KSIĄŻKA | ZGODA - rząd i służby Tuska w objęciach Putina Zamów zanim Tusk zakaże tej książki!

Trzy scenariusze dla Gruzji. Powyborcze tygodnie politycznej przepychanki

Spacerując szczytem wzgórza wznoszącego się nad centrum Tbilisi, w pewnym momencie trafimy na mur, a za nim wielką budowlę. To dom Bidziny Iwaniszwilego, miliardera i nieformalnego lidera partii Gruzińskie Marzenie. Już niedługo dom ten może stać się rezydencją dyktatora Gruzji - pisze "Gazeta Polska".

Protesty w Tbilisi
Protesty w Tbilisi
DerFuchs, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0> - Wikimedia Commons

Wybory do parlamentu w Gruzji miały być wielkim świętem opozycji i powrotem na szybką ścieżkę członkostwa kraju do NATO i Unii Europejskiej. Stało się inaczej. Rządzące Gruzińskie Marzenie, według Centralnej Komisji Wyborczej zdobyło 54 proc. głosów. Opozycja łącznie zaledwie 37,5 proc. Tym samym partia rządząca obejmie 89 ze 150 miejsc w parlamencie, co pozwoli jej zachować władzę. Opozycyjne formacje oraz prezydent Salome Zurabiszwili ogłosili, że nie zamierzają uznawać wyników wyborów. Powoływały się przy tym na liczne fałszerstwa, do jakich miało dochodzić w trakcie głosowania. Liderzy trzech z czterech ugrupowań opozycyjnych, którym udało się przekroczyć próg wyborczy, zapowiedzieli, że ich politycy nie obejmą należnych im mandatów. Pani prezydent z kolei stwierdziła, że nie powoła nowej izby, jeżeli wybory nie zostaną powtórzone. Sytuacja na pierwszy rzut oka wydaje się patowa. Gruzińskie Marzenie dysponuje większością mandatów, ale do powołania parlamentu zgodnie z gruzińską konstytucją potrzeba 100 deputowanych, a tych partia Iwaniszwilego ma jedynie 89. Pierwsze posiedzenie musi być też zwołane przez prezydenta, a pani Zurabiszwili oznajmiła, że tego nie zrobi. Gruzję czekają więc trudne tygodnie politycznej przepychanki. 

Nie będzie drugiej rewolucji róż

Scenariusze, jakie rysują się dla politycznej przyszłości tego kraju, nie wydają się różowe. Opozycja wraz z panią prezydent nawołują społeczeństwo do masowych protestów. Mają one wymusić na Gruzińskim Marzeniu powtórzenie wyborów. Nic jednak nie wskazuje na to, aby mogły one przynieść zamierzony skutek. Sytuacja w Gruzji diametralnie różni się bowiem od tej, jaka miała miejsce w czasie rewolucji róż. W 2003 roku społeczeństwo zmęczone rządami Eduarda Szewardnadze gremialnie wsparło opozycję, a wojsko i policja rozpoczęły tajne pertraktacje dotyczące przejścia mundurowych na stronę protestujących. Odsunięcie Szewardnadzego od władzy było wynikiem prawdziwej woli narodu. Tym razem rządzący cieszą się dużym poparciem społecznym. Nawet gdyby skorygować wyniki o fałszerstwa, do jakich z całą pewnością dochodziło, to i tak Gruzińskie Marzenie wygrałoby wybory. Mogłoby utracić większość w parlamencie, ale pozostawałoby w nim ugrupowaniem z największą liczbą deputowanych. Poza tym politycy związani z Iwaniszwilim skutecznie potrafią grać na społecznych emocjach. Dojście opozycji do władzy mogłoby według nich skończyć się tak jak w 2008 roku, czyli interwencją wojsk rosyjskich. To wydarzenie działa na dużą część społeczeństwa jak szczepionka. To, co dzieje się na Ukrainie, jeszcze bardziej potęguje strach przed wojną. 

Scenariusz siłowy

Najbardziej prawdopodobny scenariusz, jaki rysuje się w tym momencie, to próba przeczekania protestów opozycji przez rządzących, a następnie objęcie władzy z naruszeniem norm konstytucyjnych. Rządzącym sprzyja fakt, że kończy się kadencja obecnie urzędującej prezydent. Nowy prezydent ma zostać wyłoniony przez parlament, zgodnie ze zmianami ustrojowymi, jakie zaszły w ostatnim czasie. Tym samym opozycja straci jedyną osobę, która może być twarzą ją spajającą. I ostatni bezpiecznik konstytucyjny. Na poziomie ugrupowań politycznych trwa bowiem nieustanny konflikt, sprzyjający jedynie rządzącym. Dość powiedzieć, że w wyborach startowało aż 17 formacji opozycyjnych, z których tylko cztery zdobyły mandaty.

Spośród nich trzy stanowią koalicje wyborcze składające się nie mniej niż z trzech ugrupowań. Największa z nich zdobyła w wyborach zaledwie nieco ponad 11 proc. głosów. Jedyne, co na poziomie programowym skutecznie spaja opozycję, to kurs proeuropejski i proatlantycki. Na innych polach trwa przerzucanie się coraz bardziej oryginalnymi pomysłami i postulatami, które odbierają opozycji powagę. Wdrożenie przez Gruzińskie Marzenie scenariusza siłowego w praktyce oznacza rozpoczęcie miękkiej dyktatury w Gruzji. Iwaniszwili nie będzie mógł bowiem zawrócić z drogi sięgania po rozwiązania antydemokratyczne dla utrzymania władzy. Przejęcie jej przez opozycję w przyszłości groziłoby mu bowiem odpowiedzialnością konstytucyjną. Na to nie będzie mógł sobie pozwolić. Dla Gruzji oznacza to coraz mocniejsze zbliżenie z Rosją, prześladowania środowisk opozycyjnych i likwidację wolnych mediów. Do tego ostatniego Iwaniszwili już się zbliżył, tworząc ustawę o agentach zagranicznych, wzorowaną na rozwiązaniach wdrożonych w Rosji przez Putina. 

Porozumienie ponad podziałami

Bardzo mało prawdopodobny wydaje się scenariusz porozumienia opozycji z rządzącymi i przeprowadzenia powtórzonych wyborów. Drobna szansa na takie rozwiązanie jednak istnieje. Przede wszystkim, Iwaniszwili czuje się niezwykle mocny i może liczyć na osiągnięcie po raz kolejny zwycięstwa, które ostatecznie odbierałoby wiarygodność opozycji. Przed wariantem siłowym może powstrzymywać go także potencjalne uderzenie sankcjami w jego biznesy. Nie przez przypadek stara się on balansować pomiędzy Rosją a Unią Europejską. Taka polityka najlepiej służy nie tylko propagandzie, którą skutecznie używa Gruzińskie Marzenie w polityce wewnętrznej. Jest ona też korzystna z punktu widzenia kondycji jego imperium finansowego. I to ono jest dla niego najważniejsze. Formacja polityczna, którą kieruje z tylnego siedzenia, służy mu głównie za narzędzie pozwalające skutecznie pomnażać majątek. 

Nóż w plecy

Najmniej prawdopodobne jest przejęcie władzy przez opozycję – nie tyle w wyniku protestów, bo to na dziś mission impossible, lecz zdrady w łonie formacji rządzącej grupy deputowanych. Teoretycznie zdrada taka mogłaby dać opozycji większość i pozwolić rozliczyć polityków Gruzińskiego Marzenia. Podobny scenariusz, lecz prowadzący nie wprost do władzy, lecz do przedterminowych wyborów, mogłaby dać zdrada kierownictwa resortów siłowych. Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku zdradę taką musiałyby poprzedzić zakulisowe negocjacje. Pytanie jednak, z kim negocjować, skoro opozycja nie potrafi się porozumieć w najbardziej podstawowych kwestiach? Nic nie wskazuje też na to, że wynik wyborów skłoni opozycję do połączenia się w jeden ruch i postawienia na wspólnego, wyrazistego lidera. Niewykluczone też, że w razie przewrotu, zgodnie z tym, co głosi publicznie Gruzińskie Marzenie, nie doszłoby do jakiejś formy rosyjskiej interwencji. Co prawda z jednej strony Putin utknął dziś na dobre w Ukrainie, ma potężne problemy kadrowe i sprzętowe, ale z drugiej nie może sobie pozwolić na wymierzenie kolejnego policzka. Zbyt mocno mogłoby to osłabić jego i tak nadwątloną pozycję na Kremlu. Szybki rajd na Tbilisi, ostrzał rakietowy i sankcje, które wstrząsnęłyby gospodarką Gruzji uzależnioną od gospodarki rosyjskiej, mogłyby dać rosyjskiemu dyktatorowi narzędzie w polityce wewnętrznej Rosji. Przywracałoby też ruski mir w ojczyźnie Józefa Stalina, politycznego idola rosyjskiego satrapy. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Filip Rdesiński