Błędne rozmieszczenie sił obronnych
Rozmieszczenie naszych sił zbrojnych na terytorium kraju nie zmieniło się w zasadzie od czasów Układu Warszawskiego. Zostało kiedyś dokonane pod dyktando obcego mocarstwa (ZSRR), które w ten sposób zamierzało wykorzystać nasz kraj i nasze siły zbrojne do realizacji swoich planów podboju Europy Zachodniej. Dzisiaj nasza wschodnia granica pozbawiona jest prawie zupełnie ochrony i obrony. Nieliczne jednostki rozmieszczone na wschodzie są jednocześnie najsłabiej ukompletowane i prawdopodobnie najsłabiej wyszkolone. Błędne rozmieszczenie sił powoduje z jednej strony problemy z ich szybkim przegrupowaniem w sytuacji zagrożenia (około 700 km). A co gorsze, skutkuje brakiem znajomości przez oficerów i żołnierzy przybyłych z drugiego końca Polski terenu oraz lokalnych uwarunkowań, co pozbawia nasze siły zbrojne podstawowego atutu każdej armii broniącej terytorium własnego państwa, w postaci wykorzystania w walce taktycznych i operacyjnych właściwości własnego terenu. (…)
Pozorna profesjonalizacja
W wyniku trwających już ponad 20 lat zmian dokonano redukcji ogólnej liczby Sił Zbrojnych RP do około 90 tys., powstał czwarty rodzaj sił zbrojnych (wojska specjalne), okręgi wojskowe zostały zlikwidowane, a ich funkcje przejęły dowództwo operacyjne oraz generalne. Ogólna liczba dywizji została zmniejszona do trzech, natomiast brygad do trzynastu – teoretycznie zawodowych.
Niestety poza ogólną redukcją, tworzeniem kolejnych szczebli dowodzenia oraz utworzeniem nowego rodzaju wojsk (co tak naprawdę jest tylko formalną zmianą podporządkowania jednostek już istniejących) w ramach struktury zmieniło się w zasadzie niewiele. Jednak najważniejszym problemem spowodowanym zbyt pośpieszną i nieprzemyślaną profesjonalizacją oraz zawieszeniem poboru stało się ukompletowanie w żołnierzy istniejących jednostek wojskowych na terenie całego kraju. Trudności finansowe spowodowały, że średni poziom ukompletowania wynosi około 40 proc., do etatu czasu wojny, co jest wskaźnikiem gorszym niż w czasach armii poborowej, i poddaje w wątpliwość cały sens przeprowadzonej profesjonalizacji. Sytuację próbowano ratować wprowadzaniem tzw. Narodowych Sił Rezerwowych, jednak zakończyło się to całkowitym niepowodzeniem, do którego oczywiście nikt nie chce się przyznać. (…)
Porażkę projektu profesjonalizacji najlepiej oddaje proste porównanie ilości oficerów i podoficerów (czyli żołnierzy dowodzących) do szeregowych (czyli wykonawców). Dane z 2009 r. pokazują, że średnio na jednego dowodzącego oficera i podoficera w Siłach Zbrojnych RP przypadało 0,5 wykonującego rozkaz szeregowego. Tylko nieznaczna poprawa nastąpiła w 2014 r., kiedy na około 14 tys. oficerów oraz ponad 32 tys. podoficerów przypada około 38 tys. szeregowych, czyli na jednego dowodzącego zaledwie 0,9 szeregowego. Przed wojną w armii II RP stosunek ten wynosił 1:4, w armii amerykańskiej wynosi aktualnie 1:5.
Nierealna koncepcja przeprowadzenia operacji obronnej
(…)
Zadania przewidywane do wykonania przez związki taktyczne (brygady) w ramach SOO są oparte na założeniach sprzecznych z zasadami sztuki operacyjnej oraz normami taktycznymi. Szerokość rejonu obrony brygady ogólnowojskowej, biorąc pod uwagę jej możliwości organizacyjno-techniczne oraz ukształtowanie i pokrycie terenu, powinna wynosić około 10 km, w sprzyjającym terenie – maksymalnie 15 km. Tymczasem podczas ćwiczeń przeprowadzanych przez nasze siły zbrojne ćwiczy się warianty, w których brygady te prowadzą działania obronne na szerokości od 50 do 100 km, a więc od 5-10 większej od maksymalnie zalecanej.
Najgorsze jest jednak to, że deklarowana obrona terytorium Polski w ogóle nie jest obroną, ponieważ podczas ćwiczeń prowadzonych na szczeblu strategicznym ćwiczy się sytuacje, w których nasze siły zbrojne nie bronią granic i terytorium RP, do czego są zobowiązane na mocy konstytucji, ale prowadzą jedynie działania obronno-opóźniające, których celem jest opóźnianie natarcia przeciwnika i zyskanie czasu, aby stworzyć sprzyjające warunki do rzeczywistej obrony naszego kraju przez sojusznicze siły wsparcia z NATO.
Gdybyśmy jednak chcieli bronić się naprawdę, to biorąc pod uwagę realne możliwości naszych brygad (ukompletowanie, normy taktyczne) oraz długość naszej wschodniej granicy (około 1200 km), a także stan liczebny sił lądowych (13 brygad), to widać jednoznacznie (13 x 10 km), że jesteśmy w stanie bronić jedynie około 10 proc. całkowitej długości naszej wschodniej granicy. I to w najbardziej optymistycznym wariancie. (…)
Niskie morale i brak woli walki
(…)
Jednak najbardziej niepokojący jest rozwijający się w szeregach sił zbrojnych konformizm. Jedną ze specyficznych właściwości sił zbrojnych jako organizacji jest podporządkowanie i posłuszeństwo oparte na przymusie. Jednak cecha ta, ze względu na specyfikę wojska do pewnego stopnia uzasadniona, przekształciła się współcześnie w normę, eliminując swobodną wymianę myśli i poglądów, niezbędną w instytucjach wojskowych szczebla strategicznego i operacyjnego. I nawet kilkanaście lat członkostwa w NATO nie potrafiło tego zmienić, a wprost przeciwnie – cecha ta w warunkach ciągłych reform i braku stabilności ma się nadal bardzo dobrze, a jej ofiarą padają kolejne pokolenia żołnierzy.
Istnienie konformizmu potęgowane jest jeszcze przez nepotyzm. Naturalna dla każdego człowieka, w tym oczywiście również żołnierza, chęć rozwoju osobistego oraz zaspokajania własnych ambicji, została w warunkach braku obiektywnych i uczciwych procedur doboru i selekcji kadr całkowicie wypaczona. Z jednej strony bowiem najbardziej kompetentne, a jednocześnie uczciwe osoby nie mogą awansować, natomiast z drugiej strony, osoby nieuczciwe i jednocześnie mniej zdolne, wykorzystujące tzw. znajomości, awansują, psując funkcjonowanie całego systemu. Ten patologiczny system powoduje marnotrawienie olbrzymiego potencjału intelektualnego oraz jest źródłem erozji zasad moralnych w całych siłach zbrojnych.
Wszystko to obywa się w warunkach upadku patriotyzmu. Instrumentalne traktowanie przez komunistów polskiego patriotyzmu, w celu osiągnięcia własnych korzyści politycznych, spowodowało jego erozję w całym narodzie i oczywiście również wśród elit. Po roku 1989, kiedy to Polska odzyskała niepodległość i zaczęła budować podstawy nowego państwa opierając się na doktrynie neoliberalizmu, patriotyzm stał się wartością nie odpowiadającą duchowi nowego liberalnego państwa. Negowanie i czasami wręcz ośmieszanie patriotyzmu, z czym mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich kilkunastu lat, spowodowało jego deprecjację, co w środowisku wojskowym jest szczególnie niebezpieczne. (…)
fragment pochodzi z książki „Wygaszanie Polski 1989-2015”
