Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Te ziemie miały być dla Niemców

Przyszli w nocy, w środku zimy, wyrzucili z domu i wywieźli na wschód. Tak jak tysiące rodzin z zachodniej części Polski, tak i ta spędziła okupację w Generalnym Gubernatorstwie.

Autor:

Przyszli w nocy, w środku zimy, wyrzucili z domu i wywieźli na wschód. Tak jak tysiące rodzin z zachodniej części Polski, tak i ta spędziła okupację w Generalnym Gubernatorstwie. Ich mała ojczyzna miała być zamieszkana wyłącznie przez obywateli niemieckich.

Dwoma dekretami z października 1939 r. Adolf Hitler wcielił zachodnie obszary Polski do III Rzeszy. Utworzono tam Okręg Rzeszy Poznań, przemianowany później na Kraj Warty. Zamieszkiwało go około pięciu milionów ludzi, prawie dziewięćdziesiąt procent z nich stanowili Polacy. Mimo to Kraj Warty uznano za obszar rdzennie niemiecki. W związku z tym praktycznie od początku okupacji na masową skalę zaczęto wysiedlać Polaków, większość z nich trafiła na teren Generalnego Gubernatorstwa. W pierwszej fazie masowych wywózek, prowadzonych od listopada 1939 r. do lutego 1940 r., zamierzano wysiedlić milion osób. Na ich miejsce ściągano Niemców, głównie ze wschodu, z obszarów zajętych przez Związek Sowiecki.

Na roboty i do obozu koncentracyjnego

Bonifacy Pilujski miał wtedy dziewięć lat. Wraz z rodzicami, trzema siostrami i dwoma braćmi mieszkał w Rydzynie, przygranicznym miasteczku w Wielkopolsce. Jego ojciec Władysław, były powstaniec wielkopolski, służył tam w Straży Granicznej. Po wybuchu kampanii wrześniowej z Armią Poznań brał udział w bitwie nad Bzurą, w czasie której został wzięty do niewoli. Jednak szybko uzyskał zwolnienie i już w październiku wrócił w rodzinne strony. Jak się okazało, nie na długo.

7 grudnia 1939 r. było bardzo mroźno. Dla hitlerowców nie miało to znaczenia. W nocy wpadli do wielu polskich rodzin w Rydzynie, w tym do Pilujskich. Kazali im się ubierać, zabrać trochę osobistych rzeczy, a później odkrytym wozem przewieźli ich do Leszna, do jednej z tamtejszych szkół.
– W auli stłoczonych było kilkaset osób, mieszkańców Leszna i okolicznych miejscowości – wspomina pan Bonifacy.

W nocy z 11 na 12 grudnia poprowadzono wszystkich na dworzec kolejowy i kazano wsiąść do podstawionych wagonów. Wkrótce pociąg ruszył na wschód. Po drodze zatrzymał się w Ostrowie Wielkopolskim, tam dołączono nowe wagony, do których zapędzono miejscowych Polaków. I znów transport ruszył, by pod wieczór 12 grudnia przybyć do Tomaszowa Mazowieckiego. Na stacji wszyscy zostali podzieleni i rodzinami odprowadzeni do miejsca, w którym przyszło im spędzić niemal całą okupację.

Rodzina Pilujskich trafiła do domu przy dzisiejszej ul. Mireckiego 21. Całą ósemką zakwaterowani zostali w jednym pokoju. Dom należał do miejscowego Żyda, jego także wraz z najbliższymi upchnięto w jednym pokoju, do pozostałych pokojów trafiły inne polskie rodziny.

– Mieliśmy dla siebie kuchnię, w której znajdował się piec do gotowania – opowiada Bonifacy Pilujski. – Wody nie było, przynosiło się ją w wiadrach. Myliśmy się gąbką nad miską. O ubikacji nikomu się nie śniło, musieliśmy chodzić do drewnianego wychodka, znajdującego się za domem.

Ojciec pana Bonifacego dostał nakaz pracy na stacji kolejowej. Być może to uratowało rodzinę przed zamarznięciem. Tamta zima należała bowiem do najostrzejszych w całym stuleciu, a opału praktycznie nie było.

– Tata codziennie przynosił z pracy po kilka, czasem kilkanaście podkradanych kawałków węgla i tym paliliśmy, tuląc się przy „kozie" – wspomina.

Po jakimś czasie ich sytuacja trochę się poprawiła, bowiem starsze rodzeństwo również otrzymało nakaz pracy. Choć nie wszyscy, najstarszy Florian, który ukończył 18 lat, wywieziony został do Augsburga, pracował tam w gospodarstwie ogrodniczym. Z kolei o rok młodszą siostrę Teresę wywieziono do górskiej miejscowości Bad Münster.

W 1941 r. aresztowano pana Władysława i wysłano go do Auschwitz. Dostał numer 23079. Zmarł w obozie 11 maja 1942 r.

Szybka lekcja życia

Reszta rodziny pozostała w Tomaszowie Mazowieckim. Bracia od najmłodszych lat musieli pracować. Szesnastoletniego Konrada zmuszono do pracy w firmie budowlanej. Budował schrony w Spale, nie dostawał za to pieniędzy, a jedynie skromne wyżywienie. Wszystkie prace wykonywano ręcznie, przede wszystkim kopano i wywożono taczkami ziemię. To zajęcie okazało się dla niego za ciężkie, zachorował na nerki. Po jakimś czasie udało się mu znaleźć inne zatrudnienie, w składzie opału w Tomaszowie Mazowieckim. Nie tylko przerzucał węgiel, ale też obsługiwał tam kasę i załatwiał sprawy biurowe.

– O ile można w ogóle użyć takiego określenia, to najlepiej powiodło się młodszemu o rok od Konrada Hieronimowi – mówi pan Bonifacy. – Jego skierowano do firmy transportowej. Było to dla niego najlepsze z możliwych rozwiązań, bowiem szybko się okazało, że jest świetnym mechanikiem samochodowym.

W Tomaszowie Mazowieckim był jednak przede wszystkim pomocnikiem kierowcy samochodu ciężarowego, napędzanego gazem drzewnym. Pracę rozpoczynał bardzo wcześnie, gdyż jego obowiązkiem było przygotowywać codziennie kilka worków klocków z drewna, które były spalane w czasie jazdy samochodu w specjalnym piecu. Zakład, w którym zmuszono go do pracy, zajmował się handlem nasionami i sprzętem rolniczym, a także magazynowaniem zbóż i innych produktów rolnych. Niemal codziennie wyjeżdżał w trasę poza miasto.

Hieronim miał żyłkę do interesów, które prowadził głównie z żołnierzami. – Handlował na dużą jak na tamte warunki skalę – stwierdza Bonifacy Pilujski. – Kupował od nich buty, ubrania, koce, później odsprzedawał je dalej z zyskiem. Z kolei żołnierzom najczęściej sprzedawał bimber. Pomagał całej rodzinie, nie wiem, czy potrafilibyśmy bez niego przeżyć. Poza tym bezinteresownie udzielał pomocy Żydom zamkniętym w getcie. Kilkakrotnie przedostał się tam nielegalnie, dostarczając im chleb oraz cebulę.

Odebrali mu ojca i brata

– Polakom mimo wszystko pozwalano praktykować swoją wiarę – opowiada pan Pilujski. – Niemal przez całą okupację służyłem jako ministrant w miejscowym kościele św. Antoniego. I to było jedyne oderwanie od szarej rzeczywistości. Bo te lata w Tomaszowie mogę opisać bardzo krótko: praca od rana do wieczora, a później siedzenie w domu, bo obowiązywała godzina policyjna.

Bonifacy Pilujski został skierowany do pracy w najmłodszym wieku z całego rodzeństwa. Miał 14 lat, gdy został Hausmeistrem. W praktyce oznaczało to zamiatanie śmieci i wywożenie ich wózkiem, a zimą odgarnianie śniegu. Nie dostawał za to pieniędzy, lecz jedynie kartkę na dwa kilo chleba tygodniowo.

Po wywiezieniu do Auschwitz Władysława Pilujskiego także matka Bonifacego musiała iść do pracy. Trafiła do stołówki pracowniczej jednej z miejscowych firm budowlanych. Dzięki temu zajęciu mogła regularnie przemycać do domu jedzenie. Z całej rodziny nie pracowała tylko najmłodsza siostra Benigna, gdy wybuchła wojna miała bowiem zaledwie cztery lata.

W marcu 1945 r. Pilujscy wrócili do Rydzyna bez pana Władysława, który zginął w Auschwitz. – Choroba Konrada okazała się nieuleczalna, zmarł w roku 1949 w wieku 23 lat. Deportacja do Tomaszowa Mazowieckiego odebrała więc naszej rodzinie również i jego – kończy Bonifacy Pilujski.

Autor:

Źródło: Gazeta Polska Codziennie