Samuel Pereira zwrócił uwagę Sikorskiemu, że od kilku miesięcy brakuje odpowiedzi co konkretnie miał na myśli, pisząc ponad pół roku temu o "faktycznych rosyjskich winach", które przyczyniły się do katastrofy smoleńskiej. I szef polskiej dyplomacji zareagował.
"Winą rosyjską były błędy w naprowadzaniu samolotu, które mogły być podstawą do roszczeń, zamiast chybionych teorii zamachowych" - napisał Radosław Sikorski odpowiadając naszemu dziennikarzowi.

Te słowa wywołały zdumienie. Marzena Paczuska słusznie zwróciła uwagę: "Mogły być"? To dlaczego nie są?". Dodając później: "W przypadku błędów w naprowadzaniu samolotu mówimy o odpowiedzialności karnej. To prok. stawia zarzuty". Sikorski jest jednak zbyt aroganckim politykiem, aby zamilknąć nawet przy oczywistych argumentach. Brnął więc dalej i popisał się wpisem, który oburzył dziennikarzy i prawników.
"Prawa do roszczeń, tak w przypadku MH-17 jak i Tu-154M mają rodziny ofiar" - napisał Sikorski. Bezczelność szefa polskiej dyplomacji zdaje się nie mieć granic.

Reakcja na takie słowa była natychmiastowa.

Samuel Pereira próbował ustalić, dlaczego przez ostatnie cztery lata, rząd Donalda Tuska i minister Sikorski nie zajmowali się rosyjską winą za katastrofę. - Może zamiast teorii brzozowych (zespołu KPRM finansowanego z pieniędzy publicznych) rząd skupiłby się na tej odpowiedzialności rosyjskiej? - spytał dziennikarz. - Proszę popędzać niezależną od rządu prokuraturę. A wasze zamachowe brednie odciągnęły uwagę od sedna sprawy - odpowiedział Sikorski.
Nie odniósł się jednak do pytań Internautów, dlaczego przyznaje, że Rosjanie błędnie naprowadzali tupolewa, a jednocześnie wyklucza ich umyślne działanie, pisząc o "zamachowych bredniach". Z kolei Cezary Gmyz, dziennikarz śledczy "Do Rzeczy" przypomniał szefowi MSZ, że teorie o zamachu nie są "wasze", ale "nasze", bo sam Sikorski z Jackiem Żakowskim przyznali w jednej z rozmów radiowych, że w Smoleńsku doszło do zamachu. - Sam Pan je propagował w rozmowie z Żakowskim - przypomniał Gmyz.