19 października.

Machina ruszyła

Rodzice zawiadomieni w dniu następnym przeszli do kontrataku. W skargach pisali, iż nie ma wolności myśli i łamane są podstawowe zasady wychowawcze, bo nie pozwala się uczestniczyć synowi w wyborach. Model demokracji ą la Wóycicki „głosujesz na mnie – płacę” ma pewne zalety, choć nie wiemy, z jakimi odsetkami trzeba będzie długi oddawać.

W czasie gdy rodzice pisali skargi i interweniowali u burmistrza dzielnicy, Janek do 8 października przebywał na zwolnieniu lekarskim, za poskramianie zaś krnąbrnych nauczycieli zabrało się kuratorium. Już 7 października odbyła się pierwsza kontrola dzielnicowego Wydziału Oświaty. Następne wizytacje i kontrole miały miejsce 20–21 października, 7 listopada i 15 stycznia. Wykazały one niezbicie, że najlepsza szkoła jest w istocie najgorszą, a dyrektor uhonorowana przez burmistrza dzielnicy nagrodami w 2004 i 2010 r., a przez prezydenta Warszawy w 2007 r. i Medalem Komisji Edukacji Narodowej w 2008 r. oraz oceniona wówczas przez kuratorium jako „wyróżniająca się”, powinna być karnie zawieszona w obowiązkach.

Wprawdzie 8 października u burmistrza Jarosława Karcza Wóycicki senior podpisał decyzję o przeniesieniu syna i następnego dnia Janek przyszedł do szkoły, ale na dyrekcję wywierano naciski, by odstąpiła od decyzji rady pedagogicznej. 20 października w placówce pojawiła się wizytator Jolanta Flejszar-Olszewska, która przeprowadziła ankietę wśród 36 uczniów wybranych spośród tysiąca, nie wiadomo według jakiego kryterium. 29 z nich stwierdziło według wizytator, że „odczuło agresję słowną i emocjonalną nauczycieli”. Niestety, wizytator nie wyjaśniła, jak wygląda „agresja emocjonalna” i nie ujawniła pytań ankiety.

20 października dyrekcja okresowo zawiesiła przeniesienie, co z kolei wywołało protesty rodziców pozostałych uczniów z klasy Janka. Trzy dni później rodzice 20 uczniów w liście do Marzeny Adamiak, naczelnik dzielnicowego Wydziału Oświaty, pisało: „Popieramy działania Rady Pedagogicznej i Dyrekcji podejmowane w stosunku do sprawiającego problemy ucznia i liczymy, że pomimo mogących się pojawić ewentualnych nacisków, władze szkoły i władze oświatowe rozwiążą problem”.

Powrót Janka do klasy spowodował, że kilku nauczycieli zwróciło się o wyznaczenie zastępstwa, do czego przychyliła się dyrektor. Mazowiecki Kurator Oświaty zwołał więc karną radę pedagogiczną na 27 października ub.r. Stała się ona areną występów wicekurator Katarzyny Góralskiej, która stwierdziła, że zna sprawę z wyników ankiety i listów obydwojga rodziców. List 20 rodziców nie był ważny, zważywszy, że nie pracowali u Bronka. Nauczyciele usłyszeli, że „zorientowanie się w całej sekwencji wydarzeń” wicekurator „nie uważa, by było istotne”, ale wie, że oni „uczą anarchii i należy im przypomnieć ich obowiązki i prawa konkretnego ucznia”. Chodziło rzecz jasna o prawa konkretnego ucznia.

W liście jednego z rodziców do dyrektor szkoły, burmistrza, kuratora oświaty, samorządu dzielnicowego, wysłanym po zawieszeniu Jankowi kary przeniesienia do klasy równoległej z tym samym programem nauczania dwujęzycznego, czytamy: „Dzieci mówią o tym, że wszystko można załatwić, mając odpowiednie wpływy i poparcie, to dzieci informują nas, rodziców, o tym, że ojciec przeniesionego chłopca użył swoich wpływów w kuratorium, na burmistrza, w końcu na dyrektora szkoły, aby zmienić decyzję pedagogów w sposób korzystny dla niego. Takie działania powodują, że uczniowie lekceważą pedagogów, dyrektora szkoły, śmieją się z władz dzielnicy, śmieją się z kuratorium”. Dlatego „protestuję przeciw lekceważeniu decyzji rady pedagogicznej, przeciw uczeniu, że w życiu można wszystko załatwić przy pomocy znajomości”.

28 października 2010 r. dyrekcja zdecydowała wreszcie o wykonaniu kary przeniesienia, ale dopiero 29 stycznia 2011 r., czyli po pierwszym semestrze. Wóyciccy potraktowali ugodową postawę szkoły jako słabość i następnego dnia wysłali syna z listem: „W przypadku bezprawnego niedopuszczenia Jana Wóycickiego do nauczania w jego klasie 3F proszę o zwolnienie go ze szkoły w dniu dzisiejszym i udanie się do domu”. W rezultacie Janek nie uczęszczał do szkoły do 24 listopada 2010 r., w tym mając ok. 2 tygodnie nieobecności nieusprawiedliwionych, po czym został przeniesiony przez rodziców do innej szkoły.

Egzekucja

Burmistrz przyznał, że trafiła do niego skarga Wóycickiego seniora, więc przesłał ją do kuratorium. W wyniku zawiadomienia przez Kazimierza Wóycickiego rzecznika dyscypliny przy wojewodzie o naruszeniu przez sześciu nauczycieli karty nauczyciela oraz zasad etyki w niej zawartych, a także art. 6 ustawy o obowiązkach nauczycieli, którzy mieli nie realizować podstawowych funkcji szkoły: dydaktycznej, wychowawczej, opiekuńczej, nie wspierali ucznia w jego rozwoju oraz odmówili prowadzenia zajęć, kuratorium rozpoczęło postępowanie wyjaśniające. Prowadzili je zastępcy rzecznika dyscypliny: Elżbieta Woszczyk, Michał Jędrzejewski i Joanna Kasińska – pracownicy kuratorium, czyli wojewody.

Na korytarzu Kazimierz Wóycicki powoływał się na znajomości z podziemia, partii, do której należy i środowiska prawników, zaś Joanna Wóycicka w czasie przesłuchania jako świadek, na pytanie obrońcy odpowiedziała: „Ja mam bardzo wysoki iloraz inteligencji i nie potrafię rozmawiać z kimś o niższej inteligencji jak pani, drażni mnie to” oraz pochwaliła syna: „Janek na Raszyńskiej (nowa szkoła) już dostał medal za walkę z belframi” i zakończyła: „Spieszę się, bo jestem umówiona z Hallową”.

Po takim dictum, na wniosek rzecznika dyscypliny, za zgodą wojewody mazowieckiego Jacka Kozłowskiego (w 2006 r. kierował kampanią H. Gronkiewicz-Waltz), przeciwko pięciu nauczycielom wszczęto postępowanie dyscyplinarne przed komisją dyscyplinarną kuratorium. Mimo prośby delegacji rodziców wojewoda Jacek Kozłowski nie umorzył sprawy.

Rozprawy odbyły się przed trzema składami komisji dyscyplinarnej, którym przewodniczyli zastępcy Iwony Rek, przewodniczącej komisji dyscyplinarnej, a jednocześnie pracownicy kuratorium: Teresa Malinowska, Agnieszka Barbachowska i Sylwia Malinowska. Komisja powoływała się na ustalenia kuratorium, czyli pracodawcy przewodniczącego składu orzekającego, uznając obwinionych winnymi części zarzutów.

Trzem nauczycielom komisja odmówiła prawa do obrony, gdyż z sali wyproszono ich obrońcę i powołano obrońcę z urzędu, którym była koleżanka zza biurka w kuratorium przewodniczącej Teresy Malinowskiej. Przywołano przy tym rozporządzenie stwierdzające, że o ustanowieniu obrońcy trzeba zawiadomić komisję siedem dni przed rozprawą, mimo iż przepis ten, jako niezgodny z konstytucją, powinien być automatycznie uchylony z mocy prawa. Co więcej, przewodnicząca Iwona Rek przyjęła pełnomocnictwo i dopuściła obrońcę dzień wcześniej do przeglądania akt. A zatem albo Rek złamała prawo, udostępniając akta osobie nieuprawnionej, albo Komisja złamała prawo, pozbawiając obwinionych prawa do obrony poprzez niedopuszczenie obrońcy.

Część nauczycieli otrzymała już decyzję i złożyła odwołanie do komisji dyscyplinarnej przy minister edukacji, czyli koleżance Joanny Wóycickiej – Hallowej. Instancją ostatnią będzie Sąd Apelacyjny Wydziału Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.


 

 



Źródło:

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo