Akta, które Instytut Pamięci Narodowej zabezpieczył w domu wdowy po szefie komunistycznej bezpieki, zostały dziś udostępnione przez IPN. W materiałach upublicznionych przez IPN znajduje się m.in. zobowiązanie do współpracy podpisane Lech Wałęsa „Bolek”, a także pokwitowania odbioru gotówki przez „Bolka” – w sumie 13.100 zł. Jak wynika z dokumentów, pierwsze doniesienie TW datowane jest na 4 stycznia 1971 roku, a ostatnie na 18 lutego 1976 roku. Są tam też notatki funkcjonariuszy SB ze spotkań z „Bolkiem”. Akta liczą odpowiednio: teczka personalna – 183 strony (z okładką), a teczka pracy 576 stron (z okładką).
Lech Wałęsa odniósł się do udostępnionych materiałów w rozmowie z telewizjami Polsat News i TVN24. Oczywiście zaprzeczył, że podpisał zobowiązanie, a dokumenty uznał za „śmieci” i „podróbę”, z którymi nie ma nic wspólnego. Tłumaczył to na swój sposób.
Ma pani daty pobierania pieniędzy i może pani zobaczyć, że nie można przecież do tyłu pisać i tak napisać, bo przecież widać, że to jest jednego dnia pisane
– mówił dziennikarce.
Nie obyło się rzecz jasna bez przechwałek.
– opowiadał.Nigdy nie podpisałem zobowiązania do współpracy. Ze mną rozmawiano jako z szefem strajku. Ja nie byłem jakimś tam elektrykiem. Ja byłem przywódcą tamtego czasu. Rozegrałem to naprawdę dobrze, a moim zadaniem było rozpoznać przeciwnika
Pojawiła się jednak i coś nowego. Owszem, Wałęsa przyznał, że „właściwie bezpieka nie robiła podróbek”, ale w jego sprawie było inaczej.
To jedyny mój przypadek w Gdańsku, a chyba nawet w Polsce, że rzeczywiście oni podrabiali dokumenty i zresztą się do tego przyznali, i są tam nazwiska i stopnie. Możecie to sprawdzić
– stwierdził były prezydent.
Ciekawe, że Lech Wałęsa nie poszedł o krok dalej i nie oświadczył, że to jedyny taki przypadek na świecie. Choć nie można wykluczyć, że taką wersję też w końcu usłyszymy.