CIA nie ufa resetowcom od Tuska » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Lanie unijnej wody

Po 20 latach transformacji – według polskich elit udanej – Polska, duży europejski kraj, może liczyć na zaledwie 2–3-proc. wzrost gospodarczy.

Po 20 latach transformacji – według polskich elit udanej – Polska, duży europejski kraj, może liczyć na zaledwie 2–3-proc. wzrost gospodarczy. A nasze szanse na rozwój, konkurencyjność i lepszą przyszłość zależą wyłącznie od tego, ile pieniędzy z unijnego budżetu uda się nam wyżebrać.

Kończy się właśnie perspektywa budżetowa na lata 2007–2013, która zakładała otrzymanie przez Polskę 300 mld zł z unijnego budżetu. Dotychczas rozliczyliśmy się z ok. 60 proc. zagwarantowanych dla nas środków (160 mld zł). W kontekście ostatnich afer przetargowych i infoafery – największego skandalu III RP – istnieje realna obawa, że znaczna część tych środków mogła zostać zdefraudowana, zmarnotrawiona lub wręcz rozkradziona. Tym bardziej że nie znamy jeszcze skali tego zjawiska w drogownictwie, budownictwie czy w związku z organizacją Euro 2012. Według samej Komisji Europejskiej ok. 25 proc. wielkich przetargów w Polsce mogło być dotkniętych korupcją.

Bardzo droga pomoc

Polska w latach 2007–2013 musiała wpłacić do budżetu UE blisko 102 mld zł własnej składki i o tę kwotę trzeba pomniejszyć obiecane nam 300 mld zł. Podobnie kwota 400 mld zł deklarowana przez Unię dla Polski na lata 2014–2020 musi być pomniejszona o siedmioletnią składkę naszego państwa do budżetu UE, która wyniesie ok. 200 mld zł. Czyli środki netto dla Polski będą oscylowały wokół poziomu 30 mld zł rocznie. To mniej niż polski fiskus uzyskuje corocznie z tytułu akcyzy na alkohol i papierosy (ok. 40 mld zł) czy na paliwa. Przy okazji warto zwrócić uwagę, że większość zagranicznych (głównie europejskich) koncernów działających na terenie naszego państwa osiąga większe zyski niż wynosi obiecana Polsce dotacja – 50–70 mld zł rocznie. Obiecane nam przez Unię kwoty nie powalają, nie dają też szansy na prawdziwy skok cywilizacyjny. Przy polskim PKB rzędu 1,6–1,8 bln zł stanowić będą zaledwie 3–3,5 proc. Tymczasem sytuacja ekonomiczna naszego państwa się pogarsza. Od 2007 r. wzrost polskiego PKB zjechał z poziomu ok. 7 proc. do zaledwie 1,4 proc. w 2013 r., bezrobocie wzrosło z 11 do 13 proc. Coraz więcej Polaków musi szukać pracy za granicą. Warto też pamiętać, że Polska ponosi koszty różnych rozwiązań unijnych, które nasz rząd akceptuje. Jeśli podliczymy wydatki, jakie nas jeszcze czekają w związku z pakietem klimatycznym, paktem fiskalnym, wspólnym europejskim patentem czy tzw. unią bankową, to kwoty te mogą przekroczyć środki, jakie dostajemy od Unii.

Coraz więcej pożyczamy...

Począwszy od 2007 r., polskie finanse publiczne doprowadzono praktycznie na skraj bankructwa. Dług publiczny zwiększył się z kwoty 529 mld zł w 2007 r. do blisko 950 mld zł pod koniec 2013 r., deficyt sektora finansów publicznych zaś z poziomu 1,9 proc. do blisko 5 proc. Polski dług zagraniczny osiągnął niespotykany poziom – blisko 280 mld euro. Pieniądze unijne wydawano bezsensownie. Budowano za nie fragmenty autostrad (kilometr kosztował nawet 200 mln zł, jak w wypadku Południowej Obwodnicy Warszawy) zamiast budować całościową sieć szybkich dróg ekspresowych. Zbudowano cztery duże stadiony, mnóstwo centrów konferencyjnych i szkoleniowych, oczyszczalnie, parki wodne, baseny, ścieżki rowerowe, a nawet zimne termy w Lidzbarku Warmińskim.

Samorządy, które były w ostatnich latach największym polskim inwestorem i korzystały z unijnego Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, zgodnie z jego zasadami nie mogą teraz aż przez siedem lat zarabiać na wybudowanych obiektach, ale muszą je utrzymywać. Szukają więc pieniędzy gdzie indziej. Stąd podwyżki czynszów, biletów itd. To jednak nie pokrywa całości kosztów. Więc zadłużenie samorządów w Polsce rośnie, zbliżając się już do kwoty 70 mld zł.

Europejska kroplówka

Mimo korzystania ze środków UE w Polsce przez ostatnie lata pogłębiło się zjawisko biedy – blisko 2 mln Polaków żyje poniżej granicy ubóstwa. W ostatnich latach spadają realne dochody Polaków, a ich długi urosły do kosmicznych rozmiarów. Blisko 60 proc. publicznych wydatków na polską infrastrukturę, drogi i ochronę środowiska pośrednio lub bezpośrednio wraca do bogatych krajów Unii. Wydatki na tzw. innowacyjność w dużej mierze idą zakup maszyn, urządzeń oraz technologii z innych państw ze strefy euro, tylko niewielka część środków trafia na rozwój badań i zaplecza przemysłowego w naszym kraju. Polskie rządy, a zwłaszcza ten obecny, przywiązały nas do unijnej kroplówki z Brukseli. Władze czekają na dotacje niczym narkoman na kolejną działkę. Ta kroplówka nie pozwala co prawda pacjentowi zejść z tego padołu, ale też nie gwarantuje wyzdrowienia. Przeznaczone dla nas środki unijne w tej niewielkiej stosunkowo wysokości 30–40 mld zł rocznie tylko dodatkowo spetryfikowały naszą i tak mocno już skostniałą gospodarkę. Zamiast inwestować w rozwój, czekamy na kolejny niewielki zastrzyk gotówki.

Można odnieść wrażenie, że dziś polska polityka działa zgodnie z hasłem „nie liczmy kosztów, nie róbmy bilansów, tylko wydajmy i budujmy, nie róbmy polityki, róbmy przetargi”. Niestety samo wydawanie cudzych pieniędzy to jeszcze nie modernizacja. Dodatkowo ogromna i wciąż rosnąca liczba regulacji i biurokratycznych absurdów UE ogranicza i utrudnia racjonalne wykorzystanie tych stosunkowo skromnych środków finansowych, które otrzymujemy w ramach unijnych funduszy. Unii Europejskiej, a zwłaszcza najbogatszym krajom strefy euro, wcale nie chodzi o wzmacnianie polskiej konkurencyjności, tylko o stabilny rynek zbytu dla swoich produktów. Wbrew rządowej propagandzie Unia bowiem nie rozdaje za darmo pieniędzy. Przy kompletnym braku wizji rządzących, jak ma przebiegać dalszy rozwój naszego kraju, żadne unijne dotacje nie zatrzymają zapaści ekonomicznej Polski. Pozyskane fundusze świetnie się sprawdziły jako propagandowe paliwo dla obecnych rządów, ale nie stworzyły w Polsce nowoczesnych kół zamachowych rozwoju gospodarczego na następne dziesięciolecia. A propaganda nigdy nie zastąpi modernizacji.

Autor jest głównym ekonomistą SKOK

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Janusz Szewczak
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo