Ruda WRON-a rozdrażniona » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Prezydent największych nadziei

Z wakacyjnej perspektywy żałuję jednego – braku możliwości osobistego uczestniczenia w Dniu Chwały, jakim było objęcie prezydentury przez Andrzeja Dudę – Mojego Prezydenta.

Z wakacyjnej perspektywy żałuję jednego – braku możliwości osobistego uczestniczenia w Dniu Chwały, jakim było objęcie prezydentury przez Andrzeja Dudę – Mojego Prezydenta. Symboliczność miejsc – Sejm, Zamek, plac Piłsudskiego, wreszcie Pałac przy Krakowskim Przedmieściu – skłania do oczywistego wniosku. Warto było czekać! Warto było czekać na dzień tryumfu tej „gorszej Polski”, w ostatnich latach poniżanej i wykluczanej. Mogą łotry kpić z krzyża pod Pałacem. Ale ten krzyż zwycięża. Żeby było jasne: zwycięża, ale jeszcze nie zwyciężył. Wygraliśmy wprawdzie najtrudniejszą bitwę (sam człowiek małej wiary obawiałem się, że nie jest do wygrania), ale batalia trwa. Ileż to razy zwyciężaliśmy w wielkich starciach, by padać po zlekceważonych potyczkach. Oczywiście mamy wielki atut w osobie Dudy – niewiele razy w naszych dziejach pojawiały się postacie, wokół których ogniskowało się tyle nadziei i sytuacje dające szansę na przełom. Osobiście przeżywałem podobne momenty w sierpniu-wrześniu 1981 i w czerwcu 1989 r. A nawet gorycz rozczarowania nie jest w stanie zabić tamtego smaku – radości, nadziei, wolności. Rola, którą dziś wyznaczają Andrzejowi Dudzie – Bóg, Historia, Naród i Jarosław Kaczyński, jest ogromna. Wielkość wyzwania w zależności od klasy człowieka obciąża lub uskrzydla... Choć na tle poprzednika o pierwsze sukcesy nietrudno. Bronisław Komorowski był niestety najgorszym (nie licząc Jaruzelskiego) prezydentem III RP. Gorszym nawet od Aleksandra Kwaśniewskiego. Od „Prezia” niewiele oczekiwano, a przecież szkodził mniej, niż mógł, zaś jego rolę w wejściu do NATO i Unii czy wobec Pomarańczowej Rewolucji wypada ocenić pozytywnie. Skądinąd oceniając Komorowskiego nie należy demonizować jego gaf i pomyłek – u kogoś innego mogłyby służyć nawet ociepleniu wizerunku (jak u wczesnego Wałęsy). Gajowy zaczął haniebnie – dosłownie po trupach – przypomnijmy gorączkowe przejmowanie władzy w kwietniu 2010 r., fatalną rolę w konflikcie o krzyż i w eskalacji „przemysłu pogardy”, urząd sprawował banalnie jako „strażnik żyrandola”, a skończył żałośnie z suflerką przylepioną do pleców i bezsilną wściekłością w mowie.

Co nie znaczy, że Dudzie będzie łatwo. Z jednej strony rozpasanie „przemysłu pogardy” prowokuje chęć mocnej riposty, z drugiej świadomość gry o centrum, o pół, ćwierć lemingów, którzy jesienią zdecydują, czyja będzie Polska – Polaków czy wielkich korporacji i obcych interesów. Wierzę, że da radę. Że tym razem nam się uda!

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Marcin Wolski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo