Lewicowi aktywiści dla „dobra sprawy” przez miesiąc ukrywali, że jej koleżankę zgwałcili imigranci.
– powiedziała kobieta. Jej koledzy mieli mówić jej, że zgłoszenie gwałtu na policję zaprzepaści ich działania na rzecz imigrantów.Inni poprosili mnie, abym siedziała cicho
Działaczka „No Borders" poświęciła miesiąc swojego życia, aby pomagać migrantom. Jej grupa stacjonowała między Włochami i Francją w Ponte San Ludovico w Ventimiglia. Tam właśnie miało dojść do gwałtu.
Pewnego sobotniego wieczoru w obozie urządzono imprezę. Grała głośna muzyka - jak to u "uchodźców" uciekających podobno przed głodem i śmiercią. Kobieta została uwięziona w bloku prysznicowym, który znajduje się w lesie w pobliżu obozu. Tam grupa Murzynów z Sudanu ją zgwałciła. Kobieta wołała o pomoc, lecz nie usłyszano jej, bo wszystko zagłuszała muzyka.
Włoska „La Stampa” podała, że 30-letnia kobieta, zgłosiła to swoim kolegom z lewicowej organizacji. Oni jednak przekonali ją, by „dla dobra sprawy” ukryła ten fakt. Mieli powiedzieć, że jeśli prawda wyjdzie na jaw, to może to zniweczyć ich „utopijne marzenie o świecie bez granic”. O sprawie piszą już najważniejsze włoskie gazety, od "La Stampa" i "Il Secolo XIX" po "Corriere Della Serra".
Miasto Ventimiglia, w którym doszło do przestępstwa, jest punktem zapalnym w trwającym kryzysie migracyjnym.
W sierpniu doszło do podobnego czynu. Muzułmańscy imigranci grupowo brutalnie zgwałcili szefową placówki imigracyjnej, później usiłowali ją zabić. W placówce tej opiekowano się imigrantami przez pół roku. Przybysze zdemolowali obiekt i pobili pracowników. Sprawcami byli dwaj siedemnastolatkowie i jeden szesnastolatek.
Pisaliśmy niedawno, że w Holandii uchodźcy narzekają na brak seksu i warunków do jego uprawiania. Jeden z mężczyzn żalił się, że nie jest możliwe przyprowadzenie do obozu kobiety, bo mężczyzn jest w nim zbyt dużo.
– zastanawiał się.Nas jest tu 400. Jak ona miałaby uprawiać seks 400 razy?