Kandydat demokratów, Zohran Mamdani, wygrał wybory na burmistrza Nowego Jorku. 34-letni polityk zdobył 50,4 proc. głosów. Na drugim miejscu uplasował się kandydat niezależny i były gubernator stanu Nowy Jork, Andrew Cuomo. Uzyskał on 41,6 proc. głosów. Podium zamknął kandydat Partii Republikańskiej, mający polskie korzenie Curtis Sliwa. Zyskał on poparcie 7,1 proc. nowojorczyków.
Zohran Kwame Mamdani urodził się 18 października 1991 r. w Kampali, stolicy Ugandy. Jego rodzina wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych, gdy miał siedem lat. W 2014 r. ukończył studia afrykańskie (Africana Studies) na Bowdoin College. Od 2021 r. zajmował stanowisko członka Zgromadzenia Stanowego. Do momentu startu w wyborach był politykiem znanym tylko niewielkiej grupie. Wybił się na szersze wody swoim skrajnie lewicowym programem. Obiecywał m.in. darmowe autobusy czy zamrożenie wysokości czynszów w mieszkaniach komunalnych. Druga z wymienionych kwestii wiąże się z jego doświadczeniem zawodowym – po ukończeniu studiów był doradcą zajmującym się kwestią przejęć nieruchomości i pomocą osobom zagrożonym eksmisją. Inny z jego postulatów to wydawanie 100 mln dolarów rocznie na usługi prawne dla nielegalnych imigrantów.
"Wynik mówi dużo o sytuacji Partii Demokratycznej"
O komentarz do wyniku wyborów w Nowym Jorku, portal Niezależna.pl poprosił Macieja Rusińskiego, szefa tamtejszego Klubu "Gazety Polskiej".
Choć prasa amerykańska ma tendencję do wybijania zwycięstw kandydatów Partii Demokratycznej, rezultaty wyborcze, w tym ten w Nowym Jorku, nie były zaskoczeniem.
– wskazuje nasz rozmówca.
Jednak choćby z tego względu, że wybory dotyczyły Nowego Jorku, największego miasta Stanów Zjednoczonych, a postulaty faworyta były mocno radykalne, cała kampania wywołała bardzo dużo emocji.
– dodaje.
Rezultat wyborów w Nowym Jorku był przewidywalny. Właściwie rozegrał się już w czerwcu w czasie prawyborów w Partii Demokratycznej, gdyby było wiadomo, że będzie ją reprezentował Mamdani. Potwierdziły też to późniejsze sondaże, w których od początku był on faworytem tego wyścigu. Druga istotna kwestia to fakt, że Republikanie od wielu cyklów wyborczych nie wystawiają tam mocnego kandydata.
– uzupełnia.
To, co mówi nam wynik tych wyborów, to ostry skręt demokratów w lewo oraz rozłam tej partii na centrystów i marksistowskie skrzydło, będące na wzroście. Mowa tu o politycznym ekstremizmie, który jednak w skali całego kraju pogrzebał demokratów. Mowa tu oczywiście o wyborach prezydenckich z ubiegłego roku.
– wskazuje Rusiński.
Z jednej strony wynik uspokaja demokratów, że nie tracą gruntu i władzy w swoich przyczółkach, a także, że mogą skutecznie zmobilizować swoich wyborców. Demokraci robili wszystko, by do czasu wyborów przedłużyć też shutdown, czyli zamknięcie rządu, by jeszcze bardziej wzmocnić elektorat. Z drugiej strony, wygrana polityka reprezentującego skrajnie lewicowe poglądy może oznaczać dla partii problemy w perspektywie całego kraju. Szarżujący marksistowki nurt jest powszechnie postrzegany nie jako atut, lecz obciążenie w wyborach generalnych. Widać to było chociażby w rozterkach czołowych demokratów odnośnie oficjalnego poparcia dla Mamdaniego. Powstrzymali się od tego m.in. były prezydent Barack Obama i lider demokratów w Senacie, Chuck Schumer.
– kończy nasz rozmówca.