Koszulka "Nie Bać Tuska" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Trump żąda od Europy płacenia rachunków. Czy rzeczywiście jest coś do spłacenia?

Były prezydent USA i kandydat na przywódcę najpotężniejszego mocarstwa świata w tegorocznych wyborach podkreślił w kampanijnym tonie, że nie chce, by USA broniły przed Rosją krajów NATO, które nie płacą wymaganych kwot na zbrojenia, i będzie zachęcał Rosję do ataku na nie. Jakie właściwie kraje zagrożone przez Rosję miał na myśli Donald Trump? Tego nie wyjawił, ale kraje wschodniej flanki NATO łożą na obronność tyle, ile się zobowiązały, a nawet dużo więcej - pisze Marcin Herman w "Gazecie Polskiej Codziennie".

Donald Trump
Donald Trump
Gage Skidmore from Peoria, AZ, USA, CC BY-SA 2.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0> - Wikimedia Commons

Wypowiedź Donalda Trumpa spotkała się ze stanowczą reakcją nie tylko administracji USA, lecz także NATO, Unii Europejskiej i poszczególnych krajów. Amerykanie coraz bardziej odczuwają zmęczenie toczonymi wojnami, które bezpośrednio nie zagrażają USA. Ponadto zapewne nie znają wszystkich szczegółów i uwarunkowań, dlaczego tak się dzieje, więc można zakładać, iż uwierzą oni republikanowi, który buduje swoją kampanię na nastrojach izolacjonistycznych. Sugeruje, że problemy gospodarcze USA biorą się stąd, że Stany wykładają miliardy dolarów na rzecz innych państw.

A wielu Amerykanów nie chce uwierzyć, że potęga USA opiera się właśnie na tym, że posiadają zasięg globalny. 

Wypowiedź Trumpa

Przejdźmy jednak do tego, o czym mówił Trump. Jego wypowiedź brzmiała tak: „Jeden z prezydentów dużego kraju zapytał mnie: »Jeśli nie zapłacimy i zostaniemy zaatakowani przez Rosję, czy będzie pan nas chronił?«. Odpowiedziałem: »Nie zapłaciłeś, zalegasz z płatnościami, więc popełniłeś wykroczenie. Nie, nie będę was chronił. Właściwie zachęcałbym ich (Rosjan – przyp. red.), żeby zrobili z wami, co chcą. Musisz zapłacić, musisz płacić swoje rachunki«”.

Wypowiedź ta wymaga wyjaśnienia. Otóż nikt nie jest nikomu w NATO winien żadnych pieniędzy. Nie ma też mowy o wykroczeniu w dosłownym znaczeniu. Wiadomo jednak, że Amerykanom taka retoryka może się podobać, odwołuje się bowiem do mitu o szeryfie, który sprawiedliwie pilnuje prawa, a przy okazji pieniądze w budżecie się zgadzają.

Wielu obserwatorów słowa Donalda Trumpa odczytuje jako podnoszenie problemu niedostatecznych wydatków na obronność innych krajów NATO poza USA. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie zawarto jakichkolwiek prawnych zobowiązań, nie ma żadnego wymogu płatności, jest tylko deklaracja polityczna członków Sojuszu z 2014 r., że będą dążyć do osiągnięcia pułapu 2 proc. PKB na obronność. 

Ile Polska wydaje na obronność?

Donald Trump podnosił już temat niedostatecznych wydatków na obronność w czasie swojej prezydentury (2017−2021). Wówczas wiele państw nie spełniało ustalonego wymogu. W tym roku jednak, według wyliczeń sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, 18 z 31 krajów członkowskich Sojuszu przekroczy poziom 2 proc. PKB wydatków na obronność. Duża część państw, w tym Polska, osiągnęła ten pułap już dużo wcześniej. Ponadto praktycznie wszystkie kraje wschodniej flanki NATO (a przecież one są najbardziej zagrożone przez Rosję) osiągnęły wskazany poziom. Nawiasem mówiąc, Polska w 2023 r. wydała procentowo więcej na obronność niż USA (3,9 proc. wobec 3,49). Tak wynika z oficjalnego zestawienia przedstawionego na stronie internetowej NATO. Estonia natomiast w zeszłym roku wydatkowała na obronność 2,73 proc. PKB, Litwa – 2,54 proc., Finlandia – 2,45 proc., Rumunia – 2,44 proc., Węgry – 2,43 proc., Łotwa – 2,27 proc., Słowacja – 2,03 proc.

Zaznaczmy jeszcze raz: wbrew temu, co starają się wmówić antyprawicowi eksperci, słowa Donalda Trumpa nie mają żadnego odniesienia do Polski.

Podczas swojej prezydentury kierował największe pretensje w stronę Niemiec, które co prawda wydają coraz więcej na wojsko, ale w 2023 r. osiągnęły pułap tylko 1,57 proc. Dla przykładu, Francja wydała 1,9 proc. PKB na zbrojenia. Z tym, że już można powiedzieć, że w 2024 r. oba kraje znacznie przekroczą wymagane 2 proc., gdyż wdrażają programy unowocześnienia armii. Biorą też na siebie główny ciężar pomocy wojskowej dla Ukrainy w sytuacji, gdy USA nie są w stanie jej obecnie zaoferować. 

Sukces USA

Można więc powiedzieć, że Donald Trump dopiął swego, ponieważ zrealizował swój postulat z czasów prezydentury. A mimo to sugeruje, że właściwie nie obowiązuje fundamentalny artykuł 5, jeśli ktoś nie wydaje na wojsko tyle, ile powinien. Inna sprawa, że zwiększenie wydatków w NATO na armię to postulat nie tylko Trumpa. Do takiej konieczności od wielu lat przekonują kolejne administracje USA – w tym obecna demokraty Joego Bidena. Czynią to jednak bardziej dyplomatycznymi środkami, bardziej zakulisowo. I jak widać, skutecznie. Oczywiście, cel 2 proc. PKB został w dużej mierze osiągnięty głównie z powodu zagrożenia ze strony Rosji, ale fakt pozostaje faktem. USA mogą być coraz bardziej zadowolone z wkładu sojuszników.

Tyle że wielu wyborców za oceanem o tym nie wie.

Pretensje Amerykanów jak najbardziej można zrozumieć. Przed dekadami Europa w kwestiach bezpieczeństwa liczyła w zasadzie tylko na USA. Dzięki temu nie musiała wydawać tyle na obronność, lecz na przykład na swoje programy socjalne. Przy tym powszechne były – i wciąż można je spotkać - nastroje antyamerykańskie, chęć rywalizacji politycznej i gospodarczej z USA. Do tego jeszcze budowano zależność energetyczną od Rosji, czego przykład stanowią Niemcy. Ta sytuacja przypominała trochę nastolatka, który wszystko dostaje od rodziców, ale ma do nich pretensje i ciągle się buntuje, a z czasem wpada w bardzo złe towarzystwo. To normalny etap w życiu, problem zaczyna się, gdy taki człowiek nigdy nie dorasta i wciąż tkwi w błędzie. I Europa, zwłaszcza zachodnia, przez dekady była jak taki człowiek, który nie zamierzał niczego w swoim życiu zmieniać. Te czasy już się kończą.  

Kampania wyborcza w USA jest zwykle bardzo brutalna, w tym roku zapowiada się jeszcze ostrzej niż dotychczas. Wielu amerykańskich ekspertów mówi wręcz o „zimnej wojnie domowej”. To niebezpieczny okres dla wszystkich sojuszników Waszyngtonu. Wrogowie wolnego świata widzą, że jego główna siła ma problemy ze sobą. Pojawiają się nawet analizy wskazujące, że Rosja może chcieć wykorzystać niepewny okres wyborczy w USA, by dokonać kolejnego ataku, przynajmniej hybrydowego. To naprawdę będzie niepewny, pełen niepokoju rok, nie tylko dla Ukrainy.


Autor jest dziennikarzem TV Biełsat

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

Marcin Herman