Jedną z kwestii, która pachnie wręcz bezczelnym kłamstwem, było stwierdzenie Tuska, że za jego rządów ilość podsłuchów spadła o połowę w stosunku do okresu rządów Prawa i Sprawiedliwości. Z danych, które ujawnił „Dziennik”, wynika, że to nieprawda. Za rządów PO policja i służby specjalne zakładają rocznie blisko 12 tys. podsłuchów, czyli przynajmniej o kilkaset więcej niż za rządów poprzedników.
Mało tego, za czasów rządów PiS choćby poszlaka, że ktoś jest podsłuchiwany, była traktowana jako dowód na istnienie państwa policyjnego, gdy teraz nad faktami przechodzi się do porządku dziennego. Przez chwilę głośna była sprawa podsłuchów zastosowanych przez ABW wobec dziennikarzy Cezarego Gmyza („Rzeczpospolita”) i Bogdana Rymanowskiego (TVN), a także wykorzystania tych podsłuchów w prywatnej sprawie przez wiceszefa Agencji płk. Jacka Mąki.
Sprawę jednak zamieciono pod dywan. 27 października 2009 r. premier Tusk oświadczył, że w kwestii działania płk. Mąki „decyzji personalnych nie będzie”. Inna kwestia, z którą szybko się uporano, to ujawnienie faktu nielegalnego inwigilowania prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 1998 r. Do mediów wyciekł raport z pobytu prezydenta w Gruzji. ABW, badając, jak doszło do wycieku, miała założyć podsłuchy, w tym prezydentowi Kaczyńskiemu. Gdyby informacja o założeniu podsłuchu głowie państwa pojawiła się za czasów rządu PiS, w najlepszym razie zostałaby powołana komisja śledcza do zbadania sprawy, a najpewniej rząd musiałby podać się do dymisji. Ten rząd pozostaje całkowicie bezkarny.
Wróćmy do pamiętnej rozmowy premiera z artystami. Pytanie dotyczyło nie podsłuchów, tylko bilingów. Premier uchylił się od odpowiedzi na pytanie o bilingi, zasłaniając się kłamstwem o podsłuchach. Tymczasem prawda jest taka, że tylko w 2009 r. polskie służby ponad milion razy zwracały się do operatorów o billingi obywateli. Gdy w czasie rządów PO polskie służby złożyły 27,5 zapytania na tysiąc dorosłych mieszkańców, w Niemczech zapytań o bilingi było 35 razy mniej – 0,2 na tysiąc mieszkańców.
I ostatnia kwestia. Nie kto inny, tylko posłowie PO złożyli w Sejmie projekt ustawy o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych, który przewiduje m.in., że rząd i premier mają decydować o wszelkich szczegółach dotyczących stosowania technik operacyjnych m.in. podsłuchów, podglądów, „niejawnej lustracji pomieszczeń i pojazdów”, co jest nowością, a także o prowokacjach. Za rządów PiS i obecnie o założeniu każdego podsłuchu decyduje sąd. Projekt przewidywał, że na założenie podsłuchu nie będzie już potrzebna zgoda sądu. W opinii do projektu, który przygotowała Rada Ministrów, czytamy, że rząd dostrzegając „korzyści z powyższych rozwiązań” uznał za „najwłaściwsze” procedowanie nad projektem poselskim. Sprawa projektu pozostaje niezamknięta, tak jak niejasna jest przyszłość Polski, którą rządzi się przez kłamstwo i mistyfikację.