Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Piotr Lisiewicz,
08.03.2013 17:18

Pan od moralności

„Jestem patriotą głęboko przywiązanym do Ojczyzny" – deklaruje na swojej stronie internetowej. Nie przeszkadzało mu to niegdyś cieszyć się z obalenia rządu Olszewskiego. A ostatnio, jako ministrowi sprawiedliwości, w bezczelnie lekceważący sposób odn

„Jestem patriotą głęboko przywiązanym do Ojczyzny" – deklaruje na swojej stronie internetowej. Nie przeszkadzało mu to niegdyś cieszyć się z obalenia rządu Olszewskiego. A ostatnio, jako ministrowi sprawiedliwości, w bezczelnie lekceważący sposób odnosić się do ustaleń naukowców w sprawie Smoleńska. W mediach Jarosław Gowin został ostatnio ultrakatolikiem. Ale to typ katolika, przeciw któremu nie ma nic nawet Putin.

Rząd Jana Olszewskiego zostaje obalony 4 czerwca 1992 r. po tym, jak sprzeciwił się zainstalowaniu polsko-rosyjskich spółek w dawnych sowieckich bazach. To nazajutrz po tej decyzji prezydent Lech Wałęsa złożył wniosek o jego dymisję. Powodem przyspieszenia odwołania rządu staje się ujawnienie przez ministra Antoniego Macierewicza nazwisk ludzi władzy zarejestrowanych jako tajni współpracownicy SB.

31-letni Jarosław Gowin publikuje wówczas w „Tygodniku Powszechnym" tekst „Polska niemota": „Przyszli historycy idei politycznych będą wdzięczni min. Macierewiczowi, że w nieomal laboratoryjnie czystej postaci zademonstrował, do czego prowadzi absolutyzm moralny w polityce – nawet jeśli patronują mu wartości chrześcijańskie".

Dla przekonania katolików, że trzeba walczyć z Macierewiczem, używa słów... kardynała Josepha Ratzingera, że „moralność polityczna polega właśnie na tym, by oprzeć się szermowaniu wielkimi hasłami, przez które zaprzepaszcza się ludzkość i jej szanse".

Intelektualista od piaskownicy

W tych słowach jest właściwie cały Jarosław Gowin. Oczytany w dziełach teologów i konserwatywnych myślicieli. Epatujący słowem „moralność" i lekceważeniem dla uciech świata, gdy zwierza się „Gazecie Wyborczej": „Zostałem wychowany w kulcie trzeźwości, nigdy w życiu nie zapaliłem papierosa".

A jednocześnie publicysta i polityk, który w ciągu 24 lat III RP w żadnym kluczowym starciu pomiędzy obozem niepodległościowym a siłami postkomunizmu nie stanął po stronie interesu Polski.

Jakie zyski osiągnął z atakowania w 1992 r. Macierewicza przy użyciu Ratzingera? Dziś „GW" ustawia Gowina w roli przeciwnika, tym samym reklamując go prawicowemu elektoratowi. Tymczasem w latach 90. Gowin był pieszczoszkiem salonu, który swoje polityczne manifesty ogłaszał na łamach... tejże „GW" oraz „Tygodnika Powszechnego" i „Znaku", które „GW" nachalnie reklamowała.

„Jarosław Gowin, intelektualista katolicki" – tak o 35-letnim publicyście pisała w „GW" Ewa Milewicz. Status intelektualisty Gowin otrzymał bez zadawania pytań o to, jakie to odkrywcze myśli udało się mu sformułować.

W wieku zaledwie 33 lat Gowin został redaktorem naczelnym „Znaku", miesięcznika związanego z redakcją „TP." To był najwyższy salonowy awans. W tamtych latach Jarosław Gowin nie kojarzył się z konserwatyzmem, lecz z „postępowym" nurtem w Kościele.

Krytyka Prymasa Wyszyńskiego w duecie z księdzem Bonieckim

Sierpień 2001 r. W redagowanym przez Gowina „Znaku" ukazuje się dyskusja na temat prymasa Stefana Wyszyńskiego. Teolog i publicystka Stanisława Grabska wspomina: „Pamiętam, jak pewnego razu wdaliśmy się z nim w Klubie w dyskusję, zarzucając m.in., że pobożność maryjna mimo wszystko jest zbyt płytka, że estetyczna oprawa uroczystości to chała, i że pomysł oddania narodu w niewolę jest rażący. Prymas odpowiedział nam na to: »Jak się robi, tak się robi, ale się robi. A jak ktoś będzie mi przeszkadzał, to go zniszczę«".

Publicysta Stefan Wilkanowicz mówi o Wyszyńskim, że „po jego śmierci uniwersalną religię miłości zaczęto przerabiać na ksenofobiczną religię plemienną; teraz czeka nas etap trudnego oczyszczania polskiego chrześcijaństwa z tych pogańskich naleciałości".

Na publikację „Znaku" ostro reaguje prymas Józef Glemp. W homilii wygłoszonej na Jasnej Górze mówi, że ludzie „Znaku" „w sposób dość niefrasobliwy przypominają zastarzałe niechęci do Prymasa Wyszyńskiego" i zarzuca im „oderwanie od kontekstu historycznego" wysoce krzywdzące dla Prymasa. O zdaniu na temat pogańskich naleciałości stwierdza: „Kościół do obrażania przez swoich i przez obcych jest przyzwyczajony". „Znak" zalicza do grup „stawiających się trochę ponad żywym Kościołem".

Jarosław Gowin i ks. Adam Boniecki 26 sierpnia 2001 r. odpowiadają prymasowi w tekście wydrukowanym przez „TP" i przedrukowanym przez „GW". „Czy – być może – niektóre wielkie idee Prymasa Tysiąclecia, potwornie skarykaturowane, nie wyrodziły się w takie cechy, które wymagają oczyszczenia?" – pytają.

Cudowne nawrócenie

Afera Rywina zmienia całkowicie stosunek Jarosława Gowina do III RP. Ci, którzy go znają, przecierają oczy ze zdumienia. Pieszczoszek salonu z kilkunastoletnim stażem nagle ogłasza niemal wprost, że to bracia Kaczyńscy mieli rację, gdy chodzi o postkomunizm.

Jakie było drugie dno tej zmiany poglądów? Wcześniej Gowin popadł w różne konflikty w środowisku „TP". Po latach we „Wprost" przedstawiał je jako ideologiczne. W 1995 r. ukazał się w „GW" tekst „O prawdę i pojednanie" Adama Michnika i Włodzimierza Cimoszewicza.

– Redakcja „Tygodnika" zamówiła u mnie komentarz. Zastrzegłem, że będzie bardzo krytyczny. Tekst został zdjęty przez Krzysztofa Kozłowskiego [wówczas wicenaczelnego „TP" i senatora], gdy numer był już w drukarni – opowiadał „Wprost" Gowin.

Kozłowskiego przedstawiał w negatywnym świetle: – Spytałem: dlaczego? Odparł, że wybiera się do premiera Oleksego, aby bronić przed dymisją „solidarnościowego" wojewodę krakowskiego.

Wejście do polityki proponuje Gowinowi Jan Rokita, gwiazda komisji śledczej badającej aferę Rywina, reklamowany na plakatach jako „premier z Krakowa". Gowin zostaje wybrany na senatora z listy PO. Jest zwolennikiem koalicji PO-PiS.

Gdy PO zdominowana przez dawny Kongres Liberalno-Demokratyczny wypluwa Rokitę, wielu myśli, że wyjdzie z niej także Gowin. Ale nic z tych rzeczy. On woli zająć miejsce kolegi – jako „jedynka" na liście do Sejmu z Krakowa w 2007 r. i nowy lider konserwatywnego skrzydła PO.

Początek roku 2010 r. W Sejmie forsowana jest zmiana ustawy o IPN-ie, niszcząca niezależność tej instytucji. Gowin spotyka się potajemnie w Krakowie z prezesem IPN-u prof. Januszem Kurtyką. Doradza mu, prezentuje się jako przeciwnik nowelizacji. Potem w Sejmie głosuje... za zmianami. Politycy PiS-u podkreślają, że takich sytuacji było więcej: Gowin głosuje lojalnie wobec władz PO. A potem przychodzi do nich, by powiedzieć im: oczywiście to wy mieliście rację.

Gowin: przemilczać ustalenia ekspertów Macierewicza

Trzy tygodnie po Smoleńsku, 30 kwietnia 2010 r., portal Gazeta.pl publikuje chyba najbardziej kuriozalnego w polskich mediach newsa. Sugeruje, że płaczący aktorzy spod Pałacu Prezydenckiego w filmie „Solidarni 2010" mogli robić to... nieszczerze, wszak to „zawodowi aktorzy". Nawet dziennikarze salonowych mediów pukają się w głowę. Ale news na samym początku zawiera wypowiedź Gowina, który sprawę uwiarygodnia. „Jeżeli doszło do manipulacji, to wtedy dyskredytowałoby całkowicie wartość tego filmu" – ocenia z pełną moralną surowością.

W tamtym czasie Gowin deklaruje, że chce wyjaśnienia przyczyn Smoleńska. Od 18 listopada 2011 r. ma w tej sprawie pewne możliwości – zostaje ministrem sprawiedliwości. 18 grudnia 2012 r. występuje w programie „Kropka nad i" Moniki Olejnik. „Wypowiedzi Macierewicza, np. o dwóch wybuchach na pokładzie samolotu, należy pomijać, a nie polemizować z nimi" – stwierdza. Dodaje, że „ewentualny zamach w Smoleńsku to kwestia wiary, a nie racjonalnych argumentów" i „jest coś takiego jak religia smoleńska".

Widzowie dostają jasny przekaz: nawet konserwatywni katolicy teorie o zamachu uznają za herezję. Niewątpliwie urzędnicy Władimira Putina są usatysfakcjonowani, patrząc na priwislanskiego ministra sprawiedliwości.