"Czytam i słucham, że Donald Tusk podjął fatalną decyzję, przyspieszając wybory w partii i ryzykując głosowanie powszechne. Czytam i słucham, że decyzja ta osłabiła PO oraz jego samego jako przywódcę, premiera i lidera. I tak sobie myślę, że Tusk, który milczy w kwestiach wewnątrzpartyjnych od kilku tygodni, musi się w zaciszu swojego gabinetu nieźle bawić, słuchając tych samych komentarzy i je czytając"- pisze Kolenda-Zaleska w "Gazecie Wyborczej".
Tusk, jak wynika z tekstu Kolendy-Zaleskiej, ma wyłącznie powody do radości. Dziennikarka ocenia: "Na razie raczej wszystko - może z wyjątkiem sondaży, ale one były słabe już od dawna - idzie po jego myśli".
Kolenda-Zaleska ani słowem nie wspomina o taśmie z "pisiorem", która wyciekła w wyniku wewnątrzpartyjnych wojenek, ani o lokalnych referendach osłabiających partię Tuska w terenie. Coraz bardziej nerwowe zachowania premiera na konferencjach prasowych także nic nie mówią dziennikarce.
Ale publicystka znana jest z osobliwego podejścia do Donalda Tuska. Kilka tygodni temu zaatakowała frakcję "gowinowców" za... "nielojalność" wobec szefa PO. "Gowin, Godson i Żalek otwarcie występują przeciwko polityce rządu. Krytykują propozycje zmarginalizowania OFE, choć nie protestowali w 2011 r., gdy rząd zmniejszał składki przekazywane do OFE. Głosują dziś wbrew rządowi przy kluczowych decyzjach umożliwiających nowelizację budżetu. Tu już klauzula sumienia nie działa. Tu jest czysta polityka. Gowin nie działa w próżni, doskonale wie, że opozycja tylko zaciera ręce" - grzmiała Kolenda-Zaleska w "Gazecie Wyborczej".
I potępiała nieposłuszeństwo wobec lidera PO: "Nie dziwię się, że Donald Tusk tak ostro zareagował na partyjną niesubordynację trzech posłów. Kiedy ktoś wstępuje do partii, zobowiązuje się do lojalności i akceptacji przywództwa. Na razie to Tusk jest przewodniczącym i premierem, on podejmuje decyzje. I tym decyzjom członkowie partii powinni się podporządkowywać. Jeśli się nie zgadzają, są wolni, mogą odejść".