Moment odsunięcia Joe Bidena, który mimo wygranej w cuglach w prawyborach po stronie lewicy pokazał później, że nie nadaje się do walki o prezydenturę i zamiana kandydata Partii Demokratycznej na Kamalę Harris, a także zamachy na Donalda Trumpa będące ewenementem w najnowszej historii Stanów Zjednoczonych, to momenty zwrotne kończącej się kampanii wyborczej – wskazuje Tomasz Winiarski, amerykanista. W rozmowie z portalem Niezalezna.pl ekspert przypomina również o wyjątkowo ostrym języku Harris i Trumpa oraz o zarzutach, które oba sztaby kierowały pod adresem rywala.
Już we wtorek w USA odbędą się 60 wybory prezydenckie. O klucze do Białego Domu z ramienia Partii Republikańskiej walczy Donald Trump, który zamierza wrócić do niego po czteroletniej przerwie. Jego rywalką jest Kamala Harris – kandydatka Partii Demokratycznej, obecna wiceprezydent w administracji ustępującego Joego Bidena. Wybory wyłonią 47 prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Przez ponad rok w USA toczyła się niezwykle zacięta i wyrównana kampania wyborcza. Nie brakowało w niej punktów zwrotnych, także w wymiarze historycznym, a także momentów mrożących krew w żyłach, związanych z zamachami na Donalda Trumpa. Przez ostatnie miesiące było i groźnie i śmiesznie. Były wzajemne oskarżenia i dyskredytowanie obietnic wyborczych. Dało się zauważyć również znaczące różnice w sposobie prowadzenia kampanii.
O punktach zwrotnych kampanii i momentach, które zostaną z niej zapamiętane, portal Niezalezna.pl rozmawia z Tomaszem Winiarskim, amerykanistą.
Zdecydowanie przełomowym momentem tej kampanii była pierwsza, czerwcowa debata, jeszcze między Joem Bidenem a Donaldem Trumpem. Potwierdziła ona, że kandydat Partii Demokratycznej, który w cuglach wygrał prawybory po stronie lewicy, zdobywając 17 mln. głosów, zupełnie nie nadaje się do walki o prezydenturę, bo po prostu brakowało mu sił witalnych. To był moment, gdy demokraci zrozumieli, że pali im się grunt pod nogami. Wtedy również zaczęły się różnego rodzaju tarcia w partii, bo nie wszyscy byli jednomyślni w kwestii, że Biden powinien odejść. On sam początkowo także nie chciał tego zrobić.
Moment odsunięcia Bidena, słabnące sondaże demokratów na rzecz Trumpa, co bardzo mu sprzyjało – niedomagający Biden gubiący wątki w trakcie debaty i sprawiający wrażenie absolutnie niezdolnego do prezydentury, to niewątpliwie jeden z momentów przełomowych – dodaje Winiarski.
To niezwykle rzadki stan rzeczy, by po zakończonych prawyborach i na takim etapie kampanii podmienić kandydata. Poprzedni taki przypadek obserwowaliśmy w latach 60. To zawsze wiąże się z ogromnym ryzykiem. Może być i strzałem w dziesiątkę i przysłowiowym strzałem w kolano. W tej kampanii demokraci nie mieli jednak wyboru. Postawili wszystko na jedną kartę.
W Pensylwanii milimetry dzieliły Trumpa od śmierci i podzielenia losu Kennedy'ego. Potem mieliśmy też próbę kolejnego zamachu, ale powstrzymaną na bardzo wczesnym etapie dzięki reakcji Secret Service i biura lokalnego szeryfa. To jednak ewenement w najnowszej historii USA, by w jednej kampanii odnotowano dwa zamachy na tego samego kandydata.
Niewątpliwie do historii amerykańskiej polityki przeszło zdjęcie, na którym zakrwawiony Trump, chwilę po zamachu, stoi z zaciśniętą pięścią i wzywa swoich zwolenników do walki.
Inna rzecz, na którą zwracano uwagę, to cięty język kandydatów. Widać postępującą tabloidyzację polityki w USA, która jest połączona nie tylko z nową strategią obozów politycznych, ale także będąca efektem tego, jak bardzo zmieniło się społeczeństwo pod wpływem social mediów, które często wymuszają konkretny charakter przekazu – bazujący na emocjach, na szokujących zdjęciach, na tekstach okraszonych skandalicznymi tytułami. To także przeniknęło do języka politycznego i stylu komunikacji z wyborcami.
Język przemocy i pogardy był widoczny zwłaszcza ze strony demokratów. Kamala Harris nazywała Trumpa faszystą, porównywała do Adolfa Hitlera. Obrażano też jego wyborców, nazywając ich śmieciami. Przemoc werbalna przeszła też w przemoc fizyczną. To nie tylko próby zamachów na Trumpa, ale też rosnące ryzyko przemocy na ulicach amerykańskich miast, kiedy zakończy się proces wyborczy. Raczej nie powtórzy się atak na Kapitol, bo z tego wydarzenia wnioski zostały wyciągnięte, ale możemy spodziewać się protestów, które niewykluczone, że mogą przemienić się w zamieszki uliczne i burdy.