Stowarzyszenie Helper działa od pięciu lat na terenie województwa warmińsko-mazurskiego. Podstawą jego działalności jest prowadzenie dziennych środowiskowych domów samopomocy społecznej. Placówki przeznaczone są głównie dla osób chorych, niepełnosprawnych i wykluczonych, wymagających aktywizacji do normalnego życia. W domach samopomocy są pracownie komputerowe, kulinarne, plastyczne, a także sale do rehabilitacji. Do momentu, kiedy Stowarzyszenie się nimi zainteresowało, większość placówek to były zawalające się i niszczejące pustostany. Teraz, dzięki pieniądzom samorządów, m.in. Reszla, Olsztyna, Marcinkowa, Prejłowa, zyskały nowe życie. W środku wszystko wykończone jest w najwyższym standardzie. Nie oszczędzano również na sprzęcie, tak aby zachęcić podopiecznych do stałej pracy. Dziś dziennie ośrodki pod opieką Helpera odwiedza ponad 500 osób, które mogą liczyć na ciepły posiłek i fachową kadrę. Przez pięć lat działalności Stowarzyszenie bez problemu przechodziło wszystkie kontrole. Zastrzeżeń nie miały również samorządy ani urząd wojewódzki.
Wszystko zmieniło się w 2015 r., kiedy do akcji weszła prokuratura, rozpoczynając śledztwo. 30 czerwca ub.r. policja wraz z prokuratorami i urzędnikami kontroli skarbowej zrobiła nalot na domy samopomocy prowadzone przez Katarzynę Kaczmarek i współpracowników. Kilkudziesięciu funkcjonariuszy uzbrojonych w pistolety i w kamizelkach kuloodpornych dosłownie sterroryzowało pracowników oraz podopiecznych ośrodka.
– Przez lata pracowaliśmy z naszymi podopiecznymi, aby nawiązać nić współpracy. Zabiegaliśmy o to, aby chorzy na alzheimera i z zaburzeniami psychicznymi zaufali nam i czuli się u nas bezpiecznie. W ciągu jednego dnia zostało to wszystko zniweczone – mówi nam Katarzyna Kaczmarek. Urzędnicy zatrzymali wszystkie dokumenty stowarzyszenia. Upychali je do worków.
Problem w tym, że dokumentów nie zabezpieczono właściwie. Nie sporządzono ich dokładnych spisów. Taki proceder jednoznacznie potępił Sąd Rejonowy w Olsztynie, rozpatrując zażalenie Helpera.
„Protokół zatrzymania rzeczy lub przeszukania powinien zawierać m.in. dokładną listę zatrzymanych rzeczy i w miarę potrzeby ich opis, gdy tymczasem treść spisu i opisu rzeczy, stanowiącego integralną część protokołu przeszukania z 20.06.2015 r. wskazuje jednoznacznie, że ww. wymóg nie został spełniony, podnosząc, iż w treści spisu i opisu rzeczy nie wskazano dokładnie, jakie dokumenty zostały zatrzymane, ograniczając się jedynie do wskazania liczby, nazw i kolorów zatrzymanych segregatorów, w których dokumenty te się znajdowały, przy czym w ocenie Sądu takie działanie było nieprawidłowe” – czytamy w postanowieniu sądu.
Dodatkowo umieszczenie dokumentów w workach „nie gwarantowało nienaruszalności tej dokumentacji do czasu przeprowadzenia oględzin i nie ma gwarancji na to, że dokumenty te w stanie niezmienionym dotrwały do przeprowadzenia oględzin”. Prokuratorzy mają więc ogromny problem z wykazaniem ilości i autentyczności dokumentów oraz co się z tym wiąże z postawieniem zarzutów. Formułują je natomiast medialnie. W listopadzie rzecznik prasowy prokuratury okręgowej stwierdził w Radiu Olsztyn: – Jak wynika z dokumentów zabezpieczonych w stowarzyszeniu, wydało [ono] tylko 18 mln [zł]. Natomiast prawie 12 mln [zł] nie da się udokumentować – stwierdził Zbigniew Czerwiński. Teraz przekonuje, że padł ofiarą manipulacji mediów. Pismo, które wysłał do naszej gazety, jest trudne do zrozumienia i wskazuje w skrócie, że w radiu nie powiedział tego, co powiedział.
Cały tekst w "Gazecie Polskiej Codziennie"