W rozmowie z naszym portalem Łukasz Kobeszko - starszy specjalista Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) – wskazał na fakt, że prawie wszystkie bułgarskie ugrupowania parlamentarne poparły zakaz propagowania transseksualizmu i LGBT w szkołach oraz w przedszkolach. Analityk dodał jeszcze, że w Bułgarii nawet lewica prezentuje konserwatywne poglądy obyczajowe.
7 sierpnia parlament bułgarski bardzo sprawnie, wręcz pospiesznie, zaakceptował zmianę ustawy o edukacji szkolnej i przedszkolnej. Zmiana, czyli nowelizacja, przewiduje całkowity zakaz szkolnej i przedszkolnej „propagandy, promocji i zachęcania w jakikolwiek sposób, bezpośrednio lub pośrednio, do poglądów i pomysłów związanych z nie będącą tradycyjną orientacją homoseksualną albo możliwością wyboru identyfikacji płciowej innej niż biologiczna”. Co spowodowało taką decyzję?
Odpowiadając na powyższe pytanie, musimy w pierwszym względzie wziąć pod uwagę bardzo skomplikowaną sytuację polityczną w Bułgarii. W tym kontekście powody pośpiechu posłów przy uchwalaniu nowelizacji ustawy o edukacji wydają się czysto polityczne i w zasadzie nie mają aż tak poważnego tła światopoglądowego, jak może się to na pierwszy rzut oka wydawać.
Obecna kadencja Zgromadzenia Narodowego trwa zaledwie od połowy czerwca bieżącego roku i już na początku sierpnia było jasne, że parlament - dopiero co wybrany w przedterminowych wyborach (które odbyły się 9 czerwca łącznie z głosowaniem do Europarlamentu) - zostanie rozwiązany. Bo przewidziane w bułgarskiej konstytucji trzy próby utworzenia rządu w oparciu o większość parlamentarną nie udały się. Głosując więc nad zmianą prawa, deputowani już wiedzieli, że parlament będzie rozwiązany, a obywatele pod koniec października ponownie pójdą do urn. Będą to, co wydaje się już pewnym rekordem, siódme wybory parlamentarne w Bułgarii od 2021 roku.
Co prawda po niedawnej reformie bułgarskiej Konstytucji, rozwiązany parlament może obradować aż do ukonstytuowania się nowego składu Zgromadzenia Narodowego, jednakże obecna odsłona długotrwałego kryzysu politycznego w Bułgarii, polegającego na niemożności wyłonienia stabilnej władzy wykonawczej, przypadła na sam środek wakacji. Co oznacza, że posłowie już rozwiązanego parlamentu niedługo udadzą się na urlop. Stąd, dysponując tak niewielkim zasobem czasu, funkcjonujący zaledwie dwa miesiące parlament chciał zostać zapamiętany w społeczeństwie jako „ciało”, które podjęło istotne i „medialne” działania.
Uchwalenie nowelizacji związanej z zakazem propagowania w szkołach i przedszkolach treści związanych z LGBT szybko zresztą ustąpiło miejsca w debacie publicznej powołaniu 9 sierpnia przez prezydenta Rumena Radewa nowej tymczasowej premier, Goricy Grnczarowej-Kożarewej. która ma do 19 sierpnia skompletować skład swojego gabinetu. I to na ten proces zwrócone są teraz „reflektory” mediów.
Jeżeli zaś chodzi o obecność treści związanych z tematyką LGBT, to dotychczas w bułgarskim systemie edukacji przedszkolnej i szkolnej nie wydawały się one szczególnie obecne, Więc intencję legislatorów można odczytać raczej jako „uderzenie wyprzedzające”.
Gdy rozmawia się z Bułgarami o edukacji, to pewna część z nich za znacznie większy problem uznaje niewielki zakres zmian w edukacji historycznej.
Tak samo bowiem jak „za komunizmu”, w programach nauczania historii Rosja w dalszym ciągu przedstawiana jest jako główny wyzwoliciel Bułgarii spod panowania tureckiego i wielowiekowy sojusznik w procesie bułgarskiego odrodzenia narodowego. Niewiele też zmienił się od czasów komunizmu panteon bohaterów narodowych, o których naucza się w szkołach. Są to głównie bułgarscy rewolucjoniści z II połowy XIX w. tacy jak Christo Botew i Goce Dełczew i inne postacie, o panslawistycznej i rusofilskiej orientacji politycznej. I jeżeli już jakieś treści związane z LGBT w bułgarskich szkołach pojawiały się, to raczej w prywatnych placówkach lub w nielicznych szkołach na obszarach wielkomiejskich.
Nowelizację ustawy o edukacji przyjęto głosami 135 deputowanych. 57 parlamentarzystów było przeciw, a 8 wstrzymało się od głosu. Kto był za tą zmianą, a kto przeciw niej i dlaczego?
Odpowiedź na to pytanie będzie ciekawa, gdyż pokaże specyfikę bułgarskiej sceny politycznej. „Za” głosowały prawie wszystkie ugrupowania obecne w Zgromadzeniu Narodowym: większość posłów konserwatywnej i centroprawicowej partii GERB (tworzącej najsilniejszy klub parlamentarny) kierowanej przez byłego premiera Bojka Borisowa, podzielony od niedawna na dwie frakcje klub partii mniejszości tureckiej (zazwyczaj prezentującej tradycyjne podejście do tematyki obyczajowej), nacjonalistyczno-prorosyjskie Odrodzenie, populistyczne ugrupowanie „Jest Taki Naród” (ITN) kierowane przez piosenkarza i celebrytę Sławiego Trifonowa, posłowie już nieistniejącej populistyczno-nacjonalistycznej partii Majestat oraz, co najciekawsze. posłowie postkomunistycznej lewicy – Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP). „Przeciw” był klub liberalno-centrowego ugrupowania „Kontynuujemy Zmiany-Demokratyczna Bułgaria” (PP-DB) kierowanego przez byłego premiera (w latach 2021-2022) Kiriła Petkowa. Te wyniki głosowania dobrze pokazują, że większość bułgarskiej sceny politycznej prezentuje konserwatywne poglądy obyczajowe. W tym bułgarska lewica parlamentarna.
Zatrzymajmy się na chwilę przy kwestii lewicy. W Bułgarii lewica nie przyjmuje kierunku progresywistycznego obyczajowo?
Myślę, że pod względem dominujących trendów społecznych, Bułgarię można porównać do takich krajów jak Serbia lub Słowacja, gdzie dość popularna jest opcja, którą roboczo nazwać możemy „narodową lewicą” lub „lewicą konserwatywną”.
Na sąsiedniej Słowacji poglądy takie prezentuje przede wszystkim partia SMER premiera Roberta Fico i część partii HLAS-Socjaldemokracja, z której wywodzi się obecny prezydent Pellegrini. W Serbii – „postmiloszewiczowska” Serbska Partia Socjalistyczna. W Bułgarii zaś – zarówno partia socjalistyczna, jak i środowiska skupione wokół wywodzącego się z niej prezydenta Radewa, który ostatnio częściej wypowiada się pozytywnie o Wiktorze Orbánie niż o politykach „starej” europejskiej socjaldemokracji.
W Bułgarii są oczywiście próby stworzenia lewicy progresywistycznej i liberalnej obyczajowo. Niemniej, dotyczą one głównie inteligenckich środowisk wielkomiejskich, które mają niewielki wpływ na myślenie przeciętnych Bułgarów. Zwłaszcza tych z prowincji. To zresztą znamienne, że nawet typowana na liderkę takiej nowej lewicy Wania Grigorowa, która w ubiegłym roku zdobyła drugie miejsce w wyborach na mera Sofii, wywodzi się ze środowiska pierwszego niezależnego bułgarskiego związku zawodowego „Podkrepa” i bardziej akcentuje w swojej działalności wątki społeczne i bytowe niż obyczajowe. W tym kontekście, podczas debaty o nowelizacji prawa edukacyjnego, dość ciekawie wyglądało wystąpienie byłej szefowej socjalistów Korneliji Ninowej. Ta posłanka socjalistów zakończyła bowiem swoje wystąpienie słowami: „Ręce precz od naszych dzieci!”
Przykładem takiego nastawienia większości bułgarskiej klasy politycznej jest fakt, że do tej pory Bułgaria nie ratyfikowała jeszcze Konwencji Stambulskiej, czemu przeciwna jest nie tylko prawica, ale również prezydent Radew i socjaliści. Przy tym niektórzy wskazują, że tu „kij ma dwa końce”.
Bo w Bułgarii znaczącym problem jest przemoc domowa. (w tym przemoc wobec kobiet), za którą sprawcy często dostają niewielkie wyroki lub w ogóle udaje się im uchylać od stanięcia przed sądami. Więc taka postawa niechęci wobec tej ratyfikacji nie zawsze jest wynikiem klasycznie rozumianego światopoglądu konserwatywnego, lecz czasami skutkiem oporu klasy politycznej przed zmianą zakorzenionego społecznie status quo.
W 2023 r. Sąd Najwyższy (SN) Bułgarii orzekł, że „zmiana płci” na drodze postępowania sądowego jest niedopuszczalna w aktualnym stanie prawnym. Bułgarski SN podkreślił, że „płeć jest rozpoznawana przy urodzeniu i określa człowieka do chwili śmierci”. Czy – Pana zdaniem – te postanowienia oraz realizująca je nowelizacja z 7 sierpnia mogą być zaatakowane przez takie międzynarodowe organy prawne, jak Europejska Komisja na rzecz Demokracji przez Prawo zwana „Komisją Wenecką” lub Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE)?
Tak, tego typu ustawy mogą spotkać się z kontrą międzynarodowych organów prawnych. W tym szczególnie TSUE, gdyż Komisja Wenecka zajmuje się bardziej problematyką ustrojową. Niemniej Bułgarii - przy wielu problemach wewnętrznych i wieloletnich kłopotach z korupcją i przestępczością zorganizowaną – do tej pory udało się uniknąć otwartych konfliktów z organami UE na tle praworządności.
Z jednej strony wynika to z uległej postawy bułgarskich elit wobec UE, zwłaszcza wieloletniego premiera Bojka Borisowa, który zbudował dość silną sieć dobrych relacji w ramach Europejskiej Partii Ludowej. Z drugiej strony uważa się, że Bułgaria na „unijnym forum” prezentuje postawę „słabego ucznia, który nie sprawia kłopotów”. Co prawda ma on szereg problemów związanych z korupcją, marnotrawieniem funduszy europejskich i słabym działaniem sądów, ale jednocześnie stara się nie antagonizować z partnerami w Europie, nie wywołując żadnych awantur. A to pozwala bułgarskim elitom na dość sprawne poruszanie się w europejskimi systemie zależności politycznych. I możliwe, że ta wypracowana przez lata postawa pomoże Bułgarom uniknąć większych zadrażnień z UE także na tle niedawno przyjętej ustawy edukacyjnej.
Ale możliwy jest też inny scenariusz. Zwłaszcza, jeżeli będzie on skorelowany z przedłużającym się kryzysem władzy wykonawczej i dalszą niestabilnością rządową, która w naturalny sposób osłabia bułgarską pozycję w polityce międzynarodowej.
Czy w związku z powyższymi obserwacjami Bułgarię można określić mianem kraju konserwatywnego, gdzie wartości chrześcijańskie są wciąż silne?
Odpowiedź jest bardziej złożona – generalnie tradycje i symbolika, głównie związane z chrześcijaństwem prawosławnym, są obecne w bułgarskim życiu codziennym i symbolice państwowej. Niemniej Bułgarzy - przy ich całym konserwatyzmie obyczajowym i sceptycyzmie wobec promowania ruchów LGBT lub trendów woke - nie są szczególnie religijni.
Miejscowi badacze historii Kościoła i socjolodzy religii są wręcz gotowi umieszczać Bułgarię w jednym zbiorze z takimi krajami jak Czechy, Estonia i Holandia, gdzie regularne praktyki religijne występują wśród mniejszości populacji. Przecież w Bułgarii wciąż, po ponad 35 latach od upadku komunizmu, religia nie jest nauczana w publicznych szkołach. Nawet jako przedmiot fakultatywny!
Podobnie więc jak w innych krajach bałkańskich, pomimo bogatych i starodawnych tradycji chrześcijaństwa wschodniego, bułgarskie prawosławie to bardziej deklaracja tożsamości historycznej niż realnie przeżywana i praktykowana wiara.
A znacząca część Bułgarskiej Cerkwi Prawosławnej (w tym wybrany w czerwcu bieżącego roku patriarcha Daniel) zachowuje stanowisko bliskie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej (przez co jest niechętna chociażby uznaniu autokefalii cerkiewnej Ukrainy). Wciąż więc opowiada się za utrzymywaniem bliskich relacji z Moskwą. Równocześnie jednak bułgarska Cerkiew wspiera konserwatywną i tradycyjną politykę społeczno-obyczajową. Stąd przyjęcie nowelizacji prawa edukacyjnego przyjęła raczej z zadowoleniem.